niedziela, 28 listopada 2021

GDYBY NIE POLITYCY

 













Zdjęcie: Pixabay

Za górami, za lasami
za autostradą, co rozdziela kraj na pół
pan i pani tam mieszkali
w wypasionej chacie wielki mieli stół

przy nim krzeseł ze dwanaście
na nim świecznik, wazon, kosztowna zastawa
tylko gości brakowało
coś ich odstraszyło, cóż, przykra to sprawa

pan i pani zasmuceni
strawy aż nadto, a i alkohole przednie
od przepychu aż się mieni
lecz gdy brak przyjaciół, wszystko przy tym blednie

za górami, za lasami
za wielką rzeką, co zmierza do Bałtyku
pan i pani tam mieszkali
choć żyli wśród swoich, to jakby na styku

na dwa sorty podzieleni
w swoich głowach, bo jakżeby inaczej
wciąż do zgody się nie kwapią
przykro na to patrzeć, serce z żalu płacze

              ***
Za górami, za lasami
w nadwiślańskim kraju
gdyby nie ci politycy
… żylibyśmy w raju




sobota, 13 listopada 2021

ROZPAMIĘTYWANIE

 












Zdjęcie: Pixabay
Opadły właśnie ostatnie liście
cicho, bezwiednie, gubiąc się w locie
w tym jakże dziwnym corocznym tańcu
życia i śmierci odwiecznym splocie

karmione deszczem, muskane wiatrem
rosły na chwałę Bogu i światu
na przemian łapiąc promienie słońca
wpadały w zwykłość, w szprychy kieratu

i w tej zwykłości, ku zatraceniu
zmierzały niemal niepostrzeżenie
by wreszcie upaść na chłodną ziemię
ostatnim lata zostać wspomnieniem

niechcący depcząc, krocząc z rozmysłem
po szeleszczącym z liści dywanie
nostalgią nagle jakąś owiani
włączamy w sobie… rozpamiętywanie



piątek, 12 listopada 2021

JAKOŚ TAK MI SMUTNO













Zdjęcie: Pixabay

Są drogi, co nigdy się nie kończą
i kamienie, co ranią nam stopy
są osty i ciernie dookoła
i smutnych zdarzeń niemal pół kopy

są łzy, co nigdy nie wysychają
i krople potu zrodzone w trudzie
żale, co na wskroś przejmują duszę
i myśli tkwiące w ciągłej ułudzie

jest też nadzieja  wciąż niespełniona
co trzyma ciało, umysł przy życiu
wiara w pomyślność i w litość Niebios
lecz czasem mało jest jej w mym życiu

 

 

 

 

 







poniedziałek, 25 października 2021

I CO DALEJ?

 












Zdjęcie: Pixabay

„Alboś my to jacy tacy”
tupniem nóżką my Polacy
niech no który nam poskoczy
potrafimy go zaskoczyć

przyślem do was tam premiera
i się żaden nie pozbiera
będzie żądał i nie spocznie
trzecią wojnę wnet rozpocznie

polegniemy na tej wojnie
by mógł prezes żyć spokojnie
nie przeżyjem wśród tych zgliszczy
gdy się zły scenariusz ziści

jakby wirus nie wystarczył
życiem naszym wciąż jarmarczy
pewna spółka, taka z o.o.
a my jak te małpy w zoo…

piątek, 15 października 2021

CZEKAJĄC NA WIATR











T
amtego ranka było tak cicho
jakby o świecie zapomniał Bóg
mgła roztoczyła swój woal siny
wpełzając niemal aż pod sam próg

wtuliła w siebie łąki i drzewa
barwne ogrody i szarość dróg
kruchość motyli, ptaków śpiew błogi
różane pnącza, ciernisty głóg

stałam na ganku nie dowierzając
jak to możliwe (?) zniknął mój świat(!)
był taki piękny, nieodgadniony
ze mną w symbiozie od tylu lat…

wtopiony w ciszę czekał lękliwie
w szarawym gubiąc się bezkresie
pospołu ze mną na wiatr czekając
aż mglistą szarość, hen, w dal poniesie






środa, 6 października 2021

ZNÓW ZACZĘŁA SIĘ JESIEŃ

 













Zdjęcie: Pixabay

W miarę ciepły, ale smutny
no cóż, dzień październikowy
już nie lato, ale jesień
teraz nam zaprząta głowy

wiatr rozwiewa barwne liście
a z nim zapach przemijania
co przewija się, acz mgliście
czasem nie do okiełznania

ciepły pled z jesiennych nutek
bywa, grzeje moją duszę
lampka wina koi smutek
serial daje trochę wzruszeń…










sobota, 25 września 2021

PANIE PREZESIE,TAK PROSTO Z SERCA

 












zdjęcie: Pixabay

Piszę do Pana list prosto z serca
Pana osoba tak mnie nakręca
że nie śpię, nie jem i nic nie piję
właściwie nie wiem, czemu wciąż żyję

podobno miewa Pan wiele zalet
lecz nie dostrzegam ich jakoś wcale
może to wina mojego wzroku
nie dotrzymuje on myślom kroku

albo zwyczajnie „to wina Tuska”
on je brutalnie z głów nam wyłuskał
jako że ze mnie baba ciekawska
więc o podpowiedź, proszę, co łaska

i radzę Panu się nie krygować
przed nami zalet swoich nie chować
bo jak wieść niesie, Panie Prezesie,
nawet Herkules ich nie uniesie

lecz z samych zalet nikt się nie składa
może co nieco o pańskich wadach(?)
oj, głupia babo!, po co się pytasz?
każda głęboko przed światem skryta

na koniec listu ślę pozdrowienia
choć w mym odczuciu nic to nie zmienia
nie lubię Pana, nie kryję tego
chociaż nie życzę niczego złego

zło i tak kiedyś wpadnie na kawę
i zacznie z Panem swoją zabawę
proszę ugościć je należycie
Pan wie dlaczego… Cóż, samo życie!









piątek, 17 września 2021

STARY JAK ŚWIAT NOWY ŁAD

 













Zdjęcie: Pixabay

Za oknem cisza i nocy mrok
przysnęły nawet gwiazdy na niebie
siedzę przy biurku, by wrażeń moc
opisać w długim mailu do Ciebie

choć ze zmęczenia mylę klawisze
wciąż wystukuję słowo po słowie
wskroś przejmującą rozrywam ciszę
szumem potoku myśli w mej głowie

jedna w tym wszystkim z nich się przebija
miało być lepiej, jest jeszcze gorzej
hiperinflacja znów nas dobija
czemu pozwalasz wciąż na to, Boże?

po co nam jakiś  tam Nowy Ład
nazwany szumnie, by mącić w głowach
w nim mniej jest zysku, a więcej strat
w nowej odsłonie stare w nim słowa…

sobota, 11 września 2021

SZEPT ANIOŁA



Rozpostarte skrzydła anioła
w ciemnej nocy otchłani
i cichy szept, który woła.
Ostrzega, czy mami?

Sen, który nadejść chciał z wieczora,
wcale jakoś nie nadchodzi.
Jeszcze nie jego pora.
I noc, którą nic nie obchodzi.

Gdzieś z głębi mroku stale wychodzą
sprawy niezałatwione.
Do mego łóżka blisko podchodzą,
te aktualne i zadawnione.

Lekki szelest skrzydeł anioła,
jak delikatny podmuch wiaterka,
głos, który cicho skądś woła:
Jutro zatańczysz z nimi oberka!

Lecz, czy orkiestra gotowa do tańca,
zapytałam anioła we śnie.
Jak na paciorkach jednego różańca
w kółko powtarzał: A któż to wie… A któż to wie…

  

 

 

 

 

sobota, 28 sierpnia 2021

JESIENNA MELANCHOLlIA

 












Zdjęcie: Pixabay

Rozkołysane wiatrem liście
wirują wokół smętnego drzewa
i choć muzyki brak im do tańca
jesień w ich duszach cichutko śpiewa

pląsają  z wolna żółto-brązowe
zanim odejdą życiem zmęczone
może ostatni to już ich taniec
przed tym, co bywa nieuniknione

na koniec deszczem skropione głowy
wtulą w ramiona swej matki ziemi
by wkrótce udać się na spoczynek
zniknąć na zawsze wśród światłocieni

niezapisane w ludzkiej pamięci
niebawem skryje mgła zapomnienia
mnogie i takie kruche niezmiernie
odejdą cicho gdzieś w smugę cienia





sobota, 21 sierpnia 2021

A WTEDY

 












Zdjęcie: Pixabay

Słońce razi, prawda razi…
zwłaszcza, gdy nam w życie włazi
przysłaniamy wtedy oczy
ale wówczas łatwo zboczyć
a co jeśli
z niegdyś dobrej, prostej drogi
zawitamy w nie te progi?

nie wiadomo, czy ugoszczą
czy też psyche wskroś wychłoszczą
czy srebrniki na stół rzucą
duszę do cna zbałamucą
może stołek nam podadzą
i podzielą się swą władzą

blask jej także może razić
nie zdołamy nic poradzić
na ślepotę swą nabytą
pod czarnymi szkłami skrytą
a wtedy
już nie słońce razić będzie
lecz głupota nasza wszędzie

środa, 18 sierpnia 2021

W DRODZE PO MISKĘ RYŻU

 












Zdjęcie: Pixabay

Wstajesz rano zalękniony
niespokojny, roztrzęsiony
kilka łyków czarnej kawy
nie załatwia nijak sprawy
w koło wszyscy stroją fochy
sięgasz więc po jakieś prochy

pędzisz autem przez pół miasta
a tu korek, stop, i basta!
przekleństw rzucasz co niemiara
no bo przecież tak się starasz…
ach ten los okrutny srodze
głupki jeżdżą po tej drodze!

prędzej, durnie, mnie się śpieszy!
ach! sam diabeł już się cieszy…
szef cię znowu wypunktuje
wdepnie w ziemię, obsztorcuje
lecz Ty jedno masz na względzie
by nie odpaść w owczym pędzie

wtorek, 29 czerwca 2021

PRZY OKNIE NOCĄ

 














Zdjęcie: Pixabay

Na ciemnym niebie nocą pochmurną
kreślę kontury gwiazd skrytych w mroku
choć umykają jak myśli płoche
niosą za sobą  ulgę i spokój

układam do snu przepracowany
dzień pełen trudnych relacji z losem
szarym woalem okrywam wszystko
co jeszcze cicho szepcze swym głosem

za oknem ciemność zatarła ślady
po codzienności, marazmie zdarzeń
pora odpocząć, sen wkroczy chyłkiem
powrócę znowu do sfery marzeń…







niedziela, 13 czerwca 2021

TAKA LUŹNA PROPOZYCJA

 













Zdjęcie Pixabay

Wyjedźmy z tego kraju
najlepiej do Dubaju
albo do Honolulu
bez żalu i bez bólu

tu niebo stale płacze
o spokój trudno raczej
dokoła smętne twarze
i chłodne w krąg pejzaże

tu karmią nas mrzonkami
czczymi obietnicami
a my wciąż na tej diecie
żyjemy w innym świecie

w butelkę lud nabity
i na każdego kwity
chowa pod stołem władza
gdy ktoś się z nią nie zgadza

tu kwitnie hipokryzja
jedyna słuszna wizja
lud podzielony równo
ogólnie, jedno g…..

wyjedźmy więc daleko
po swego szczęścia deko
wyjedźmy w inne kraje
gdzie są cieplejsze maje

gdzie życie nie uwiera
codzienność mniej doskwiera
polećmy jak motyle
po normalności chwile




piątek, 11 czerwca 2021

TEGO NIE DA SIĘ ZAPOMNIEĆ


 









Zdjęcie: Pixabay

Rozgarniam wzrokiem pszeniczne kłosy
i maki dziko rosnące
chabry wilgotne jeszcze od rosy
zielone trawy muśnięte słońcem

gdzieś z zagajnika płochliwa sarna
wybiega niepostrzeżenie
tuż za nią mniejsza łania niezdarna
umyka przed mym spojrzeniem

krzykliwe ptactwo czai się w zbożu
gotowe je zdziesiątkować
zając zatrzymał się na rozdrożu
struchlały wielce, gdzie by się schować

przede mną polna dróżka w odległe
światy już utracone
po bokach sioło wiejskie, rozległe
a w głowie lata dawno minione

lecz w myślach ciągle do mnie wracają
tamte z młodości widoki
choć tak odległe, przypominają
iż tu stawiałam niegdyś swe kroki…







sobota, 29 maja 2021

LUSTRO













zdjęcie: Pixabay

Lustro jak cyganka
prawdę Tobie powie
lecz co by nie mówić
jedynie w połowie

uwidoczni zmarszczki
pasma siwych włosów
co w duszy, nie zgadnie
zajrzeć tam nie sposób

co w głowie nie zdradzi
myśli nie odgadnie
bo w lustrzanej gładzi
tylko piasek na dnie

możesz nadal skrywać
i w tym szczęście całe
to, co w Twym odczuciu
jest niedoskonałe



wtorek, 25 maja 2021

LINIA ŻYCIA












Zdjęcie: Pixabay

Jest ani krótka, ani długa,
przyznam,
przydałaby się druga,
choćby i była nieco przykrótka,
ale na zapas,
koniecznie druga, prosta, prościutka.

Ta ani prosta, ani kręta,
krzywa,
rzecz zgoła niepojęta,
panoszy, głupia, się na mej dłoni,
a ja z nią, durna,
żyję, bo muszę, w ciągłej harmonii...

 

poniedziałek, 24 maja 2021

NA PRZYSTANKU









Zdjęcie: Pixabay

Mało nas
i dużo zarazem
beznamiętnie
siedzimy obok siebie
jedno przy drugim
bez słów
niczym głaz z głazem

ufamy
że do celu dotrzemy
bezpiecznie
siedzimy i czekamy
jedno przy drugim
bez słów
dojechać w końcu chcemy


wreszcie wsiadamy

jedziemy
hen, do naszych światów
autobusem
do biur, do pustych domów
może donikąd
a może
na łąki pełne kwiatów

niestety…
kierowca był nietrzeźwy
wiezie nas do innego świata
tam
gdzie prędkość
mierzy się w świetlnych latach

 

                                                            

                                              

 

 

 

 

 

czwartek, 13 maja 2021

NIBY ZWYKŁE PYTANIE

 


















Zdjęcie: Pixabay

Ileż to już wiosen?
(Czemuż nie jesieni?)
Spytał pewien facet
pewnej pani Reni.

W irytację wprawił
biedną kobiecinę,
minie sporo czasu,
zanim złość jej minie.

Co go to obchodzi,
w jakim wieku dama?
A może lat dziesiąt
to jeszcze nie dramat?

Może włos już siwy
i wzrok nie sokoli,
ale niech już raczej
o to głowa go nie boli!

Czy to ważne wszakże,
któraż to już jesień?
Zima, lato, wiosna,
każda radość niesie.

Póki co się cieszy
życiem pani Renia,
choć jej nie rozpieszcza
i tak wiele zmienia.

… Chyba że znów jakaś
męska płeć coś palnie,
i o wiek ją spyta,
nie wprost, choć nachalnie…




poniedziałek, 3 maja 2021

O ŻONIE POLITYKA

 












Zdjęcie: Pixabay

Nie musi być zbyt mądra
lecz nosa niech nie wtyka
tam, gdzie kończy się normalność
a zaczyna polityka

jednakże niech pamięta
że i na nią lud płaci
i że z nicnierobienia
latami się bogaci

żakiecik więc niech włoży
niekoniecznie markowy
niech się czasem pokaże
tak od stóp aż do głowy

i pomacha do ludu
choćby z telewizora
zdjęcie wklei na fejsie
napisze coś na forach

albo kwiatek niech złoży
taki biało-czerwony
pod pomnikiem wodza
męża ulubionym

tylko od polityki
niech się trzyma z daleka
bo to szambo zastałe
choć rwące jak rzeka…














niedziela, 25 kwietnia 2021

CZEKAM NA WIOSNĘ











Zdjęcie: Pixabay

Czekam aż niebo znów pojaśnieje
wiatr smutne nuty gdzieś, hen, rozgoni
chabry i maki w zbożu zasieje
słońce rozgrzeje główki piwonii

czekam na słońca złote promienie
soczyste pędy zielonych liści
majowej burzy w oddali brzmienie
i bzów w ogrodach liliowe kiści

a gdy się już to wszystko ziści
szczęśliwa siądę na kwietnej łące
bądź w sadzie wśród kwitnących wiśni
powietrzem sycąc się wskroś pachnącym

na głowę włożę wianek liliowy
niech przyozdobi myśli rozgrzane
odtańczę w myślach taniec zmysłowy
przywołam chwile ciepłem owiane











niedziela, 18 kwietnia 2021

TAKIE CZASY













zdjęcie: Pixabay

Stoję przy oknie w ponurą niedzielę
ze słowami na ustach: O, ja pierdzielę…
deszcz mi nastręcza, cóż, bez urazy
jedynie słuszne obajtkowe wyrazy

miała być wiosna, lecz nas olała
Rosję Putina woli bezmała
gdzieś na Zachodzie sypnęła kwieciem
u nas króluje wciąż zimny kwiecień

miało być fajnie, pięknie i miło
ale na opak się porobiło
słońcu niespieszno, deszcz zmywa głowy
choć zmył zaledwie je do połowy

ale nie dziwi nic już nikogo
wiosna też patrzy na nas złowrogo
na polskie pola, drogi i lasy
przyszła zła zmiana, takie to czasy…




poniedziałek, 5 kwietnia 2021

MOŻE KIEDYŚ

 











zdjęcie: Pixabay

Pewnie się kiedyś poskładam na nowo
myśli nawlekę na grubą żyłkę
zacznę się wreszcie odżywiać zdrowo
pójdę donikąd choćby na chwilkę
wymknę się lękom i przygnębieniu
włączę muzykę miłą dla ucha
z wiatrem zatańczę ku zatraceniu
świat będzie patrzył, patrzył i słuchał
ja odmieniona, wręcz taka nowa…
tak będzie kiedyś, kiedyś być może
ale na razie to tylko słowa…
zmień przykry czas ten, zmień go, mój Boże




czwartek, 1 kwietnia 2021

Tunelowe postrzeganie - opowiadanie

 











zdjęcie : Pixabay

Czarny pick-up zatrzymał się przed domem kilkanaście minut po tym, jak wraz z mężem odeszli od stołu po skończonym obiedzie. Irena właśnie usiłowała upchnąć w zmywarce brudne naczynia, gdy nagle usłyszała odgłos zamykanych drzwi samochodu. Wyjrzała przez okno w kuchni i dostrzegła mężczyznę w średnim wieku zbliżającego się do bramki ogrodzenia.
- Teoś, zobacz kto to! – Krzyknęła do męża, sugerując, aby otwarł mu drzwi.
W zasadzie mogła się domyślić. Podejrzewała, że to kolejny potencjalny nabywca domu, który całkiem niedawno wystawili na sprzedaż. Tyle że zwykle oglądacze, jak ich nazywali z mężem, nie przychodzili w pojedynkę. Najczęściej w towarzystwie swoich partnerek i rzeczoznawców budowlanych. Ten był sam.
- Proszę! – zachęcił go mąż po krótkim przywitaniu. – Żona chwilowo zajęta, oprowadzę więc pana po domu sam.
Nie trwało to zbyt długo, bo też ich dom nie był jakąś okazałą willą z kilkoma sypialniami i tyleż samo łazienkami, ale zwykłym, niedużym domem jednorodzinnym. I nie było w nim nic, co w jakiś szczególny sposób mogłoby zachęcić klientów do jego kupna. Przeciwnie, brakowało garażu, ogrodzenia, dach nadawał się do wymiany. Innymi słowy, wymagał sporo nakładów finansowych.
Po tym, jak dwójka ich dzieci założyła własne rodziny i opuściła rodzinne gniazdo, uznali wspólnie z małżonkiem, że tak duży metraż nie jest im już potrzebny, ani nie stać ich na generalny remont. Marzyło im się coś małego i niedrogiego. Zwykłe mieszkanie w bloku. Biorąc pod uwagę fakt, że każdym rokiem stawali się coraz starsi i coraz mniej sprawni, koniecznie z windą.
Było jeszcze coś, co za tym przemawiało. Mieszkali na wsi. Wszędzie daleko! Brakowało już sił, by codziennie pokonywać spore odległości do sklepu, przychodni, do kościoła.
Szpakowaty mężczyzna z wydatnym brzuszkiem i oznakami pojawiającej się na głowie łysiny nie był zbyt rozmowny. Rozglądał się w te i we wte. Czasem czegoś dotykał, na przykład kafelek w łazience, albo dłonią stukał w ściany, co nieco ich dziwiło. Sprawdzał też, czy białe, plastikowe okna dobrze się otwierają, albo z dezaprobatą przyglądał się panelom na podłogach.
- To koniecznie do wymiany – mówił wskazując na drzwi, panele, kafelki. – No i ten brak garażu… To duży minus – oznajmił po chwili.
- A pan, przepraszam, że spytam, sam tu będzie mieszkał, czy z partnerką? – Wypalił jak z dwururki małżonek, choć już wcześniej Irena ganiła go za takie pytania. Nie powinien był je zadawać. Co go to obchodzi…
Mężczyźnie też chyba nie spodobało się pytanie, bo obrzucił go dziwnym, wydawać by się mogło, nieprzychylnym wzrokiem, ale zdecydował się udzielić odpowiedzi.
- Jeszcze nie wiem – stwierdził krótko, aczkolwiek zdecydowanie.
- Jak to? – znów spytał wścibski mąż.
- Ano, tak to! Jestem teraz na życiowym zakręcie i nie do końca wiem, jak dalej powinno potoczyć się moje życie – odparł wymijająco, choć jak dla Ireny wyczerpująco.
Natychmiast przyszło jej na myśl, że być może akurat co się rozwiódł, albo co gorsza, owdowiał. Mogło też być oczywiście mnóstwo innych powodów.
W międzyczasie oczami dawała znaki mężowi, żeby nie pytał już o nic więcej, bo nie dało się ukryć, że miał na to wielką ochotę. Na szczęście nie udało mu się zadać mężczyźnie kolejnego kłopotliwego pytania, gdyż ten zdążył go uprzedzić. Tym samym ponownie ich zaskoczył, a właściwie wprawił w kompletne osłupienie.
- Byli tu państwo szczęśliwi? – spytał nieoczekiwanie. – Pytam, czy ten dom jest domem szczęśliwym?
Potencjalni kupcy różne zadawali pytania na temat ich oferty, ale musiała przyznać, żadnemu z nich nigdy nie przyszło do głowy, żeby o to spytać. Kompletnie zaskoczeni, spojrzeli na siebie w myślach kombinując, jakiej mu udzielić odpowiedzi. W dodatku zgodnej z prawdą. Pytanie było czysto retoryczne, okazało się jednak, że żadne z nich nie było w stanie wydusić z siebie prostych słów, tak albo nie.
Nieoczekiwanie zadane pytanie sprawiło, że przed oczami Irenie nagle stanęło całe ich życie spędzone wspólne z Teosiem. Próbowała przypomnieć sobie w wielkim skrócie wszystkie dobre i złe chwile. Nie sposób jednak było dokonać rzetelnej oceny w tak krótkim czasie.
W oczach męża dostrzegła, że i on chyba zmaga się z podobnym odczuciem. Stali więc na wprost siebie w milczeniu, zaskoczeni pytaniem, pod obstrzałem wzroku nieznajomego, z pytającymi wyrazami na twarzach.
- Tak, chyba tak… - pierwszy odezwał się Teoś, drapiąc się za uchem.
Ten nerwowy trik zdarzał mu się, kiedy stawał przed jakimś wyzwaniem i nie wiedział, co powinien w danym momencie zrobić. Albo w jakiejś innej stresującej sytuacji.
Co zaś się tyczy osoby Ireny, w podobnych przypadkach zamieniała się w słup soli. Teraz też. Nie umiała wykrzesać z siebie ani jednego słowa. Wcześniej wiele razy zadawała sobie pytanie, czy małżeństwo z Teosiem sprawiło, że jest szczęśliwa, bądź nie. Ale nigdy nie myślała o tym pod kątem domu, który zamieszkiwali. Bo czyż kilka ścian i dach miały stanowić o czyimś szczęściu lub jego braku? Zawsze myślała, że to ludzie w nim mieszkający o tym decydują. A tymczasem…
- Jak to, chyba tak – zdziwił się mężczyzna. – Nie można być trochę szczęśliwym, trochę nieszczęśliwym. Chyba jestem, chyba nie jestem… - parafrazował słowa męża.
Widząc ich zakłopotanie, ośmielił się zadać kolejne, powiedziałaby, pytanie pomocnicze.
- Czy te ściany, meble, sprzęty, bibeloty, sprawiają, że chętnie państwo do niego wracają? Na przykład po pracy albo z podróży?
Znów spojrzeli na siebie z  mężem, równie zaskoczeni jak poprzednio. Nad tym też się nie zastanawiali. Mało tego, nie widzieli związku z tym, co zamierzali zrobić z domem. Przecież ewentualny nowy nabywca i tak zrobi w nim wszystko po swojemu. Wymieni glazurę, meble i całą resztę. Pomaluje ściany na inny kolor. Po co więc te pytania?
- Dlaczego pan pyta o takie rzeczy? – Odezwała się wreszcie, dzieląc się z nim swoimi przemyśleniami.
- Bo to dla mnie ważne, droga pani - odparł bez chwili zastanowienia. – Nie do końca wiem, na czym to polega, ale niektóre domy mają pozytywną energię. Inne wprost przeciwnie. Ciekaw jestem, jak ten dom wpłynął na państwa życie.
Potem wygłosił krótką pogadankę na temat tego, że nie warto pakować się w coś, co nie przynosi nam szczęścia i że należy unikać toksycznych ludzi i domów.
I bez jego podpowiedzi doskonale oboje o tym wiedzieli. Tyle że wciąż nie potrafili odpowiedzieć sobie na pytanie, jak to ma się do ich domu. To przecież ludzie dokonują życiowych wyborów. W głębi duszy powątpiewali, by mury mogły mieć na nie jakiś wpływ.
Mężczyzna nie zabawił u nich długo. Spytał jeszcze o cenę i możliwości negocjacji, po czym odjechał w siną dal, zostawiając obojga z dylematem. Obiecał jednak, że niebawem powróci. Wyglądało na to, że byłby chętny na jego zakup, ale najwidoczniej chciał to i owo jeszcze przemyśleć.
- Szczęśliwy dom? – pytał Teoś sam siebie, zamykając za nim drzwi na klucz. – Myślałaś kiedyś o naszym domu w ten sposób? – Dopytywał się wróciwszy do kuchni, w której usiłowała dokończyć swoją wcześniejszą pracę, przerwaną przez niezapowiedzianego gościa. Z wielkim zapałem zmywała plastikowe miski, których nie można było włożyć do zmywarki i ścierała kuchenne blaty.
- Nie – przyznała szczerze. - Ale myślę, że chyba jest szczęśliwy.
Teoś spojrzał jej w oczy i przypomniał słowa nieznajomego.
- Chyba? Trochę szczęśliwy, trochę nieszczęśliwy? Taki ni w pięć, ni w dziesięć?
- Co ty mówisz? – zirytowała się.
Ton głosu męża najwyraźniej robił się trochę przykry. Nie rozumiała, skąd ta nagła zmiana i do czego zmierza. Tego dnia jednak i tak już się nie dowiedziała. Kilka chwil później mąż zabrał wędkę i udał się nad staw znajdujący się w niedalekiej odległości od ich miejsca zamieszkania. Domyśliła się, że chciał pobyć sam. Zapewne dlatego, żeby podumać i spróbować odpowiedzieć sobie na postawione przez nieznajomego pytanie. Sama zaś usiadła z książką na kanapie, ale czytanie jakoś jej nie szło. Stale gubiła wątek. W końcu postanowiła ją odłożyć i też się nad tym zastanowić.
Nie trzeba było zbytnio się wysilać, by wspomnienia ruszyły niczym śnieżna lawina. Mnóstwo wspomnień. Wspólnie spędzonych w tym domu czterdzieści kilka lat to szmat czasu. Nieskończona ilość dobrych i złych chwil, trudnych do spamiętania, a tym bardziej do policzenia. Teraz chronologicznie przywoływane w pamięci stawały się jakby takim życiowym przeglądem wydarzeń i zarazem pewnego rodzaju rachunkiem sumienia. Żeby jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy byli w tym domu szczęśliwi, należało dokonać jakiegoś, choćby bardzo ogólnego, podsumowania. Nie sądziła, że okaże się to takie trudne.
W pewnym momencie postanowiła wspomóc się kartką papieru i długopisem. Po jednej stronie spisała te dobre chwile, po drugiej te złe. Szybko okazało się, że jedna kartka nie wystarczy.
Czas biegł nieubłaganie, na zewnątrz powoli zapadał zmrok. Co raz to zerkała przez okno, martwiąc się jednocześnie, że mąż nie wraca. Już dawno powinien być w domu. Z drugiej strony nie dziwiła się, że ociąga się z powrotem do domu. Całkiem prawdopodobne, że i on miał kłopot z dokonaniem oceny wspólnie spędzonych lat. Być może potrzebował na to znacznie więcej czasu, niż sama wcześniej założyła. Mijały godziny i w końcu zrobiło się całkiem ciemno. Z każdą minutą Irena stawała się coraz bardziej niespokojna. Zaczęły nachodzić ją złe myśli. W dodatku telefon komórkowy Teosia nie odpowiadał. Wielokrotne próby nawiązania z nim kontaktu spełzły na niczym. Zaniepokojona zdecydowała się podzielić swoimi obawami z bratem męża mieszkającym w tej samej okolicy.
- U mnie go nie ma. Może poszedł do knajpy na kieliszek wódki? – próbował ją uspokoić przez telefon. – Pewnie tak! Mężczyźni już tak mają.
Tej nocy nie położyła się do łóżka. Teoś nie wrócił na noc, a to mu się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
- Pewnie się schlał i któryś z kumpli go przygarnął pod swój dach. Nie panikowałbym – bagatelizował problem brat męża Bartłomiej, gdy kolejny raz do niego zadzwoniła.
Niestety nie miała tego jak sprawdzić. Jeśli nawet było tak, jak sugerował Bartek, nie mogła wiedzieć z kim pił i do czyjego poszedł domu. Nieprzespana noc sprawiła, że tym intensywniej zaczęła myśleć o ich małżeństwie pod kątem szczęśliwego domu. Nawet dopisała na kolejnych kartkach kilka następnych punktów. Ale kiedy próbowała dokonać ogólnego podsumowania, z przerażeniem odkryła, że znacznie więcej jest minusów niż plusów. A co, jeśli i Teoś doszedł do takich samych wniosków? Może zechce coś z tym zrobić. Na przykład powie: „Do widzenia, moja droga! Dzieci dorosły. Nie mamy już wobec nich żadnych obowiązków. Nie łączy nas żaden kredyt, żadna emocjonalna więź… Tylko wspólne rachunki.”
Powoli w duchu zaczynała przeklinać nieznajomego mężczyznę, który tego dnia pojawił się w ich domu. Gdyby nie on, pewnie żadne z nich nie wpadłoby na pomysł, żeby dokonać małżeńskiego remanentu. Wszystko byłoby po staremu. Cóż z tego, że na ich koncie pojawiło się manko. Dopóki żadne z nich nie miało tego świadomości, żyli sobie spokojnie. Może byle jak, może trochę obok siebie, ale spokojnie. Teraz ten spokój zabrał im jakiś nieznajomy mężczyzna. Wkroczył w ich prywatną przestrzeń bez ostrzeżenia i zmącił ją jednym durnym pytaniem.
Teoś nie pojawił się w domu tego dnia, ani następnego. Przerażona postawiła na nogi chyba całą okolicę, rozpytując o małżonka, ale nikt nie był w stanie jej pomóc. Brat z kolegami, zakładając najgorsze, przeszukali okolicę stawu, ale nic podejrzanego nie znaleźli. Zawsze to jakaś dobra wiadomość, ale przecież…
Trzeciego dnia odezwał się telefon męża. Odebrała go drżącymi rękami w nadziei, że usłyszy jego głos, a nie na przykład kogoś obcego, czy policji.
- Przepraszam, że się nie odzywałem – usłyszała i odetchnęła z ulgą. Szybko jednak okazało się, że przedwcześnie. – Sama rozumiesz, musiałem pomyśleć – mówił spokojnym głosem.
- Jasne! Ja też!
Teoś długo nie umiał wydusić z siebie kolejnych słów. Zaczynał i wpół słowa kończył.
- Bo widzisz, ja… ja chyba dalej… nie wiem, czy chcę…
- Co chcesz mi powiedzieć? – zaczęła się na dobre denerwować.
Gdzieś w głębi duszy czuła, że to, co za chwilę usłyszy nie będzie miłe. Ba, mało tego! Jakaś część niej powoli zaczynała odbierać sygnał płynący z wnętrza, który docierał do głowy Ireny w postaci bolesnych impulsów. Jakby ktoś delikatnie raził ją prądem. W istocie stała cała nim porażona i przerażona jednocześnie.
- Bo widzisz – zaczął po chwili nieco nieskładnie – wszystko przemyślałem. To znaczy, nasze małżeństwo. I nie będę dłużej ukrywał, że nie byłem ani w tym domu jako takim, ani z tobą w ogóle szczęśliwy.
Nie była w stanie opisać, co czuła słysząc jego słowa. W tym samym momencie włączyła się jej podświadomość i zaczęła krzyczeć.
- Przecież ty też! Dlaczego mu tego nie powiesz? Dlaczego milczysz?
Milczała, bo zabrakło jej słów. Prostych słów, które byłyby w stanie oddać jej stan ducha, który nagle zdawać by się mogło, że siłą wielkiej koparki wywrócił całe jej życie do góry nogami.
W międzyczasie małżonek nabierał coraz większej pewności siebie i pokusił się na więcej. Bez cienia wątpliwości oznajmił zdezorientowanej małżonce, nie dopytując się, co ona o tym sądzi:
- Sprzedamy ten dom i pójdziemy każdy w swoją stronę.
Przez moment przemknęło jej przez myśl, że po prostu powiedział tak, żeby sprowokować ją do kłótni. Często, gdy sam nie potrafił czegoś jednoznacznie rozstrzygnąć, podstępnie podsuwał temat, oczekując, by zrobili to za niego inni. A potem, gdy sytuacja stawała się uciążliwa, uchylając się od odpowiedzialności z miną niewiniątka mówił: „Przecież tak chciałaś/eś! Ale teraz niczego już nie była pewna. Musiała jednak zareagować.
- Nie sądziłam, że z taką łatwością przejdzie ci to przez gardło. Tyle lat razem pod jednym dachem! Nie do wiary…  - nie dokończywszy rozmowy rozłączyła się.
Chwilkę później zdecydowała się wyjść z domu, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Poczuła bowiem, że pod wpływem złych emocji zaczyna robić jej się duszno. Nigdzie jednak się nie oddalała. Usiadła na schodach prowadzących do domu.
Okazało się, że Teofil rozmawiając z nią przez telefon stał kilka kroków dalej, niemal pod samym domem. Nie od razu go dostrzegła. Chował się jakby za dorodnym krzakiem jałowca. Krótko potem usiadł koło niej.
- No, to teraz możesz jasno odpowiedzieć nieznajomemu mężczyźnie na jego pytanie, gdy znowu do nas zawita – rzekła, nie wdając się zbytnio w dyskusję.
Nigdy wcześniej nie brała pod uwagę tego, że mogliby się kiedykolwiek rozstać. I to w taki sposób.
Przez następne dni chodziła rozżalona, sprawiając wrażenie jakby zła wróżka rzuciła na nią jakieś zaklęcie i zamieniła w kałużę wody, albo w nic niewartą kupkę piasku. Piasku, który rozsypał się kopnięty butem jakiegoś nieznajomego przechodnia, który pojawił się znikąd i dokonał życiowej demolki za pomocą jednego nieskomplikowanego pytania.
Odkryła, że poprzednie lata wlekły się niczym stary, drewniany wóz drabiniasty prowadzony przez zmęczonego, na wpół zaspanego woźnicę. Woźnicę, któremu w zasadzie było wszystko jedno, kiedy dotrze do celu. Miał do przebycia pewien odcinek drogi, wyznaczony czas i polecenie dowiezienia czegoś do konkretnego punktu. Droga była długa, ciężka i wyboista. Utracił więc cały swój życiowy wigor, zesłabł  i zdążył zsiwieć. W miarę jak zbliżał się do kresu swojej podróży, być może ze zmęczenia przestawał zauważać mijane po drodze rzeczy ważne i mniej ważne, interesujące i te małoznaczące. W ogóle niewiele zauważał, choć to wszystko nadal gdzieś tam było. On patrzył tunelowo.
Życie w tunelu na dłuższą metę jest niezmiernie męczące. Z czasem wręcz niemożliwe. Nie mogła sobie wybaczyć, że tak późno oboje zdali sobie z tego sprawę. Że musiał zjawić się ktoś obcy, żeby im to uświadomić.

Niespełna miesiąc później stała przed ich, a w zasadzie już nie ich, domem w towarzystwie kilku waliz i tekturowych pudeł. Czekała na umówiony transport. Znajomego kierowcę, który miał ją z tym wszystkim zawieźć do jej nowego lokum. Niewielkiej kawalerki na obrzeżach miasta, którą wynajęła dla siebie, jak mawiała w myślach, na resztę swoich dni. Mąż miał zasobniejszy portfel, większą emeryturę, więc stać było go na wynajęcie połowy domu w okolicy. Ich dom niebawem miała zamieszkać inna rodzina.
Tego dnia było trochę chłodno i zbierało się na deszcz. Martwiła się, by kierowca zdążył przed czasem. Bagaże nie powinny były przecież zmoknąć. Tymczasem, zamiast niego ujrzała na horyzoncie znajomy czarny pick-up, którego bynajmniej się wtedy nie spodziewała. Łysawy i nieco otyły mężczyzna zaparkował przed bramą ogrodzenia, a potem wysiadł i ruszył wprost w jej kierunku.
- Dzień dobry! Czyżbym się spóźnił? – pytał, idąc i nieco dysząc.
- Zależy na co? – odparła bez entuzjazmu.
- Założyłem, że szybko państwo nie sprzedadzą tego domu i uda mi się go tanio kupić. Jest przecież taki sobie, bez wyrazu. Ale chyba się pomyliłem… Nie wierzę, że tak szybko znalazł się nabywca – najwyraźniej się z nią droczył, wprawiając przy tym w irytację.
„Może i jest taki sobie, ale tylko na niego było nas stać”, pomyślała sobie w duchu.
- No proszę! Chciał go pan jak najtaniej kupić! A ja myślałam, że przyjechał pan, żeby usłyszeć odpowiedź na zadane przez pana pytanie – próbowała z nim polemizować.
Mężczyzna zaczął przyglądać jej się spod oka, udając, że nie bardzo wie, o czym mówi. Tarmosił przy tym swoją nieogoloną brodę, jakby ręką chciał z niej usunąć dwu, może trzydniowy, zarost. Nie spodobało jej się, że pojawił się w takim momencie, ba, że w ogóle się pojawił!
- Proszę spojrzeć! – pokazała dłonią na tkwiące obok niej toboły. – Na swój sposób przyłożył pan do tego rękę! Uświadomił nam, że nie byliśmy tu szczęśliwi.
Na krótką chwilę zapanowało milczenie. Na jego twarzy nie widać było, żeby się za cokolwiek kajał. Zresztą, za co? Nic tu nie zawinił. Stał wyprostowany jak strzała z rękami w kieszeniach spodni, co ewidentnie było wyrazem ignorancji. Nie tylko wobec jej osoby, ale całej sytuacji, do której niechcąco doprowadził. I ta twarz… nazbyt pewna siebie! Irytująca. I te oczy! W duchu nazwała je rentgenowskimi. Swoje spuściła najniżej jak się dało. Trochę z rozczarowania, trochę z poczucia winy przed samą sobą. Bo przecież nigdy nie jest tak, że gdy rozpada się jakiś związek, za jego rozpad odpowiada tylko jedna strona. Co prawda od każdej reguły są wyjątki, ale nie w tym przypadku.
Po krótkiej chwili milczenia odezwała się ponownie:
- To moje. Mąż już wyprowadził się wcześniej. Zaczął nowe życie – powiedziała nieco sarkastycznie, wskazując oczami na bagaże.
- Ależ, droga pani, nie miałem wtedy nic złego na myśli… Wszystko zależy od punktu widzenia – próbował coś tłumaczyć.
- A nie od punktu siedzenia, jak mawiają niektórzy? – syknęła.
Rozmowa z nieznajomym nie trwała długo, bo zza opłotków dojrzała światła samochodu, którym miała udać się do  nowego, wynajętego mieszkania, a które to od teraz miało w pewnym sensie stanowić o jej dalszym losie. W pewnym sensie, bo przecież to ona decydowałam o tym, jak sobie ułoży w nim życie.
W międzyczasie niebo przed deszczem poczerniało na tyle, że światła samochodu były aż nadto widoczne. Poderwała się więc i złapała za pierwszy z brzegu karton.
- O! Jest moje światełko w tunelu! – Krzyknęła na pożegnanie i poprosiła, żeby opuścił posesję.
- Kto to był? – spytał znajomy w trakcie jazdy, widząc jak mężczyzna odjeżdża sprzed domu. – Jakiś kolejny chętny na kupno domu?
- Nie. Posłaniec z nieba – powiedziała wymyślając naprędce pierwsze lepsze określenie, wprawiając go, a jakże, w zaskoczenie.
Nagle uświadomiła sobie, że kto wie, może rzeczywiście taką miał rolę do spełnienia. Teoś zawsze mawiał, że w życiu nic nie dzieje się przez przypadek. A ona? Podchodziła do tego sceptycznie. Od tej pory już nie.

sobota, 27 marca 2021

SEN CZASAMI NIE PRZYCHODZI

 












Zdjęcie: Pixabay

Czekałam na nią po dniu zmęczona
w końcu nadeszła, pora wytchnienia
czarna jak sadza, noc upragniona
niosąc za sobą chwilę skupienia

spragniona ciszy i sennych marzeń
wtuliłam głowę w miękkie poduchy
żeby wchłonęły czas pełen wrażeń
codzienność szarą, życia okruchy

sen jednak nadejść wciąż nie zamierzał
mimo że księżyc pobladł przed świtem
umysł nie zasnął, dokądś wciąż zmierzał
mierzył się z prawdą, borykał z mitem

w końcu

pogasły gwiazdy na nieboskłonie
by dzień się ze snu mógł znów obudzić
choć niewyspana, wezmę go w dłonie
wiem, nie będziemy się razem nudzić…








 

poniedziałek, 22 marca 2021

MURY NIEPRZYJAŹNI

 









Zdjęcie :Pixabay

Kiedyś było jakoś fajniej
może temu, że zwyczajnie
ktoś zadzwonił, ktoś się wprosił
i listonosz listy nosił
przy okazji i nowiny
ludzie jakby z innej gliny…

teraz kurier rzuci paczkę
na gumową wycieraczkę
nie zobaczysz gazownika
zdalnie sprawdza stan licznika
ani z wodociągów pana
co mnie budził zwykle z rana

w kwarantannie ciotka, wujek
pies jedynie hałasuje
gdy kot albo ptak przeleci
ba, nie słychać nawet dzieci
a sąsiadka, mówiąc szczerze
maile śle mi w komputerze

kilka metrów dom od domu
a odwiedzić nie ma komu
wszędzie nowe, proste drogi
lecz pustawe, klimat  wrogi
rosną mury nieprzyjaźni
w tej dzisiejszej, smutnej jaźni


wtorek, 16 marca 2021

CO DALEJ?


Zdjęcie: Pixabay

Ten dzień wydaje się nie mieć końca
wcale nie cieszy
bo brak w nim słońca
zegar nie tyka, jedynie płynie
wciąż w nieskończoność
w każdej godzinie
przecieram oczy i szyby w oknach
tam teraźniejszość
grząska, podmokła
od łez, od westchnień
głupiej nadziei, co tylko mami
i to pytanie:
Co będzie z nami?

Noc jeszcze gorsza, lękiem podszyta
kołdra za krótka
dreszcz mnie przenika
dzień się odbija w niej przykrą czkawką
w snach bitwę toczy
ktoś ze strzykawką
spadają gwiazdy z ciemnego nieba
jedna po drugiej
króluje wirus
ludziom brak chleba
wszystko to razem tak mnie przytłacza
o paranoję
niemal zahacza
                     ***
I to pytanie, co brzmi banalnie:
Czy jeszcze kiedyś będzie normalnie?



 






piątek, 12 marca 2021

A DROGOWSKAZÓW BRAK














Cztery mile stąd
niby ten sam świat
lecz jakże on inny
inny w nim jest ład

to jeszcze nie Eden
pełen szczęśliwości
jedynie kraina
zwykłej normalności

słońce tam to samo
i księżyc złotawy
ludzie tam nie klęczą
choć każdy z nich prawy

nie kłócą się bożki
i wielcy bogowie
wszystko się zamyka
tylko w jednym słowie

i choć go nie głoszą
usta wszak niczyje
w duszach wszystkich ludzi
po wiek wieki żyje

cztery mile stąd
jest miejsce na Ziemi
króluje tam MIŁOŚĆ
na całej przestrzeni











 

niedziela, 7 marca 2021

JESTEŚ JESZCZE KOBIETĄ?


 










Zdjęcie: Pixabay


Połówka Ewy i pół Adama,
kobieta-facet, innymi słowy.
Ledwo otworzy oczy z rana
już ma plan pracy iście gotowy.
Nakarmi kota, męża i dzieci,
choć niekoniecznie w tej kolejności,
potem posprząta, wyniesie śmieci,
takie tam małe jej przyjemności.

Wytrzepie dywan, upierze pranie,
przytarga torby wielgachne z miasta
i choć okropne ma z tym skaranie,
przecież da rady, musi, i basta!
Kran zreperuje, żarówkę wkręci,
wymieni olej w swojej „gablocie,
nawet majonez sama ukręci
i dzięki temu oszczędzi krocie.

Sama uszyje sobie sukienkę,
naprawi czajnik zdezelowany
i choć to dla niej droga przez mękę,
jest niczym wół, ów niezmordowany.
Chełpi się swoją pracowitością,
ot, przodowniczka wszelakiej pracy,
udrękę znosząc zawsze z godnością,
bez pracy wszakże nie ma kołaczy.

W swej kobiecości się zatraciła,
nie przypomina wątłej istoty,
w rękach i w nogach cała jej siła,
jak robot rwie się do swej roboty.
Cóż, nie nadaje się na salony,
w tańcu niezgrabnie wierzga nogami,
przydomek miewa raczej wzgardzony,
Babochłop, Robot Wcielony.

Po rozum trzeba pójść jej do głowy,
zrzucić podomki, dresy, kalosze,
odstąpić pracę swemu trutniowi,
co ze swej pracy przynosi grosze.
Po to Bóg wszakże stworzył kobiety,
by były nieba uosobieniem,
dla mężczyzn źródłem piękna, podniety,
a nie facetów drugim wcieleniem.

 

czwartek, 4 marca 2021

W KOLORACH BURGUNDA

 










zdjęcie:Pixabay

Pożółkłe listy układam na dnie obojętności
okładam smutkiem i goryczą
cierpkie słowa o miłości
wspomnienia włożyłam na półkę z książkami
drobnym drukiem pisane
w pamięci latami
oplotłam jak bluszczem muzyką z dawnych lat
w kolorach burgunda
pozostał tamten świat

dziś szarością się mieni, jak jesień na polach
chłodnym wiatrem podszyta trwa
sprzecznych myśli swawola
wyblakłe od słońca czułe gesty i słowa
krążą w czasoprzestrzeni
niczym cieni rozmowa
czerwone wino pozwala przegonić złe myśli
wierzyć, że to, co już snem
jeszcze kiedyś się ziści

 







 

 

sobota, 27 lutego 2021

WIECZÓR NA ZAMKU Z BIAŁĄ DAMĄ









zdjęcie: Pixabay


Nadchodzi wieczór, cicho, powoli,
noc niemal drepcze mu po piętach,
kamienne hole chłoną kroki,
gubiąc się rychło w nocy odmętach.

Pod jej naporem skrzypią gdzieś drzwi,
cisza rozmawia ze swoim echem,
palą się świece w srebrnych lichtarzach,
tłamszone nieco nocy oddechem.

W prastarych ramach szepczą przodkowie,
panie w jedwabiach i krynolinach,
z szablą przy boku zacni panowie,
mali szlachcice w miękkich muślinach.

Do ciemnych komnat, przez szyby w oknach
księżyc się wdziera resztkami sił,
na stary zegar spogląda chyłkiem,
jakby z przeszłością w myślach się bił.

Po kątach snuje się biała dama
mrokom oddając się wskroś z lubością,
ziewając, gasi płomienie świec,
znużona chłodem i bezczynnością.

Co raz zagląda w księgi prastare,
wertując karty ich zawzięcie,
z zatkniętym w dłoni okularem
przegląda strony z wielkim przejęciem.

Czyżby szukała nań podpowiedzi
o cennych skarbach ukrytych w lochu?
Któż lepiej w końcu miałby to wiedzieć,
jeśli nie duch…
co bladym świtem znika w popłochu.










czwartek, 18 lutego 2021

KTO POMOŻE MAŁYM SKRZATOM

 












Zdjęcie: Pixabay


Targa struny wiolonczeli
zagubiony, mały skrzat
jakby jakiś niecny złodziej
nuty mu sprzed nosa skradł.

Do pomocy sprosił braci,
Bartka, Jacka i Patryka.
Może razem dają radę
i popłynie zeń muzyka.
 
Sczerwieniały małe skrzaty,
nie ze złości, lecz od pracy.
Ręce im poomdlewały
ze zmęczenia, och, biedacy!

Każdy stara się jak może,
ale wiolonczela wielka,
choć wychodzi im niezgorzej,
ona na nich z góry zerka.

Mruga nieco  rozbawiona,
lewym okiem, prawym okiem.
Chyba okulary włożę,
bo coś nie tak z moim wzrokiem.

Założyła i się dziwi,
co te skrzaty mają w głowie.
Tak bez smyczka? Nie do wiary!
Zniszczą sobie tylko zdrowie!

Dała więc im dobrą radę,
weźcie, proszę, go w obroty.
Niech nie stoi i się leni,
niech się weźmie do roboty!

Ale smyczek cienki, długi,
trzeba by rąk jeszcze kilka.
Może sprosić by kolegów?
Przecież to nie mała szpilka.

Poprosili więc o pomoc.
Więcej skrzatów, lżejsza praca.
Gdy pomogą go udźwignąć,
wszystkim będzie się opłacać

Rada będzie wiolonczela,
gdy jej struny zabrzmią żwawo.
Małym, pracowitym skrzatom
zaś bić będą wszyscy brawo.

I popłynie w krąg muzyka,
cieszyć będzie wszystkich w koło.
Dzięki wspólnej pracy skrzatów
będzie pięknie i wesoło!



















czwartek, 11 lutego 2021

WIEŻA BABEL

 









Zdjęcie: Pixabay

Jest tak cudnie
choć paskudnie
sama nie wiem, co dzieje się
jedni klaszczą
drudzy mlaszczą
burza mózgów w narodzie trwa

jedni tańczą
inni walczą
na ulicach ścierają się
jedni krzyczą
inni ryczą
i ogólnie ciekawie jest

dają kasę
i okrasę
tym, co pracą nie zhańbią się
Zenek śpiewa
mit rozbrzmiewa
jak to u nas cudownie jest

obiecanki
i cacanki
płyną żwawo do głupich głów
i za nasze
ci judasze
żyją w kraju tuż obok nas

i się dzieje
kraj niszczeje
a rozumu w narodzie brak
Kain i Abel
Wieża Babel
co narodzie z tobą nie tak?

środa, 10 lutego 2021

FRASZKI "KOŚCIELNE"


 















zdjęcie: Pixabay

ROBACZKI ŚWIĘTOJAŃSKIE
Świecą przykładem
w każdą niedzielę
w ławkach w kościele,
lecz szybko gasną ich blaski,
gdy opuszczają Dom Pański.

FANATYK RELIGIJNY
Wiara go jara
i nawet Ty, Boże,
nic tu nie pomożesz.

SPOWIEDŹ
Byłam, zobaczyłam, zgrzeszyłam.
Czemu? Nie wiem sama.
Coś mnie podkusiło,
choć przestrzegał ojciec
i karciła mama.

KATECHETKA PRAWDĘ CI POWIE
Baju, baju, baj,
był na świecie raj,
w ogrodzie nudyści,
w piekle sataniści.
…Też możesz być w raju
gdy będziesz na haju.

MODLITWA W KOŚCIELE
Daj mi, Boże, zdrowie
i w ogóle wiele,
i daj mi cierpliwość,
żebym wytrzymała
w tym naszym Kościele.

Niby dzień jak co dzień

 











Zdjęcie: Pixabay
Zadzwonił do mnie wczoraj kuzyn Michał. Ostatnio z wiadomych względów nie możemy się odwiedzać, a jedynie do siebie telefonować. Tyle że przez to nieodwiedzanie się, więź między nami nieco się rozluźniła, a i rozmowy telefoniczne stały się rzadsze. No cóż, takie są realia. Ludzie oddalają się od siebie coraz bardziej…
Kuzyn Michał ma to do siebie, że zwykle telefonuje, gdy jeszcze śpię, albo akurat zasypiam. Toteż najczęściej mam ochotę posłać go do wszystkich diabłów, ale byłoby to zbyt okrutne z mojej strony. Tam przecież panuje straszny tłok, a zważywszy na koronawirusa, o zachowaniu odpowiedniego dystansu wobec innych potępieńców nie może być mowy. I jak znam Michała, bezwzględnie pojawiłby się tam w maseczce. Kto wie, czy naczelny diabeł w ogóle by go rozpoznał…
Dzisiaj też, w samym środku nocy, o ósmej rano rozległ się przeraźliwy sygnał mojej komórki. Wyskoczyłam z łóżka na równe nogi, nie do końca zajarzywszy, co się dzieje. Dzwonek w moim telefonie jest bowiem bardzo podobny do odgłosu, który wydaje czujnik czadu. W takich momentach zwykle mam problem z prawidłową oceną sytuacji. Ustaliwszy ostatecznie, że nie muszę w piżamie wybiegać z domu i zobaczywszy na ekranie telefonu imię MICHAIŁ, nacisnęłam na tę małą, zieloną słuchawkę. Michał bardzo nie lubi, gdy go nazywam Michaiłem. Z ruskich lubi jedynie pierogi. Tyle że jego wredna kuzynka jest z natury przekorna.
- Michaił? A ty czego? Nie wiesz, która jest godzina? – Spytałam niezbyt uprzejmie, z przekory oczywiście, co go i tak nigdy nie zraża.
- Słyszałaś już, że będą bony zdrowotne? – spytał zaaferowany.
- Takie kartki jak w Peerelu? – Zapytałam, biorąc pod uwagę obecną sytuację w naszym kraju,  bynajmniej tą wiadomością nie zdziwiona. - Nie słyszałam, podkreśliłam, ale czytałam coś o tym w necie. Tylko nie wiem, jak miałoby to wyglądać – odparłam zaspana i bez entuzjazmu.
Pomyślałam, że pewnie będą tam wydzielone wizyty do specjalistów, a kto wie, może nawet do lekarzy rodzinnych oraz na inne podstawowe badania. Na zasadzie – wykorzystasz, za resztę płać! Michał jednak szybko wyprowadził mnie z błędu.
- Nie, nie! Będzie podział na cztery części: psycholog, psychiatra, łapiduch, grabarz.
- O matko! – jęknęłam. - I dlatego mnie obudziłeś tak wcześnie? – spytałam niezadowolona z jego żartu.
Tymczasem kuzyn brnął dalej.
- Zapisałem się już do psychologa i psychiatry…
- To dobrze, przyda ci się – syknęłam jadowicie.
- Nie znasz przypadkiem numeru telefonu do łapiducha i grabarza? – spytał, rozbrajając mnie całkowicie.
- Tam chyba nie ma kolejek. Nie musisz się zapisywać – zażartowałam.
- Jak nie ma, jak są! – oburzył się. – Właśnie przeczytałem w pewnym artykule, że na kremację czeka się nawet dwa tygodnie!
Poradziłam mu, żeby raczej przeczytał coś z klasyki. Ostatecznie jakiś kryminał. Ale Michał nie z tych, co czytają książki, więc moja rada z góry spotkała się z niezrozumieniem.
Rozmowa trwała jeszcze chwilę w podobnym tonie, przez co mój dzień zaczął się niezbyt obiecująco. Cały poranek myślami byłam a to u psychiatry, a to znów w krematorium. Masakra jakaś!
Grunt to jednak nie zwariować. W południe postanowiłam coś zrobić z tymi natrętnymi myślami. A że południe to pora obiadowa, więc trzeba było zająć się przygotowaniem obiadu. Tym samym swoje myśli musiałam skierować na inne tory. Niestety, w momencie, gdy robiłam farsz na pierogi, znów zadzwonił telefon. Tym razem w słuchawce usłyszałam straszny krzyk.
- Kroiłam mięso i kawałek palca też przy okazji ukroiłam! Ratuj mnie, bo krew płynie jak z zarzynanego cielaka! – darła się sąsiadka Matylda.
Ona to potrafi podnieść człowiekowi ciśnienie! Myślałam, że rzeczywiście bez przyszycia palca się nie obejdzie. Jednak jak się potem przekonałam, była to jedynie rana. Głęboka, ale na to się nie umiera. Zanim jednak okazało się to, co się okazało, usiłowałam dodzwonić się na pogotowie. Bez skutku. A gdy się już udało, usłyszałam, że nie mogą przyjechać, bo tyle mają wezwań, że nie nadążają. Poradzili zabezpieczyć ranę, palec też i zawieźć nieszczęsną kobietę do szpitala na chirurgię. I chcąc nie chcąc musiałam zadzwonić po Michała, żeby mi w tym dopomógł. Niestety, w tym czasie zdążył już wyjechać do Katowic i właśnie był w połowie drogi. Skończyło się więc na solidnym opatrunku i poleceniu sąsiadce, aby udała się do lekarza pierwszego kontaktu.
Przypomniał mi się wtedy nieco ponury żart Michała. O tych kolejkach do łapiducha i grabarza. Z tego wszystkiego dopadły mnie jakieś zimne poty i dreszcze. Obawiałam się, czy oby to nie pierwsze oznaki przeziębienia, jeśli nie czegoś gorszego.
I wtedy pojawił się na horyzoncie mąż. Widząc mnie zziębniętą, spojrzał na termometr i rzekł:
- O rany! Co tu tak zimno? Niczym w lodówce u łapiducha. Kaloryfery nie grzeją?
Mało mnie interesowało czy grzeją, czy nie. Uwierzcie mi. W naszym domu od spraw technicznych jest on. Ale skoro drugi raz w tym dniu usłyszałam o łapiduchu, to bardzo mi się to nie spodobało. I jakoś tak mój mózg mimowolnie przestawił się na czwarty etap.
Ponure myśli tego dnia nie opuszczały mnie aż do nocy. Okazało się, że rzeczywiście kaloryfery nie grzeją, bo zepsuł się piec centralnego ogrzewania. W nocy zaś przyśnił mi się gorący piec… Chyba domyślacie się jaki? Obudziłam się z krzykiem.
Uff! Jak to trzeba uważać, z kim i o czym rozmawia się z samego rana, żeby nie zepsuć sobie całego dnia. Albo po prostu rano i przed południem nie odbierać telefonów. Dla dobra naszego zdrowia psychicznego.
Kolejny więc poranek zaczęłam od zjedzenia czekolady, co i Wam od serca radzę. Może nie pomoże, ale raczej nie zaszkodzi.

niedziela, 7 lutego 2021

PANIE DOKTORZE!














zdjęcie: Pixabay


Panie doktorze!
Co dzień czuję się gorzej…
A pan mi rzecze:
Mój Boże, pani już nic nie pomoże!
Żadne botoksy, cudowne diety,
stwierdzam, niestety, syndrom starej kobiety.

Ale zalecam:
Troszeczkę gimnastyki.
Ale, że co? Z kim?
Wokół tylko stare pryki.
Pozostaje spacer do kościoła?
Stop! Wróć! Dojść tam przecież już nie zdołam!

Dręczę doktora:
Może jakieś suplementy?
I co ja słyszę?!
Że pomoże Juda święty…
Myślę więc sobie, znajdę dealera,
on zawsze zioła dobrze dobiera.

Póki co jednak
co dzień zdrowaśki klepię
i ciągle myślę,
jak tu się poczuć lepiej.
Lecz próżne trudy, baba przekwitła,
cóż jej zostało, tylko modlitwa!





wtorek, 2 lutego 2021

STARE, NIEDOBRE MAŁŻEŃSTWO

 















zdjęcie: pixabay

On – jak komando, pokrzykujący
leniwy truteń, wymagający
ona – jak osa, zła i kąśliwa
cięta i ostra, stara pokrzywa

on – ma monopol zawsze na rację
drżyjcie narody i wszelkie nacje
ona – i tak się zawsze odkuje
plotki rozpuści, zaatakuje

on - nie wybaczy, jej - wszystko jedno
stracili rozum, w tym całe sedno
człek bez rozumu jest jak roślina
odarta z liści, schnie i się zgina

i tak to czas im biegnie pospołu
wśród codzienności i łez padołu
koń by się uśmiał, lecz czy jest z czego?
oni są razem… chyba dlatego