Ma też swoje
przypadłości. A nam tak trudno przyjąć to do wiadomości. Jeszcze trudniej się z
tym pogodzić.
Niedawno zadzwoniła do mnie znajoma, z którą utrzymuję kontakt jedynie na
Facebooku. Dzieli nas spora odległość, jeśli chodzi o miejsca zamieszkania.
Ponadto w przeszłości nie pałałyśmy do siebie zbytnią sympatią, toteż nie było powodu,
żeby utrzymywać tą znajomość. Wystarcza nam od czasu do czasu kilka wysłanych
do siebie wiadomości w Messengerze. I to by było na tyle w kwestii naszej
znajomości.
Zdziwiło mnie zatem, kiedy kilka dni temu odebrałam od niej telefon. Okazało
się, że nie tyle interesuje ją moja osoba, co nasz wspólny znajomy Miecio (imię
zmienione).
- Powiedz mi, co się dzieje z Mieciem? – usłyszałam w słuchawce na dzień dobry.
- Jak to co? Nie wiem – oparłam zgodnie z prawdą, zaskoczona pytaniem.
Z Mieciem mam podobne relacje co z Basią, a co za tym idzie brak podstaw do
tego, by w jakiś szczególny sposób interesować się życiem kolegi.
- Skąd to pytanie? Coś cię zaniepokoiło? – spytałam, podejrzewając, że nie bez
powodu o niego pyta.
- Pamiętasz, jak swego czasu na Facebooku wypisywał i umieszczał różne posty
oraz zdjęcia, od których włos się jeżył na głowie? – zapytała.
- Oczywiście, trudno to zapomnieć – odparłam, mając na uwadze jego rasistowską
postawę, ale nie tylko to.
Miecio nienawidził nie tylko ludzi innej rasy, nacji czy religii. Gardził także
kobietami, poniżając je na wiele sposobów. Zaś jego zaangażowanie polityczne, w
którym stawał po stronie jedynej słusznej partii, było znane szeroko, i to
bynajmniej nie od tej dobrej strony. No cóż, światopoglądu nie wysysa się z
mlekiem matki, choć podejście rodziców do spraw egzystencjalnych może i
najczęściej ma wpływ na życie ich dziecka. Ale w przypadku Miecia tak nie było.
Rodzice byli ludźmi w porządku. Niczym szczególnym się nie wyróżniali, próżno jednak
było szukać u nich nienawiści do innych ludzi, czy przynależności do
jakiejkolwiek partii politycznej. W kogo więc wdał się nasz Miecio, trudno było
zgadnąć.
Wracając do pytania Basi, dziwiło mnie, dlaczego zwraca uwagę na jego
niegdysiejszą postawę, zwłaszcza że Miecio już tego nie robi. Zdawać by się
mogło, że zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Przynajmniej tak wynikało z
jego obecnych postów na tymże samym, popularnym komunikatorze. Mimo wszystko
jakiś cień wątpliwości nadal we mnie tkwił.
- Od niespełna roku już tak się nie zachowuje. Może się zmienił – wyraziłam
swoją opinię, powątpiewając jednakże jego w nagłą odmianę.
Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Zwykle to długotrwały proces,
najczęściej poprzedzony jakimiś przesłankami. U Miecia nic takiego nie dało się
zauważyć. W każdym razie nie na Facebooku.
- Nagła cudowna odmiana?- odparłam pytająco. - No nie. Coś się za tym kryje – trapiły
mnie podejrzenia.
Okazało się, że Basia miała jeszcze więcej wątpliwości.
- Może jednak ktoś w końcu przemówił mu do rozumu? – podpowiadałam jej,
aczkolwiek sama w to nie wierzyłam.
Basia też nie.
- Taaak, i tak z marszu, nagle mu się odmieniło! Teraz zamiast nawołujących
rasistowskich treści, publikuje same serduszka, kwiatki, miśki… Od tych kolorowych,
dziecinnych misiaczków dostaję już mdłości.
Rzeczywiście, przez niezliczoną ilość obrazków tego typu trudno się czasem
przebić na Facebooku, żeby dotrzeć do interesujących nas treści, wysyłanych
także przez innych naszych znajomych. Ale, co by tu nie mówić…
- Dobre i to – próbowałam przekonać znajomą, choć i mnie męczyły nieraz te jego
serduszka, miśki i wszelkiego rodzaju posty o miłości, a raczej jej braku.
Jakby na to nie spojrzeć, odnosiło się wrażenie, że odczuwa brak kobiety, która
obdarzyłaby go szczerym, prawdziwym uczuciem miłości. No cóż, nie on jeden. Ale
żeby zaraz tak się z tym afiszować na Facebooku? Po co? Przecież, jeśli nawet
jakaś kobieta wzięłaby sobie do serca przekaz Miecia i próbowała wyjść
naprzeciw jego oczekiwaniom, to najprawdopodobniej zrobiłaby to… z litości. A
przecież Mieciowi nie o to chodziło. A może jednak o to?
Próbowałam odnaleźć w tym wszystkim jakąś pozytywną stronę. W gruncie rzeczy
infantylne obrazki na jego stronie były zdecydowanie lepsze od tych
dawniejszych, nawołujących do nienawiści.
- Byle nie wrócił do dawnych nawyków – powiedziałam do znajomej.
Basia co prawda podzieliła moje zdanie, ale ta jego nagła odmiana nie dawała
jej spokoju. Zaczęła snuć domysły na
temat jego zdrowia. Fizycznego i psychicznego. Jej sugestie wydawały mi się
przesadzone, ale sama powoli zaczynałam się martwić, czy oby w tym, co mówi,
nie ma odrobiny prawdy.
- Nie, no chyba nic z tych rzeczy… Głowy
nie dam, ale nie zakładajmy najgorszego – polemizowałam. – Może zdał sobie
sprawę, że źle robił, a może tylko „przyczaił” się, czekając na reakcję swoich
znajomych…
- No właśnie! A propo reakcji znajomych. Zauważyłaś, że pod jego postami nie
ma żadnego oddźwięku? Żadnych lajków, serduszek, ani nawet wykrzywionych
buziek? – dziwiła się.
To akurat zauważyłam i nie ukrywam, sama wcześniej się nad tym zastanawiałam.
Misio Pysio, jak nazwała go Basia, nie wzbudzał swoją infantylnością szerszego
zainteresowania? A może było coś, co wiedzieli o nim inni, a my nie? I dlatego
nie reagowali?
Swoimi podejrzeniami co do stanu zdrowia kolegi Barbara sprawiła, że zaczęły
nachodzić mnie różnego rodzaju wątpliwości. Zwłaszcza, gdy zdradziła, że u jej
szwagra pojawił się podobny problem. Nagła zmiana osobowości w jego wypadku
spowodowana była bardzo zaawansowaną miażdżycą.
- Jednego dnia zachowuje się w miarę normalnie, a drugiego jest nie do poznania.
Czasem zapomina nawet, jak włożyć jedzenie do ust – relacjonowała Baśka. –
Innym razem ma problem trafić do łazienki. A jak już tam zostanie zaprowadzony,
zastanawia się, do czego powinien się załatwić.
- O Boże! To jest aż tak źle? – niemal jęknęłam przerażona.
Po telefonie znajomej długo o tym rozmyślałam. Zastanawiający był ten Miecia
powrót do lat dziecinnych. Co prawda każdy ma prawo publikować na Facebooku to,
co chce, nawet dziecinne obrazki, bez względu na swój wiek. Wszystko bowiem
zależy od naszego nastawienia, humoru w danym dniu, przesłania w tym zawartego.
Ale jest też jeszcze coś. Coś, co nas identyfikuje z tym, czym się dzielimy z
innymi.
Mam nadzieję, że nasz znajomy, od paru miesięcy emeryt, tylko po prostu na
starość zdziecinniał, a nas zbytnio poniosła wyobraźnia.
A co, jeśli podejrzenia znajomej nie były przesadzone? Przykro byłoby to
usłyszeć. Przykre także dlatego, że obie jesteśmy w tym samym wieku co Miecio,
a przecież starość swoje prawa ma i kto wie, czym nas jutro zaskoczy…