środa, 23 grudnia 2020

NOC WIGILIJNA







Foto:Pixabay

Przybrana w płatki śniegu,
w migotliwych gwiazd krocie,
w lampiony na ulicach,
w świąteczne drzewka tonące w złocie,
majestatyczna i cicha, niezwykła noc,
wprawia w zadumę, zachwyca,
nadziei rodzi moc.

Tyle jest w niej magii,
i tyle w niej radości,
ale też i  pokory,
zwykle zatracanej pośród codzienności,
tyle ciepła w sercach i kolędowania,
w tą najpiękniejszą z nocy,
w Noc Oczekiwania.

wtorek, 15 grudnia 2020

NASZE DRZEWKO

 











Foto:Pixabay


Spójrz, no, Jezu Drogi,
na te nasze drzewka
świątecznie przybrane,
ile na nich bombek,
świecidełek, lamet
gipsowych aniołków
śmiejących się do siebie,
wśród błyszczących gwiazdek
mają się jak w niebie.

Choć zapewne, Panie,
milej by Ci było,
gdyby to nasze drzewko
uczynkami lśniło,
spowite dobrocią
jak anielskim włosem,
współczuciem i troską
nad bliźniego losem.

Pewnie, mój Ty, Jezu,
zamiast  gór prezentów,
całej tej mnogości
świątecznych akcentów,
wolałbyś usłyszeć
słowa życzliwości,
uplecione w łańcuch
człowieczej godności.

Wiem, że chciałbyś, Panie,
żeby tak w tych bombkach
znalazły odbicie
nasze ludzkie twarze
i przykładne życie.
Spraw więc, by ta gwiazda
na drzewku zatknięta
rozświetliła blaskiem
także nasze dusze,
zwłaszcza, kiedy miną święta.

 

 

 

sobota, 5 grudnia 2020

CO Z TOBĄ NARODZIE












zdjęcie Pixabay

Opleceni jak bluszczem
korzeniami wtopieni
w marazm teraźniejszości
nowym ładem zmęczeni
tkwimy, my, szarzy ludzie
w tej grze świateł i cieni

z pewnym niedowierzaniem
ogarniamy dokoła
to, co jeszcze zostało
nikt nam zabrać nie zdołał
choć o pomstę do nieba
niejeden z nas woła

siwy kurz na ulicach
miesza się z krzykiem ludzi
lecz połowa rodaków
wciąż mrzonkami się łudzi
śniąc sen swój o przyszłości
ciągle nie chce się zbudzić

co jest z tobą, narodzie
pogrążony w letargu
kupczą twymi duszami
jak przekupki na targu
a tyś dalej zaspany
niby nie chcesz zatargu

gdy się ockniesz po czasie
nie to samo zastaniesz
miskę ryżu na obiad
suchy chleb na śniadanie
od tych, których tak czciłeś
może z łaski dostaniesz…

czwartek, 3 grudnia 2020

OD NADMIARU GŁOWA NIE BOLI

 













Foto: Pixabay

Och, gdyby tak mieć wszystkiego do woli
cieszyć się i wybierać
ach, żyć nie umierać!
Czas zweryfikować ten slogan powoli
bo czasem tak bywa
gdy czegoś nam zbywa
że jednak od nadmiaru głowa nas rozboli

pytamy więc siebie

gdzie upchnąć zakupy, komu coś podarować
pozbyć się nadmiaru
zbędnych nam towarów
jak ukryć na kontach to, co trzeba tam schować
przed zawistnym wzrokiem
złodziejaszków krokiem
żeby wszystko zatrzymać i nic nie zmarnować

i jak nie zwariować

bywa że nam trudno, burzy się ład w głowie
gdy zbyt wiele wrażeń
różnorodnych zdarzeń
chciałoby się ich pozbyć, chociażby w połowie
oddać lub zamienić
na spokój wymienić
och, gdyby tak się dało, wyszłoby nam na zdrowie!


poniedziałek, 23 listopada 2020

OCZAMI WYOBRAŹNI, CZYLI JAKIE BĘDĄ TE ŚWIĘTA

 











Foto: Pixabay

Mikołaj tylko w telewizorze
do domów raczej wchodzić nie może
cóż, w każdym razie nie powinien
choć nie on temu wszystkiemu winien

jarmark świąteczny, mgliste wspomnienie
wspominasz dzisiaj wręcz z rozrzewnieniem
te grzańce, miody, frytki, ciasteczka
gwiazdki, kolędy, bombki, kółeczka

w myślach makowiec pieczesz pachnący
w realu covid galopujący
pierniki, ciastka cynamonowe
nie zaprzątają ci raczej głowę

kurier do domów zwozi prezenty
nie żaden Gwiazdor, Anioł, czy święty
kupione w necie dla domowników
te pod choinkę, pudeł bez liku

piękna jodełka pachnąca lasem
walczy o rangę z okrutnym czasem
radość się miesza pospołu z lękiem
świąteczne dzwonki z karetki dźwiękiem

karp się na święta cieszy, bo drogi
mało kto kupi, więc spokój błogi
z grubsza się kroi w przeręblach, w stawach
pewnie zastąpi go inna strawa

goście przy stole (?), tylko pięć osób
pojąć już tego nijak nie sposób
może wydzielać zaczną pierogi
nasz „zacny” premier i prezes „drogi”?

ksiądz też z kolędą cię nie odwiedzi
nie przyjdą krewni, nawet sąsiedzi
rozdzwonią za to się telefony
niczym fanfary na wszystkie strony

dziwne te święta, smutne, nijakie
co drugi człowiek psychicznym wrakiem
Bóg szczędzi ludziom dzisiaj swych łask
wszystko powoli traci swój blask…






sobota, 31 października 2020

DOKĄD ZMIERZASZ CZŁOWIEKU










Foto: Pixabay


Ktoś nas podzielił, ktoś nas pokłócił
ktoś pajęczynę na nas zarzucił
utkaną z żalu za swoje winy
w swoim rodzaju ból ów jedyny

ktoś rzucił na wiatr słowa plugawe
ktoś zdeptał dusze, co dotąd prawe
ktoś policzkuje nas raz za razem
za świętym twarz swą kryjąc obrazem

ktoś kradnie zdrowie, lży bohaterów
ktoś, kto podstępem doszedł do sterów
ktoś, kto wciąż stąpa po kruchym lodzie
manipulator, mściwy dobrodziej

ktoś kiedyś za to poniesie karę
nader okrutną, szytą na miarę
karty historii wszak wiecznie żywe
nawet spalone, wciąż pamiętliwe

zdjęcie: "Pixabaj".

piątek, 30 października 2020

Ludzie strusie

 















Zadzwonił dzisiaj do mnie mój kuzyn Michał. Ten sam, o którym dawniej często tu pisałam. W między czasie wszystko wokół nas tak diametralnie się zmieniło, że i nasze rozmowy telefoniczne zaczęły stawać się coraz rzadsze. A w tych, które toczyliśmy, głównymi tematami, jakie się przewijały, to pytania, czy któreś z nas nie złapało coronowirusa, albo nie straciło z tego powodu pracy.  
Tematy rzeki i niewątpliwie ciekawe, ale szybko okazało się, że na swój sposób dołujące. Być może właśnie to sprawiło, że nasze rozmowy stały się coraz rzadsze, a szkoda. Mimo to nie traciliśmy ze sobą kontaktu.
Dzisiejszy telefon od Michała nieco mnie zaskoczył. I to wcale nie z tego powodu, że dawno nie rozmawialiśmy. Po dyżurnym pytaniu: „Jak się macie?”, zadał kolejne, którego bynajmniej się nie spodziewałam.
- Policzyłaś już strusie wokół siebie? – spytał znienacka.
- Jak to, nie rozumiem? – odparłam szczerze, ale szybko rozjaśniło mi się w głowie.
- Pytasz o te osoby, które zamilkły na dobre i udają, że ich tu nie ma?
- Tak. Na samym Facebooku doliczyłem się ich 145, a wszystkich znajomych mam 170 – przyznał kuzyn, a potem dodał: - Najbliższych sąsiadów doliczyłem się 30-stu. Z tego tylko 1 małżeństwo rozmawia ze mną normalnie. Tak po sąsiedzku przez płot. Reszta udaje, że są na dobrowolnej kwarantannie.
O współpracownikach w firmie wolał nie wspominać. Powiedział tylko, że wygląda to tragicznie.
- Tak cicho i pustawo na hali jeszcze u nas nie było.
I to bynajmniej nie z powodu pandemii, która wielu z nich uziemiłaby w domach. Tylko tak zwyczajnie, ludzie się od siebie odsunęli, fizycznie i psychicznie, cokolwiek to drugie by znaczyło.
- Nasz kontakt też niemal zamarł – przyznałam, przypomniawszy sobie, że i między nami sytuacja również nie jest taka jak dawniej. A przecież mogłaby być lepsza.
Nie odwiedzamy się, ale to nie znaczy, że przestaliśmy się sobą interesować. Przecież nadal myślę o swoich bliższych i dalszych krewnych, o znajomych, a nawet o tych nieznajomych, o których słyszałam, że los nie jest dla nich łaskawy.
Niedawno za sprawą Facebooka poznałam pewną panią. Okazało się, że choć fizycznie nie miałyśmy dotąd okazji się poznać, to mamy ze sobą dużo wspólnego. Mniejsza o szczegóły. W pewnym momencie pani zdradziła mi w prywatnej wiadomości, że jest poważnie chora. Bardzo poważnie. Od tamtej chwili nie mogę o niej przestać myśleć. Tak bardzo mi jej żal i szczerze jej współczuję.
Inna z kolei kobieta pożaliła się, że praktycznie nie ma już środków do życia. Jej jednoosobowa firma ledwo przeżyła poprzednie wiosenne zamknięcie zakładów pracy. A kolejne, które szykuje nam rząd, sprawi, że wyląduje w przytułku dla bezdomnych.
I znów odezwało się we mnie to samo uczucie. Ogromny żal i poczucie beznadziejności. Bo bardzo chciałabym pomóc, ale nie jestem w stanie. Samo dobre słowo to za mało.
Moje rozmyślania przerwało kolejne pytanie Michała.
- Odwiedzacie groby 1. listopada?
- Już to zrobiliśmy – odparłam, dodając, że przecież oboje z mężem jesteśmy w grupie najwyższego ryzyka, jeśli chodzi o "koronę", więc zmuszeni jesteśmy odwiedzać cmentarze w czasie, gdy prawie nie ma tam żywego ducha.
- Poszedłem na cmentarz wyczyścić pomnik  na grobie rodziców i nie uwierzysz, kogo tam spotkałem - zdradził Michał.
Opowiedział, że swoją siostrę z mężem i dwójką synów.
- Jak tylko zobaczyli, że się do nich zbliżam, uciekli! Jakbym był trędowaty! A przecież nie jestem. Jestem zdrowy! A gdyby nawet, to z odległości 5 metrów mogli mi chociaż pomachać ręką, albo krzyknąć: cześć! A oni zwyczajnie zwiali!
Michał nie krył swojego oburzenia, ja zresztą też. Okazało się, że to nie koniec. Dwa dni temu na stacji benzynowej spotkał jednego ze swoich sąsiadów, Macieja. Ten również zachował się podobnie.
- Najgorsze jest to, że po tym wszystkim zadzwoniłem do siostry. Do Macieja też. Chciałem po prostu spytać, dlaczego tak się zachowali?
- Niech zgadnę! Nie odebrali od ciebie telefonu?
- Dokładnie tak!
- Uciekają i chowają głowy w piasek! Oj, dużo znam takich ludzi – próbowałam pocieszyć kuzyna. -  Udają, że nie obchodzą ich inni, że nie obchodzi ich sytuacja polityczna w kraju, że nic ich nie obchodzi…
- Bo może rzeczywiście ich nie obchodzi – Michał widział to inaczej. – Czekają aż inni wszystko zrobią za nich. Obchodzi ich tylko własny tyłek.
- To ludzie bez serc i bez duszy, czasem chyba też bez mózgu. Za to z wielką d….
No cóż, ludzie od zawsze pokazywali swoje prawdziwe twarze w obliczu zagrożenia. Tyle że rządzący tak bardzo namieszali wszystkim w głowach, iż nie wiadomo już, skąd płynie zagrożenie. W każdym razie nie wszyscy potrafią to rozróżnić. I chyba tylko to ich jeszcze usprawiedliwia…

zdjęcie: "Pixabaj".

niedziela, 25 października 2020

A MY JAK LIŚCIE














Wokół tak mroczno, zapada zmrok
nadstawiam ucho, wytężam wzrok
szeleszczą tylko zeschnięte liście
co je niechcąco depcząc w krąg niszczę

a nie to przecież moim zamiarem
stąpam ostrożnie, rzec by, z umiarem
lecz mimo wszystko wdeptane w ziemię
tracą swe życie, co wciąż w nich drzemie

jedne zaległy tu ze starości
inne wiatr zerwał w całej mnogości
a jeszcze inne, bo tak zechciały
nieliczne tylko w górze przetrwały

spadają liście, kończy się dzień
wszystko odchodzi powoli w cień
zostaje pamięć w mowie i w piśmie
to, co błysk fleszy z życia wyciśnie…

zdjęcie: "Pixabaj".










sobota, 10 października 2020

POLEĆ TAM ZE MNĄ

 



W odległej galaktyce
gdzie nasz nie sięga wzrok
są światy równoległe
choć je przesłania mrok

tam blaskiem świecą słońca
miliardy złotych gwiazd
tam szczęście trwa bez końca
i się zakrzywia czas

wśród pól i na bezdrożach
ukrytych w gwiezdnym pyle
i w galaktycznych morzach
błogie znajdziemy chwile

polećmy tam na chwilę
choćby na krótki czas
po szczęścia odrobinę
by zagościło w nas



zdjęcie: "Pixabaj".





środa, 7 października 2020

JEST COŚ W TEJ JESIENI




W miarę ciepły, ale smutny
no cóż, dzień październikowy
już nie lato, ale jesień
teraz nam zaprząta głowy

wiatr rozwiewa barwne liście
a z nim zapach przemijania
co przewija się, acz mgliście
czasem nie do okiełznania

lecz wciąż duch się przed nim broni
ciepły pled z jesiennych nutek
uratować by mógł duszę
rozgrzać i rozgonić smutek


zdjęcie: "Pixabaj".





wtorek, 22 września 2020

LETNIA WYPRZEDAŻ MYŚLI

 











Skończył się sezon urlopów
zaczęło szare bytowanie
wsie płoną w złocie żniwnych snopów
mury miast stygną rozdygotane

spalone lica słońcem południa
wracają w chłodne, rodzinne strony
tu rzeczywistość czeka ich zgubna
czekają sępy, kruki, gawrony

trzeszczą zapchane skrzynki pocztowe
rozdęte plikiem pilnych rachunków
złorzeczą kwiaty im doniczkowe
lodówki jęczą z braku sprawunków

dzień znów się zacznie bladym świtem
praca pochłonie jak czarna dziura
gorące plaże staną się mitem
szarość przyniesie zła koniunktura

stres przeżre dusze i zmąci spokój
przez co tęsknotę wzmoże niezmierną
kolejny urlop (?) w następnym roku
przyniesie za to korzyść wymierną

 

 

 

 

 

 

czwartek, 10 września 2020

CO Z TĄ NADZIEJĄ?

 










Gdzie jesteś, nadziejo?
Odeszłaś zmęczona?
A może gdzieś w kącie
przysypiasz znużona?
Czy tylko na chwilę
udajesz niemowę?
Odezwij się wreszcie,
zachodzę o głowę.

Tylko ty mi zostałaś,
przyjaciółko droga,
bo radość i szczęście
świat przede mną schował.
Ty dajesz mi siłę,
łzy koisz codziennie,
i smutek z mej twarzy
utrącasz  niezmiennie.

Gdzie jesteś, nadziejo,
zgubiłam cię w tłumie,
szukam cię po omacku,
lecz odnaleźć nie umiem…

poniedziałek, 7 września 2020

POLECIEĆ BALONEM















Wysoko, w górę, coraz to wyżej

dosięgnąć nieba w czystym błękicie
nocą zaś gwiazdy podziwiać bliżej
w dole zostawić codzienność, życie

niezwykła podróż gdzieś po bezkresach
łąk ukwieconych i pól obsianych
pośród bezdroży, ponad stawami
i tej mnogości dróg niepoznanych

tak cieszy oczy, raduje duszę
oby bez końca… niesamowita!
w przestworzach błądząc pierzaste chmurki
kolory tęczy próbuję schwytać

by móc je potem dać smutnym ludziom
co żal i gorycz w sercach chowają
zgłodniałym dzieciom i samotnikom
niechaj im życie mdłe rozjaśniają








piątek, 28 sierpnia 2020

ACH, TEN UŚMIECH















Ten uśmiech tego pana
co to nieznany mi z imienia
przy kasie w sklepie z rana
od kilku dni na dobre
dzień mój w radosny zmienia

tak szybko płaci kartą
ciepłe pieczywo chowa migiem
lecz dla widoku tego warto
bo uśmiech ten przemiły
i pan tak patrzy tkliwie…

hej, drogi panie, zostań
choćby minutę dłużej
twój uśmiech taki ciepły
wiem, że z grzeczności tylko
lecz ja się w panu durzę…


odmówi pan kobiecie
tak na dzień dobry z rana?
to nie wypada przecie
gdy pański uśmiech sprawia
żem prawie zakochana


wtorek, 11 sierpnia 2020

Wszystko jest kwestią umowy

 


„Umówiłem się z nią na dziewiątą..” brzmią słowa popularnej piosenki, która często rozbrzmiewa w mojej głowie. Nie bez powodu. Przypomina mi, że w życiu w zasadzie wszystko jest kwestią umowy.
Umówiłam się z szefem, że w następnym miesiącu da mi podwyżkę. Teoretycznie powinien, ale czy dotrzyma umowy?
Ktoś kiedyś wymyślił ubiory, a potem je pogrupował. Jedne były dla zwykłych ludzi, codzienne i odświętne, inne dla poszczególnych grup społecznych: strażaków, policjantów, prawników, medyków, itd. Kto i co ma na siebie zakładać stało się kwestią umowną.
Jacyś ludzie dawno temu, przed wiekami, umówili się, że czarny kolor symbolizował będzie żałobę, inna grupa, że to kolor diabła.
Ktoś umówił się z kimś, i tak już zostało, że biały kolor to kolor niewinności. I w związku z tym panny młode będą zakładały na siebie suknie ślubne w białym kolorze. A co z białą flagą wywieszaną w chwili poddania się? Wynika z tego, że biały kolor to także kolor poddaństwa.
Umówiono się też, że złote obrączki symbolizować będą małżeństwo, zaś metalowe kajdanki. Hm, zależy jak na to spojrzeć… Czasem te złote też mogą okazać się kajdankami.
Jeszcze inni uznali, umówili się, że kolor tęczy to kolor LGBT. Niby wszyscy wiemy, dlaczego wybrano tęczę i co ma symbolizować. Zastanawiam się jedynie, dlaczego nie wybrano zamiast tęczy róże? Albo inne kwiaty? Są przecież w przeróżnych kolorach… Może gdyby dzisiaj składano je pod pomnikami, reakcja społeczeństwa i władz byłaby całkiem inna.
Tak, wiem, niektórzy z Was w tym momencie pomyślą sobie, że jestem niepoprawną optymistką (wersja najłagodniejsza).
A poza tym, a tobie co, kobito? Skleroza dopadła? Przecież były już wzięte na tapet białe róże.
Pamiętam, pamiętam! I to bardzo dobrze! Ale tak sobie myślę, że w przypadku kolorowych kwiatów przynajmniej stołeczne MPO ruszyłoby do pracy, co warszawskim ulicom wyszłoby na dobre. A tak, niestety, robotę ma policja i służba więzienna. Jak to ma się do poniesionych w tej kwestii kosztów, wszyscy wiemy.
Umówiły się też swego czasu kobiety i wyszły na ulice stolicy z czarnymi parasolkami. Błąd! Kolor czarny źle się kojarzy. Trzeba było wziąć na przykład niebieskie albo białe. Albo przeźroczyste. Niektórzy mawiają, że biały kolor to po prostu brak koloru… W takim razie, jak to jest z przeźroczystymi przedmiotami?
Umówili się narodowcy, że  race i petardy to doskonałe rekwizyty, żeby zwrócić na siebie uwagę. Niewątpliwie widowiskowe. Podziałało? Może na krótką chwilę tak.
A tak na marginesie, ciekawa jestem, kiedy umówią się i wyjdą na ulicę poeci albo pisarze? Oj, to by dopiero było! I każdy z nich weźmie ze sobą swój tomik poezji albo powieść. Wyobrażacie sobie te stosy książek składanych pod pomnikami? O represje względem poetów i pisarzy nie pytam, ani nie próbuję sobie wyobrazić.
W ogóle uwielbiamy się umawiać wielu kwestiach. Dokonujemy umownie podziału na ludzi lepszych i gorszych. Przyjęto, że jedni mają klasę, a drudzy nie. Te osoby, co nie jedzą mięsa są fit, a ci co jedzą, to już niekoniecznie. Że piękna cera to ta gładka, a ta z piegami wręcz przeciwnie. Że jedni ludzie są ładni z wyglądu, drudzy brzydcy.
Jakie kryteria brane są w tych wypadkach pod uwagę? Przecież wszystko jest kwestią osobistego odbioru. Jednemu podoba się to, a drugiemu tamto.
Okazuje się jednak, że nie do końca. To najczęściej także kwestia umowna. Na ogół przyjmujemy za normę to, co narzucają nam inni ludzie.
Umawianie się na coś ma swoje zalety i wady. Umowy można dotrzymać, ale można ją też podważyć, albo zerwać. Dziwne to wszystko i czasem niezrozumiałe, bo w zależności, kto i w jakim celu ich dokonuje, mogą oznaczać całkiem inne rzeczy.
Tak czy inaczej, wszystko jest kwestią umowy. Niestety, nie zawsze trafionej, tak jak w przypadku tęcz, rac, parasoli, flag i całej innej masy różnego rodzaju przedmiotów, bożków i bibelotów, które „umownie” dostąpiły miana symboli. Co zaś się tyczy symboli, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przywiązujemy do nich zbyt wielką wagę. Dlaczego? Bo ktoś, gdzieś, kiedyś na coś z kimś się umówił? Może trzeba  po prostu negocjować, zmienić zasady?
Na przykład zaproponować, że od teraz umawiamy się, iż biały kolor będzie symbolem wolności, a niebieski miłości, albo… LGBT.
Byłoby trochę zamieszania, ale tylko na początku. Bo czyż kolor, ubiór, albo opakowanie może o czymkolwiek przesądzać? Stanowić o wartości drugiego człowieka lub przedmiotu?
I tak na przykład, czy ksiądz, który nie założy kolorowych szat liturgicznych będzie gorzej głosił prawdy wiary od tego, który zrobi to w zwykłych spodniach i czystej, codziennej koszuli?
Czy rektor, profesor, itp. bez togi straci swoją wiedzę i poważanie wśród uczniów i studentów?
Czy reprezentantka najstarszego zawodu świata, zamiast kusego i wyzywającego stroju, założy na przykład strój pierwszej damy, przestanie być kobietą  z marginesu społecznego?
Czy jeśli w Walentynki królować będą serca w kolorze pomarańczowym, to zmieni to nasze uczucia względem ukochanych osób?
Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, tylko po co? Przecież to oczywiste, że wszystko jest kwestią umowy.
Umówmy się więc, że zanim znów się na coś umówimy, dobrze się chociaż nad tym zastanowimy.

środa, 29 lipca 2020

Nie mam wiedzy



Nie wiem, nie mam wiedzy, kto wykreował ten zwrot, ale z każdym dniem coraz bardziej mi się podoba. Nie trudno zauważyć, że w mediach często jest używany. Głównie oczywiście przez polityków. Być może jego protoplastą jest ktoś z sejmowych lub senatorskich ław i dlatego niemal stale słyszymy je w ich ustach.
To zwrot klucz, niezwykle przydatny. W gruncie rzeczy wszystko załatwia. Nade wszystko stanowi odpowiedź na kłopotliwe pytania i zamyka niewygodną dyskusję.
Można nie mieć wiedzy na dany temat i to jest poniekąd wybaczalne, bo przecież wszystkiego nie musimy wiedzieć. Gorzej, gdy nie ma się wiedzy w ogóle. To z kolei świadczy o niskim IQ.
Jak to jest w tym przypadku polityków, nie mam wiedzy, bo to temat rzeka i nadal pozostaje przeze mnie nieodgadniony. Powód jest prozaiczny, ich nieustanne mataczenie.
Mniejsza o polityków. Jak się okazuje, zwykły Kowalski też coraz chętniej go używa. Na przykład dzisiaj uśmiałam się z tego powodu, i to całkiem szczerze. Podczas spaceru, napotkałam także spacerującą matkę z kilkuletnim dzieckiem. Był upał, więc dziecko domagało się czegoś do picia.
- Mamuś, kupisz mi kubusia?  Bardzo chce mi się pić – usłyszałam, jak chłopczyk błagał matkę, gdy znaleźliśmy się w niedalekim sąsiedztwie wiejskiego sklepu.
- Nie mam wiedzy, czy w sklepie będzie – odparła matka, a ja o mało co nie parsknęłam śmiechem.
Osławione soki są w każdym, nawet najmniejszym sklepiku, na każdej stacji benzynowej, a ty, kobieto, nie masz wiedzy, czy tam będą? - pomyślałam sobie.
Przez jakiś czas szłam w niedalekiej odległości, kilkanaście kroków za ową panią i jej dzieckiem. Dziecko jak to dziecko, stale o coś pytało. Matka chyba była już zmęczona ciągłymi jego zapytaniami, bo odpowiadała niechętnie, raz po raz wplątując owe wyrażenie – nie mam wiedzy. Znam tą kobietę głównie z widzenia, ale to i owo już o niej słyszałam i wiem, że jest matką samotnie wychowującą dziecko. Podziwiam takie kobiety i rozumiem, że samotne macierzyństwo może być bardzo meczące. I że czasami można nie mieć ochoty na cokolwiek, a co dopiero odpowiadać dziecku na ciągłe pytania.
Niewątpliwie jestem trochę złośnicą, bo pomyślałam sobie w duchu:
Na dobrą sprawę w niektórych wypadkach kobiety zawsze mogą odpowiedzieć dziecku, gdy spyta, kto jest jego ojcem - nie mam wiedzy. Albo mężowi na pytanie, gdzie jego ulubiona koszula lub skarpety.
- Kochanie, kiedy będzie obiad?
- Nie mam wiedzy!
Albo po zakupach, gdy mąż zdziwiony brakiem pieniędzy na koncie spyta:
- Gdzie moja ostatnia wypłata? Ktoś mi wyczyścił konto…
- Nie mam wiedzy!
- Gdzie są moje krzyżówki albo ulubiony kubek?
- Nie mam wiedzy!
Albo w przypadku, gdy do cna wkurzy Was ulubiony sportowy kanał w TV, który za sprawą męża króluje w Waszym telewizorze, a także we wspólnym życiu i zapragniecie usunąć go z „listy ulubionych”.
- Kochanie, nie mam wiedzy, co mogło się z nim stać…
Oby tylko zwrot „nie mam wiedzy” nie był nadużywany.
Możliwości jest wiele. Prościej byłoby powiedzieć jak dawniej: Nie wiem!
Ale przecież w życiu nic nie jest proste, a człowiek ma to do siebie, że wręcz uwielbia go sobie komplikować. I może wydaje mu się, że nie mam wiedzy jest „z górnej półki”?

Kilka godzin później sąsiedzi raczyli się kawą w ogródku przy plastikowym stoliku pod rozłożystym orzechem. Ich domostwo jest bardzo blisko naszego.
W  pewnym momencie, gdy sąsiadka postawiła już kawę i talerzyki z ciastkami na stoliku, sąsiad zapytał:
- A gdzie cukier? Zapomniałaś przynieść?
- Nie mam wiedzy, gdzie może być – odparła ku mojej uciesze, bo wyjątkowo śmieszą mnie te słowa, choć pewnie nie powinny.
No cóż, wokół nas wszystko stale się zmienia. Także pewne zwroty i wyrażenia. Najbardziej jednak chyba sami ludzie.
A tak na marginesie: Wierzcie mi, albo nie, ale nie mam wiedzy, co się ostatnio podziało z naszym narodem. Wszyscy są jacyś inni, jakby nie oni. Ktoś rzucił na nas urok?
A może to tylko wynik mojej wybujałej wyobraźni?

poniedziałek, 27 lipca 2020

DO PRZYJACIÓŁ















Pomiędzy słońcem a deszczem
chwilą jedną a drugą
myśli płyną niezmiennie
szaro-złotą strugą

w tych szarościach i złocie
wypatruję czasami
twarzy dobrze mi znanych
których widok nie rani

jedni gonią za światłem
inni znów za błękitem
pochłonięci po kresy
doczesności swej mitem

                 ***
pogubione drogi
adres w Berdyczowie
lecz nadal jesteście
w sercu mym i w głowie



środa, 22 lipca 2020

PIASKIEM W OCZY















Z wody i piasku drobinek
stworzona wśród morskich fal
targana wichrem szalonym
spoglądam lękliwie w dal

wróżę w myślach, zasłaniam
drogę prądom niespokojnym
lecz te, mimo starania
bynajmniej nie bogobojne

krążą mewy krzykliwe
nad mą głową strapioną
chowam przed nimi oczy
i mą duszę zranioną

echo moje wołania
po horyzont, hen, niesie
lecz giną bezpowrotnie
wśród życiowych uniesień

unoszę się nad wodą
próżno wołając o pomoc
czuję jedynie zimno
wszechogarniającą niemoc









poniedziałek, 13 lipca 2020

Nieświadome własnej głupoty












Zdjęcie: Pixabay


Dzisiaj krótki tekst, bo szkoda się rozpisywać. Tak zwyczajnie, z żalu.
Za nami wybory prezydenta. I co się okazało?
Że 1/3 rodaków chce, aby prezydentem nadal został Andrzej Duda.
Tyleż samo nie chce widzieć go na tym stanowisku.
I kolejne 1/3 Polaków nie poszło do wyborów, czyli pokazało wszem i wobec, że ma to wszystko głęboko gdzieś.
Wśród tej ostatniej grupy przeważają osoby, które nie muszą specjalnie starć się o swój byt. Najczęściej są na utrzymaniu rodziców albo podatników. Dlatego jest im obojętne, co się wokół nich dzieje, byle tylko mieli co zjeść i co wypić. Jeśli nie daj Boże, przytrafi im się jakaś choroba albo inne nieszczęście, to przecież zawsze pomoże opieka społeczna, czyli państwo, czyli pozostałe 2 grupy. Ci zadowoleni z prezydenta i ci niezadowoleni z prezydenta, w domyśle z polityki rządu.
O czym to świadczy? O tym jacy naprawdę jesteśmy. My Polacy, których rozpiera narodowa duma, słowo patriotyzm odmieniamy przez wszystkie przypadki na trzeźwo i przy gorzale, i co najważniejsze, jesteśmy niezwykle przewrażliwieni w kwestii uczuć religijnych, których de facto większości rodakom tak naprawdę brak.
Dzisiaj rano jedna z moich sąsiadek, emerytka, uśmiechnięta od ucha do ucha przechadzała się dumnie po podwórku, podśpiewując. Wiadomo z jakiego powodu.
Mnie nie za bardzo było do śmiechu, bo okazało się, że co miesiąc mogłam mieć 400 zł więcej do emerytury. Te obiecane dla kobiet 200 zł na każde urodzone dziecko. Ale nie będę miała, bo to nie mój kandydat wygrał.
Spytałam więc sąsiadki, czy nie żal jej, że przez swój wybór praktycznie utraciła 1 000 zł miesięcznie. Ma bowiem pięcioro dzieci. W ciągu roku to 12 000 zł. Całkiem sporo! Tymczasem ona zdziwiona spytała, jakby nie rozumiejąc tego, co do niej mówię:
- Ale jak to?
- Ano tak to, bo Trzaskowski obiecał kobietom na emeryturze – odparłam.
- Pierwsze słyszę – jej zdziwienie sięgnęło zenitu i widać było, jak ze złości zaciska zęby. A potem dodała: – Przecież w telewizji nic nie mówili…
- W twojej z pewnością nie – odparłam.
A potem dorzuciłam, że tvpis nie miało interesu o tym informować swoich słuchaczy, bo wtedy bez dwóch zdań byłby całkiem inny układ sił politycznych, niż ten, który obecnie mamy.
- Naprawdę? – pytała mnie kilka razy z rzędu.
Kobiecie trudno było uwierzyć, jak wielki popełniła błąd. No cóż, nie od dziś wiadomo, że nic tak nie stymuluje mózgu jak pieniądze.
Takich kobiet, które nadal nie mają świadomości tego, czego się pozbawiły (między innymi oczywiście) jest mnóstwo. Tyle że jakoś mi ich nie żal. Jestem wściekła. Na to, że głupota nadal zwycięża…

sobota, 11 lipca 2020

POKRĘCONE LATO











Pełnia lata. Krótkie i niezbyt słoneczne.
Szkoda, że u nas nie trwa wiecznie,
i tylko czasem bywa bajecznie.
Jedynie ledwo cztery miesiące,
bo jakoś Polski nie kocha słońce.
My zawsze, wszędzie na szarym końcu.
Wręcz nie chce świecić się u nas słońcu.

Lecz, mimo wszystko kwitną tu kwiaty,
przez całe lato, chociaż na raty.
Żółte, czerwone, amarantowe,
ze słońcem mają cichą umowę,
ledwo zakwitną, już umierają.
Też się nie widzi im w naszym kraju.

Rosną ziemniaki, rzepak i zboże,
ale kokosów nie chcesz dać Boże.
Lecz za to trawy mamy w nadmiarze,
pełno jej wszędzie, na każdym arze.
I deptać daje się od prawieków,
jak ty w tym kraju, biedny człowieku.

Lecz, wyjątkowo lubią go ptaki.
Mają to w nosie, że jest nijaki?
Wiem! Ptaki dobrze tutaj się czują,
bo jak rodacy wciąż pokrzykują,
bo lubią wolność i lato w maju,
no i wycieczki do ciepłych krajów.

Reasumując: lato w tym kraju
jest trochę, jakby było na haju.
Na przemian szare lub kolorowe,
czasem słoneczne, częściej deszczowe.
Może dlatego tak się „szprycuje”,
bo w kraju stale coś tam fiksuje.



piątek, 3 lipca 2020

U NAS TAK JEST














Cóż, u nas tak już jest
zwyczajnie, niezwyczajnie
co dzień życiowy test
normalnie, nienormalnie

tu na rozstajach dróg
przydrożne stoją świątki
pod strzechą mieszka Bóg
codzienne tlą się wątki

ranek nabiera barw
gdy chlebem pachnie chata
a potem w gąszczu spraw
dzień się z wieczorem splata

nocą opada kurz
na życiodajną ziemię
po dniu życiowych burz
gwiazd rój skrzy się na niebie

zmorzona wtedy snem
w objęciach Morfeusza
znów przed kolejnym dniem
odpocząć musi dusza…





niedziela, 21 czerwca 2020

Siedem żon



Włączyłam dzisiaj telewizor, trochę z nudów, bo na zewnątrz nieustająco pada deszcz. Akurat trafiłam na jakiś amerykański film. Mniejsza o tytuł i aktorów w nim występujących. Była to przygłupawa, amerykańska komedia, jakich w TV wiele. Jeden z aktorów mówił do drugiego, że uwielbia kobiety i tak w ogóle to chciałby mieć 7 żon!
Marzyło mu się, żeby co rano budzić się, a na stole w kuchni czekałoby go 7 rodzajów śniadań. W południe miałby do wyboru menu z 7. zestawami obiadowymi, na kolację, a jakże, też 7 różnych potraw. A on przebierałby, wybierał te najlepsze, i tak dalej. Między tym oczywiście byłyby jeszcze desery, piwka i cała gama przekąsek. Oczywiście też do wyboru.
Czysta abstrakcja, ale pomarzyć wolno! I koniecznie policzyć, ile to wszystko będzie go kosztować. Przecież nie jest szejkiem. Na tym nie koniec marzeń tego pana.
Wszystkie jego żony codziennie podsuwałyby mu czyste koszule, bieliznę, spodnie, a następnego dnia walczyły między sobą, która z nich ma je uprać.
A wieczorem…. Wieczorem mogłoby być ciekawie. Tyle że już to gdzieś widzieliśmy… W filmie „Och Karol!”. I dobrze wiemy, jak to się skończyło.
Panów czasem ponosi fantazja i my, kobiety, przywykłyśmy już do ich niekiedy nierealnych marzeń i niezrównoważonych pomysłów.

Dla odmiany pomyślałam sobie, co by to było, gdyby tak odwrócić sytuację. Jedna kobieta i 7 mężów? Od razu jednak porzuciłam ów niedorzeczny pomysł.
Bo pomyślcie, drogie Panie, czy któraś z Was chciałaby mieć 7. Facetów w domu? Podejrzewam, że żadna!
Codziennie przygotowywać im 7 rodzajów śniadań, bo przecież panowie na ogół są wybredni i każdy ma „swój smak”. Obiady? To dopiero byłby problem! Kolacje podobnie. No i zmywarki – koniecznie ze cztery!
Codziennie zbierać 7 par brudnych skarpet z podłogi? W żadnym wypadku! O bieliźnie nie wspomnę. W domu byłoby 7 telewizorów, bo przecież każdy byłby panem swojego pilota. Każdy też oglądałby inny program, głównie polityczny, przy czym w grę wchodziłyby różne opcje polityczne. Wyobrażacie sobie ich kłótnie z tego powodu? No chyba że akurat transmitowany byłby jakiś mecz.
O krzyżówki toczono by wojny, podobnie jak i o to, który z panów miałby wynieść śmieci.
Pod domem stałoby 7 samochodów, najczęściej tych z dolnej półki, w różnym stanie technicznym, często z włączoną na cały regulator muzyką. Z każdego oczywiście wydobywałby się inny rodzaj muzyki.
O tym, że toaleta byłaby najczęściej zajęta i chcąc z niej skorzystać, trzeba by pójść do sąsiadów, albo podjechać do miejskiego szaletu, wolę nie myśleć.
Jedyny plus tej sytuacji, jaki można by dostrzec to to, że każdy z panów przynosiłby do domu jakąś wypłatę. Mniejszą lub większą, ale zawsze to jakieś pieniądze. Chociaż nie… Szybko mogłoby się okazać, że panowie i tak przejedzą lub przepiją całą kasę, zatem żaden to plus.

Ponieważ jestem w wieku sześćdziesiąt plus, coraz częściej myślę o starości.
I tak sobie pomyślałam…
Czy rzeczywiście ów pan z tv chciałby mieć 7 starych, pomarszczonych, przygarbionych, nie trzymających moczu i narzekających na stare kości kobiet?
I czy któraś z pań chciałaby mieć na starość w domu 7. starych zgredów, skąpych, marudnych, wiecznie zmęczonych i schorowanych, kłócących się z własnym cieniem i swoją prostatą? Bardzo wątpię!
Wniosek z tego taki, że nawet w marzeniach trzeba wziąć pod uwagę wszystkie za i przeciw.

środa, 17 czerwca 2020

NA DZIEŃ DOBRY W DESZCZOWY DZIEŃ















Co ci powiedzieć mam na dzień dobry
oprócz słów kilku
niewyszukanych
czymże zaskoczyć cię o poranku
co od zarania
nieco zaspany

a może schwycić dżdżu kropel kilka
w me dłonie jeszcze
ciepłe od nocy
podmuchem wiatru otulić szyję
co wieje z rana
z całej swej mocy

może zapachem skusić cię kawy
lub filiżanką
dobrej herbaty
między słowami, co szybko giną
zmełłone w ustach
jak croissanty

może porannej szelest gazety
wyrwie z letargu
myśli przyćmione
co jak te okna deszczem spłakane
jeszcze nie wiedzą
w którą biec stronę

dzień dobry, miły, dzień pora zacząć
mimo że smutny
taki nijaki
nie miej mu za złe, że się nie spisał
być może zdąży
nadrobić braki







poniedziałek, 8 czerwca 2020

ROZMOWA Z NIEBEM















Za siódmą chmurą
błękitu milą
za myśli górą
i życia chwilą
jest wielka otchłań
jak czarna dziura
wciąga tak samo
choć mniej ponura

giną w niej słowa
i zapytania
na próżno co dnia
moje starania
chociaż niebieska
NIEBEM nazwana
nie odpowiada
na me pytania

a tak chciałabym
czasem porady
lecz NIEBO milczy
tak dla zasady(?)
stąd wątpliwości
że tam w błękicie
ze wszech miar czeka
nas boskie życie…



piątek, 5 czerwca 2020

ZAŚPIEWAM CI, LOSIE, PIOSENKĘ













Pozostało gdzieś w tyle chwil tyle
za nami
przed oczami cień nocy
wspomnienie dnia
myśli schodzą lawiną i giną
po prostu
rozpędzona machina
w nieznane gna
jutro spojrzysz mi w oczy, zaskoczysz
jak zawsze
zmącisz spokój mej duszy
ot, taka gra
wisieć będziesz nade mną, przede mną
codziennie
nie wiadomo jak długo
i co mi dasz
zbierzesz losie jak zwykle pokłosie
swej pracy
możliwie ile się da
i tak to trwa
la, la, la,
i tak to trwa
la, la, la…
Zaśpiewam ci, losie, piosenkę
a ty chwyć mnie do tańca pod rękę
zatańczymy ze sobą walczyka
tylko, losie, mi znowu nie fikaj
la, la, la,
niech tak to trwa
la, la, la,
nich tak to trwa


Z BUKIETEM MAKÓW













Szukała maków wśród łanów zboża
pośród złotawych kłosów żyta,
błądząc pomiędzy jak dziewka hoża,
wiejskim odzieniem skromnie okryta.

Chyląc na boki żółtawe kłosy,
stąpała wolno, niepostrzeżenie,
płonęły w słońcu jej rude włosy,
czerwonych maków ucieleśnienie.

Płomienny bukiet, wcale niemały,
trzymała w swojej niebawem dłoni,
wśród rudych włosów nieco rozwianych,
jeden zatknęła tuż na swej skroni.

Zaiste widok był ci to miły,
panna wśród zboża z bukietem maków,
ruda jak mak, co ją zdobiły,
wśród łanów żyta i śpiewu ptaków.

Sunęła wolno, niemalże płynąc,
w bezkresnej zboża złotej otchłani,
dojrzałe kłosy przed sobą chyląc,
wielce dostojna makowa pani.

Strojna jak wiosna w makowe kwiaty,
z dumą na bukiet swój spoglądała,
w kolor czerwieni tak przebogaty,
jakby od losu prezent dostała.

I tylko malarz, może przygodny,
uchwycić zdołałby na swym płótnie,
zachwyt dziewczyny, umysł pogodny,
i jeszcze oczy jej bałamutne.




niedziela, 31 maja 2020

Odważni ignoranci



Dopiero co podzielono nas na lepszy i gorszy sort, a już powoli zaczynamy być szufladkowani na inny sposób. Na oświeconych i na koronaświrusów.
Oświeceni to oczywiście ci z nas, jak się dzisiaj dowiedziałam z wpisu na Facebooku od jednej pani z listy moich znajomych, którzy twardo stoją na stanowisku, że koronawirus to „ściema” rządzących. Mająca jedynie służyć  (delikatnie mówiąc) do rozchwiania krajowej gospodarki. W tym konkretnym przypadku polskiej gospodarki. Nie wiem, jak się ma do tego ten „rzekomy” wirus względem gospodarek innych krajów, ale przecież wszystkiego wiedzieć nie muszę.
Tak zwani koronaświrusi to zdaniem tej pani osoby, między innymi ja, które się go boją i tym samym niejako niepotrzebnie nakręcają spiralę strachu. Zamykają się w domach, noszą maseczki, rękawiczki, nie posyłają dzieci do szkół, nie chodzą do kościoła. Innymi słowy, nie chcą nikogo zarazić. Robią to wszystko, co nakazuje im rząd i własne sumienie. W dalszym rozumowaniu tej pani – i rząd i koronaświrusi są winni temu, że niektóre firmy nie zarabiają, a ludzie dostają obniżone pensje, albo nie dostają ich wcale.
No cóż, ludzie zawsze dzieli się na odważnych i strachliwych (i wrażliwych), co ostatnio przypomniał mi na kazaniu w Internecie jeden z księży, narzekający na brak wiernych w kościołach. Ale czy w odniesieniu do koronawirusa można w ogóle spojrzeć na całą sprawę w ten sposób?
Każdy boi się o siebie, o swoich bliskich, o utratę pracy i środków do życia. Nie każdy jednak chce się do tego przyznać. Niektórzy udają tylko odważnych, nazywając siebie oświeconymi i próbują wszystkim wmówić, że wirus to tylko spisek pewnych grup osób rządzących światem. Czy rzeczywiście w to wierzą, czy tylko próbują oszukać samych siebie, trudno dociec.
Ileż to razy słyszałam ostatnio od niektórych ignorantów: „Wirusa nie ma!”. „To wymysł Billa Gatesa, albo Sorosa, którzy chcą zniszczyć społeczeństwo”. Albo wręcz słynna już „Wina Tuska”, „który chce doprowadzić do upadku obecnego rządu i wrócić znów do władzy”.
Czasem ogarnia mnie irytacja, to znów gniew, innym razem przepełnia tylko pusty śmiech. Trudno się dziwić ludziom z nizin społecznych, którzy nigdy w życiu nie przeczytali nic mądrego, a na szkołę od zawsze rzucali kamieniami. Takich ludzi łatwo omamić. Wystarczy im coś obiecać. Czasem wręcz niewiele. Ale coraz częściej podobne teksty czyta się i słyszy słowa od ludzi wykształconych, wydawać by się mogło, inteligentnych.
Zmanipulować podobno można każdego. Niestety, nie da się tego zrobić z wirusem. A tak czasem chciałoby mu się powiedzieć: „Weź, idź sobie tam, gdzie w ciebie nie wierzą. Niech cię poznają. Zostaw umęczonych do granic wytrzymałości medyków, odpuść ludziom starym, i tym schorowanym, odpuść młodym, przed którymi życie dopiero stanęło otworem. Zostaw bezbronne dzieci i ich zapłakanych rodziców”.
Ale wirus nie posłucha . On sobie po prostu jest. Ma się dobrze i jest odporny, przede wszystkim na ludzką głupotę. Karmi się nią i przenosi na innych ludzi. Chętnie poszuka schronienia w szufladce z napisem JESTEŚMY ODWAŻNI. Albo OŚWIECENI.
Schowa się, zagrzeje, nabierze sił, a potem uderzy, ze zdwojoną siłą. Przez „odważnych ignorantów” zachorują kolejni ludzie, stracą życie niewinne istoty. W pierwszej kolejności wybierze tych najsłabszych. Takie już wirusów odwieczne prawo. Zawsze tak jest, nie tylko w kwestii koronawirusa. Tak już Bóg zaprogramował ten świat. Zostaną najsilniejsi.

poniedziałek, 25 maja 2020

MATKA















Jest na tym świecie taki Ktoś
kto kolorowe rozdaje sny
czułością darzy cię na wskroś
i dobrym słowem ociera łzy

jest na tym świecie taki Ktoś
kto na rozstaju stoi twych dróg
o zdrowie dla niej Boga dziś proś
kolce, co ranią usuń spod nóg

w swym sercu rozpal miłości żar
spraw, by spokojne miewała sny
największy bodaj to dla niej dar
i może jeszcze majowe bzy





Starość swoje prawa ma




















Ma też swoje przypadłości. A nam tak trudno przyjąć to do wiadomości. Jeszcze trudniej się z tym pogodzić.
Niedawno zadzwoniła do mnie znajoma, z którą utrzymuję kontakt jedynie na Facebooku. Dzieli nas spora odległość, jeśli chodzi o miejsca zamieszkania. Ponadto w przeszłości nie pałałyśmy do siebie zbytnią sympatią, toteż nie było powodu, żeby utrzymywać tą znajomość. Wystarcza nam od czasu do czasu kilka wysłanych do siebie wiadomości w Messengerze. I to by było na tyle w kwestii naszej znajomości.
Zdziwiło mnie zatem, kiedy kilka dni temu odebrałam od niej telefon. Okazało się, że nie tyle interesuje ją moja osoba, co nasz wspólny znajomy Miecio (imię zmienione).
- Powiedz mi, co się dzieje z Mieciem? – usłyszałam w słuchawce na dzień dobry.
- Jak to co? Nie wiem – oparłam zgodnie z prawdą, zaskoczona pytaniem.
Z Mieciem mam podobne relacje co z Basią, a co za tym idzie brak podstaw do tego, by w jakiś szczególny sposób interesować się życiem kolegi.
- Skąd to pytanie? Coś cię zaniepokoiło? – spytałam, podejrzewając, że nie bez powodu o niego pyta.
- Pamiętasz, jak swego czasu na Facebooku wypisywał i umieszczał różne posty oraz zdjęcia, od których włos się jeżył na głowie? – zapytała.
- Oczywiście, trudno to zapomnieć – odparłam, mając na uwadze jego rasistowską postawę, ale nie tylko to.
Miecio nienawidził nie tylko ludzi innej rasy, nacji czy religii. Gardził także kobietami, poniżając je na wiele sposobów. Zaś jego zaangażowanie polityczne, w którym stawał po stronie jedynej słusznej partii, było znane szeroko, i to bynajmniej nie od tej dobrej strony. No cóż, światopoglądu nie wysysa się z mlekiem matki, choć podejście rodziców do spraw egzystencjalnych może i najczęściej ma wpływ na życie ich dziecka. Ale w przypadku Miecia tak nie było. Rodzice byli ludźmi w porządku. Niczym szczególnym się nie wyróżniali, próżno jednak było szukać u nich nienawiści do innych ludzi, czy przynależności do jakiejkolwiek partii politycznej. W kogo więc wdał się nasz Miecio, trudno było zgadnąć.
Wracając do pytania Basi, dziwiło mnie, dlaczego zwraca uwagę na jego niegdysiejszą postawę, zwłaszcza że Miecio już tego nie robi. Zdawać by się mogło, że zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Przynajmniej tak wynikało z jego obecnych postów na tymże samym, popularnym komunikatorze. Mimo wszystko jakiś cień wątpliwości nadal we mnie tkwił.
- Od niespełna roku już tak się nie zachowuje. Może się zmienił – wyraziłam swoją opinię, powątpiewając jednakże jego w nagłą odmianę.
Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień. Zwykle to długotrwały proces, najczęściej poprzedzony jakimiś przesłankami. U Miecia nic takiego nie dało się zauważyć. W każdym razie nie na Facebooku.
- Nagła cudowna odmiana?- odparłam pytająco. - No nie. Coś się za tym kryje – trapiły mnie podejrzenia.
Okazało się, że Basia miała jeszcze więcej wątpliwości.
- Może jednak ktoś w końcu przemówił mu do rozumu? – podpowiadałam jej, aczkolwiek sama w to nie wierzyłam.
Basia też nie.
- Taaak, i tak z marszu, nagle mu się odmieniło! Teraz zamiast nawołujących rasistowskich treści, publikuje same serduszka, kwiatki, miśki… Od tych kolorowych, dziecinnych misiaczków dostaję już mdłości.
Rzeczywiście, przez niezliczoną ilość obrazków tego typu trudno się czasem przebić na Facebooku, żeby dotrzeć do interesujących nas treści, wysyłanych także przez innych naszych znajomych. Ale, co by tu nie mówić…
- Dobre i to – próbowałam przekonać znajomą, choć i mnie męczyły nieraz te jego serduszka, miśki i wszelkiego rodzaju posty o miłości, a raczej jej braku.
Jakby na to nie spojrzeć, odnosiło się wrażenie, że odczuwa brak kobiety, która obdarzyłaby go szczerym, prawdziwym uczuciem miłości. No cóż, nie on jeden. Ale żeby zaraz tak się z tym afiszować na Facebooku? Po co? Przecież, jeśli nawet jakaś kobieta wzięłaby sobie do serca przekaz Miecia i próbowała wyjść naprzeciw jego oczekiwaniom, to najprawdopodobniej zrobiłaby to… z litości. A przecież Mieciowi nie o to chodziło. A może jednak o to?
Próbowałam odnaleźć w tym wszystkim jakąś pozytywną stronę. W gruncie rzeczy infantylne obrazki na jego stronie były zdecydowanie lepsze od tych dawniejszych, nawołujących do nienawiści.
- Byle nie wrócił do dawnych nawyków – powiedziałam do znajomej.
Basia co prawda podzieliła moje zdanie, ale ta jego nagła odmiana nie dawała jej spokoju.  Zaczęła snuć domysły na temat jego zdrowia. Fizycznego i psychicznego. Jej sugestie wydawały mi się przesadzone, ale sama powoli zaczynałam się martwić, czy oby w tym, co mówi, nie ma odrobiny prawdy.
-  Nie, no chyba nic z tych rzeczy… Głowy nie dam, ale nie zakładajmy najgorszego – polemizowałam. – Może zdał sobie sprawę, że źle robił, a może tylko „przyczaił” się, czekając na reakcję swoich znajomych…
- No właśnie! A propo reakcji znajomych. Zauważyłaś, że pod jego postami nie ma żadnego oddźwięku? Żadnych lajków, serduszek, ani nawet wykrzywionych buziek? – dziwiła się.
To akurat zauważyłam i nie ukrywam, sama wcześniej się nad tym zastanawiałam.
Misio Pysio, jak nazwała go Basia, nie wzbudzał swoją infantylnością szerszego zainteresowania? A może było coś, co wiedzieli o nim inni, a my nie? I dlatego nie reagowali?
Swoimi podejrzeniami co do stanu zdrowia kolegi Barbara sprawiła, że zaczęły nachodzić mnie różnego rodzaju wątpliwości. Zwłaszcza, gdy zdradziła, że u jej szwagra pojawił się podobny problem. Nagła zmiana osobowości w jego wypadku spowodowana była bardzo zaawansowaną miażdżycą.
- Jednego dnia zachowuje się w miarę normalnie, a drugiego jest nie do poznania. Czasem zapomina nawet, jak włożyć jedzenie do ust – relacjonowała Baśka. – Innym razem ma problem trafić do łazienki. A jak już tam zostanie zaprowadzony, zastanawia się, do czego powinien się załatwić.
- O Boże! To jest aż tak źle? – niemal jęknęłam przerażona.
Po telefonie znajomej długo o tym rozmyślałam. Zastanawiający był ten Miecia powrót do lat dziecinnych. Co prawda każdy ma prawo publikować na Facebooku to, co chce, nawet dziecinne obrazki, bez względu na swój wiek. Wszystko bowiem zależy od naszego nastawienia, humoru w danym dniu, przesłania w tym zawartego. Ale jest też jeszcze coś. Coś, co nas identyfikuje z tym, czym się dzielimy z innymi.
Mam nadzieję, że nasz znajomy, od paru miesięcy emeryt, tylko po prostu na starość zdziecinniał, a nas zbytnio poniosła wyobraźnia.
A co, jeśli podejrzenia znajomej nie były przesadzone? Przykro byłoby to usłyszeć. Przykre także dlatego, że obie jesteśmy w tym samym wieku co Miecio, a przecież starość swoje prawa ma i kto wie, czym nas jutro zaskoczy…

sobota, 23 maja 2020

JEŚLI NIE TY, TO KTO











J
eśli nie ty, to kto
słów czułych kilka powie
jeśli nie ty, to kto
rozpali we mnie płomień

jeśli nie ty, to kto
dłoń wetknie w moje włosy
jeśli nie ty, to kto
świat zamknie w kropli rosy

jeśli nie ty, to kto
z miłości wpół omdlałe
do snu ułoży w mroku
ciało me obolałe…

Kto zechce słuchać głupot
i wierzyć mi bez granic
kto odczaruje czary
kto kochał będzie za nic

kto tęsknił będzie nocą
marzenia snuł na jawie
miłosne maile pisał
zwariuje dla mnie prawie

jeśli nie ty, to kto
któż inny, poza tobą,
dzielić swe życie zechce
podążać wspólną drogą?






poniedziałek, 18 maja 2020

PAMIĄTKI Z BESKIDÓW















Góralskie kierpce kupiłam w Wiśle
małą ciupażkę, chyba w Ustroniu
i rozstać z nimi się ani myślę
przydatne, gdy się wspinam po groniu

kupiona w Szczyrku skóra barania
a w Jaworzynce ciepłe skarpety
przed zimnem gnaty czasem osłania
niczym puchowe, babcine bety

sznury korali z drewna toczone
sprzedał mi góral z Nowego Sącza
stara góralka oscypki słone
i gruby rzemień na mego brzdąca

z Żywca przywiozłam małą kolaskę
obrazy wełną wyhaftowane
dawną, kobiecą zdobną przepaskę
zioła, na hali ponoć zebrane

zaś z Koniakowa stringi z koronki
stosy serwetek w stylu ludowym
i płaskorzeźbę mojej patronki
wyrytą dłutem w drewnie lipowym

zliczyć wszystkiego, raczej nie sposób
więc nie zaprzątam sobie tym głowy
w pamięci noszę... portrety osób
przyjaźni ukłon ponadczasowy

poznani niegdyś na górskich szlakach
zwykli turyści, rdzenni górale
wciąż ożywają w głowie po latach
nie jak te martwe drobne detale


                                                       

wtorek, 12 maja 2020

W pantoflowym świecie



Zadzwonił dzisiaj do mnie od dawna nie widziany kuzyn Michał. No cóż, takie czasy, została nam tylko komunikacja  za pośrednictwem mediów. Mam nadzieję, że to tylko sytuacja przejściowa.
Michał nie byłby sobą, gdyby rozmowy nie zaczął od tak zwanych newsów.
- Siedzisz?! – niemal krzyczał do telefonu.
Nie od razu zrozumiałam, o co mu chodzi.
- Na krześle, na kanapie, czy na tyłku? W czym rzecz? – dopytywałam się.
- Na dupie – odparł nieco niegrzecznie, a potem dodał: - No, nie obrażaj się za ten tekst. Przecież to teraz dyżurne hasło.
- Aha, to o to chodzi! Siedzę w domu i nigdzie się nie ruszam – wyjaśniłam.
Michałowi jednak nie o dom chodziło, a o konkretną część ciała.
Gdy już upewnił się, że moje cztery litery spoczęły na kanapie i mają się w najlepsze, zaczął relacjonować mi wszystko po kolei.
- Pojechałem dzisiaj na cmentarz i nie zgadniesz kogo tam spotkałem… - zaczął mówić głosem tak podekscytowanym, że aż zaczęłam się bać, czy oby nie jakiegoś ducha.
- Musisz się tak katować i chodzić po cmentarzach? – Spytałam w obawie o jego zdrowie psychiczne, które w tych ostatnich ciężkich czasach u wszystkich jest na wagę złota, podobnie jak i to fizyczne.
Dodałam też, że przecież władza z wiadomych powodów zakazała obywatelom spacerów, nie wyłączając cmentarzy. Michał to jednak niespokojna dusza i skąd inąd wiem, że w czterech ścianach zamknąć się nie da. Ponadto kuzyn nic sobie nie robił z moich przypomnień.
- O mały włos, a byłbym dostał zawału – relacjonował, stopniując napięcie.
Cmentarz w miejscowości, w której mieszka jest stosunkowo nowy, a co za tym idzie, niezbyt dużo na nim grobów. Zaś cały teren ogarnąć można z góry jednym spojrzeniem. To akurat dobrze, przynajmniej w moim odczuciu. Wynikało z tego, że kuzyn jest podobnego zdania.
- Pod cmentarzem nie było żadnych samochodów, a na nim żadnego człowieka. Przynajmniej tak mi się wydawało – kontynuował swoją opowieść. – Zapaliłem znicz na grobie rodziców i już zamierzałem się oddalić, gdy nagle usłyszałem dziwne stukanie. Coś jakby odgłos stukających o bruk lasek…
Po grzbiecie przeszedł mnie zimny dreszcz, ale słuchałam z zaciekawieniem.
-  I wyobraź sobie… Kto się nagle wyłania zza jednego z pomników? Nasz kolega Jarek! Skulony wpół, drepcze cmentarną alejką, podpierając się kulami.
- Uff! A już myślałam, że jakiś nieboszczyk chciał cię stamtąd pogonić– zażartowałam.
Michał zdziwił się nie bez kozery, bo Jarek, lat sześćdziesiąt plus, od kilkunastu lat na dalszych odległościach poruszał się wyłącznie specjalnie przystosowanym do jego choroby samochodem. Miał problem ze stawami kolanowymi, a i biodrowymi również. Mieszkał ponad kilometr drogi od cmentarza i mało prawdopodobne było, by przebył tę odległość sam. Jak się potem okazało, nie pomógł mu w tym również nikt z rodziny ani znajomych.
- Dasz wiarę?! Powiedział mi, że przyszedł sam! Ale dalej jest jeszcze lepiej! – ekscytował się.
Nasz wspólny znajomy, Jarosław,  wyznał mu bowiem, że musi o kulach pokonywać coraz dłuższe dystanse, bo ćwiczy. Co ćwiczy? Marsz do urn wyborczych!
- Przez chwilę myślałem, że sobie żartuje, ale nie! – mówił Michał.
Okazało się, że rodzina i przyjaciele z góry zapowiedzieli mu, iż żaden z nich nie zawiezie go na te nieszczęsne wybory. Syn zaś uznał za stosowne unieruchomić mu jego własny samochód. I dobrze, bo nieposłuszny Jarek nic sobie nie robił z zakazów rządu względem roznoszenia koronawirusa. Wszędzie było go pełno. To znaczy Jarka.
Nie mogłam uwierzyć w to, co mówił kuzyn. Pamiętałam, że jeszcze niedawno Jarkowi trudno było pokonać wąski i długi przedpokój w jego własnym domu, a teraz…
- Jak myślisz, rzeczywiście pójdzie na te wybory? – spytałam, niedowierzając.
- Pewnie tak! Chciałem go odwieźć do domu z cmentarza, ale wił się niczym poparzona meduza. Wzbraniał się z całych sił, więc uznałem, że nie będę go uszczęśliwiał na siłę i odjechałem.
Biedny Jarek, pomyślałam sobie. Jak to niektórzy potrafią się nakręcić! I nie odpuszczą nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia.
Jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem postanowiłam zadzwonić do Jarka i spytać, czy to wszystko prawda, choć nie miałam powodu, by nie wierzyć w słowa kuzyna Michała. W telefonie usłyszałam zdecydowany i zarazem pełen dumy głos potwierdzający całe zdarzenie na cmentarzu. Ale chyba najbardziej pysznił się tym, że mimo wszystko udało mu się dotrzeć z powrotem do domu. W tle zaś, w głębi pokoju słychać było włączony telewizor. Rozmowy w nim toczone były w podobnym duchu. Tym samym, który do cna opanował głowę kolegi, przedwyborczymi treściami. Na dźwięki politycznych kłótni, które słyszalne były aż nadto nie tylko w mieszkaniu kolegi, ale także w moim telefonie, kolejny raz tego dnia  przeszedł mnie zimny dreszcz. Zaraz potem włączyła się złość, albo raczej wściekłość. Doprawdy, nie da się już tego słuchać! Zirytowana całą tą polityką, która wdziera się w nasze życie nieustająco na każdym kroku i zewsząd atakuje, nie wiem, czy nie bardziej niż sam koronawirus, nieco podniesionym głosem zasugerowałam:
- Wyłącz ten telewizor! Komputer także. Choć na parę dni. One zabijają w nas nasze własne myśli! Nade wszystko zaś tłumią zdrowy rozsądek.
Jarek jednak ani myślał mnie słuchać. Oburzył się sromotnie.
- Już i tak każą nam siedzieć w pantoflowym świecie! Jeszcze z tego mam zrezygnować?
Hm, trochę było w tym racji. Tyle że jak mówi klasyk, z wszystkiego w życiu należy korzystać z umiarem. No i może niekoniecznie od razu trzeba całkiem rezygnować, może po prostu wystarczy ograniczyć. Zostanie nam przez to więcej czasu na życie w realu, tu i teraz. Na przemyślenia nad własnym życiem, nad wszystkim tym, co z sobą niesie. Albo wyjść do ogrodu i przyjrzeć się przyrodzie. Popatrzyć z jaką siłą odradza się co roku. „Przystanąć i wąchać kwiaty”?
Mam świadomość tego, że Jarek nie posłucha moich rad. Od dawna ma już swój własny świat. Mocno ograniczony, z jednej strony nie z własnej winy, ale z drugiej już tak. Zmanipulowany przez polityków. I to jest jego świat.
Podobno wszystko jest kwestią wyborów. Nie tylko tych politycznych, także życiowych. A on właśnie taki wybrał sobie sposób na życie…