Zadzwonił dzisiaj do
mnie mój kuzyn Michał. Ten sam, o którym dawniej często tu pisałam. W między
czasie wszystko wokół nas tak diametralnie się zmieniło, że i nasze rozmowy
telefoniczne zaczęły stawać się coraz rzadsze. A w tych, które toczyliśmy,
głównymi tematami, jakie się przewijały, to pytania, czy któreś z nas nie
złapało coronowirusa, albo nie straciło z tego powodu pracy.
Tematy rzeki i niewątpliwie ciekawe, ale szybko okazało się, że na swój sposób
dołujące. Być może właśnie to sprawiło, że nasze rozmowy stały się coraz
rzadsze, a szkoda. Mimo to nie traciliśmy ze sobą kontaktu.
Dzisiejszy telefon od Michała nieco mnie zaskoczył. I to wcale nie z tego powodu, że
dawno nie rozmawialiśmy. Po dyżurnym pytaniu: „Jak się macie?”, zadał kolejne,
którego bynajmniej się nie spodziewałam.
- Policzyłaś już strusie wokół siebie? – spytał znienacka.
- Jak to, nie rozumiem? – odparłam szczerze, ale szybko rozjaśniło mi się w
głowie.
- Pytasz o te osoby, które zamilkły na dobre i udają, że ich tu nie ma?
- Tak. Na samym Facebooku doliczyłem się ich 145, a wszystkich znajomych mam
170 – przyznał kuzyn, a potem dodał: - Najbliższych sąsiadów doliczyłem się
30-stu. Z tego tylko 1 małżeństwo rozmawia ze mną normalnie. Tak po sąsiedzku
przez płot. Reszta udaje, że są na dobrowolnej kwarantannie.
O współpracownikach w firmie wolał nie wspominać. Powiedział tylko, że wygląda
to tragicznie.
- Tak cicho i pustawo na hali jeszcze u nas nie było.
I to bynajmniej nie z powodu pandemii, która wielu z nich uziemiłaby w domach.
Tylko tak zwyczajnie, ludzie się od siebie odsunęli, fizycznie i psychicznie,
cokolwiek to drugie by znaczyło.
- Nasz kontakt też niemal zamarł – przyznałam, przypomniawszy sobie, że i między
nami sytuacja również nie jest taka jak dawniej. A przecież mogłaby być lepsza.
Nie odwiedzamy się, ale to nie znaczy, że przestaliśmy się sobą interesować.
Przecież nadal myślę o swoich bliższych i dalszych krewnych, o znajomych, a
nawet o tych nieznajomych, o których słyszałam, że los nie jest dla nich łaskawy.
Niedawno za sprawą Facebooka poznałam pewną panią. Okazało się, że choć
fizycznie nie miałyśmy dotąd okazji się poznać, to mamy ze sobą dużo wspólnego.
Mniejsza o szczegóły. W pewnym momencie pani zdradziła mi w prywatnej
wiadomości, że jest poważnie chora. Bardzo poważnie. Od tamtej chwili nie mogę
o niej przestać myśleć. Tak bardzo mi jej żal i szczerze jej współczuję.
Inna z kolei kobieta pożaliła się, że praktycznie nie ma już środków do życia.
Jej jednoosobowa firma ledwo przeżyła poprzednie wiosenne zamknięcie zakładów
pracy. A kolejne, które szykuje nam rząd, sprawi, że wyląduje w przytułku dla
bezdomnych.
I znów odezwało się we mnie to samo uczucie. Ogromny żal i poczucie
beznadziejności. Bo bardzo chciałabym pomóc, ale nie jestem w stanie. Samo
dobre słowo to za mało.
Moje rozmyślania przerwało kolejne pytanie Michała.
- Odwiedzacie groby 1. listopada?
- Już to zrobiliśmy – odparłam, dodając, że przecież oboje z mężem jesteśmy w
grupie najwyższego ryzyka, jeśli chodzi o "koronę", więc zmuszeni jesteśmy odwiedzać cmentarze w czasie,
gdy prawie nie ma tam żywego ducha.
- Poszedłem na cmentarz wyczyścić pomnik
na grobie rodziców i nie uwierzysz, kogo tam spotkałem - zdradził
Michał.
Opowiedział, że swoją siostrę z mężem i dwójką synów.
- Jak tylko zobaczyli, że się do nich zbliżam, uciekli! Jakbym był trędowaty! A
przecież nie jestem. Jestem zdrowy! A gdyby nawet, to z odległości 5 metrów
mogli mi chociaż pomachać ręką, albo krzyknąć: cześć! A oni zwyczajnie zwiali!
Michał nie krył swojego oburzenia, ja zresztą też. Okazało się, że to nie
koniec. Dwa dni temu na stacji benzynowej spotkał jednego ze swoich sąsiadów,
Macieja. Ten również zachował się podobnie.
- Najgorsze jest to, że po tym wszystkim zadzwoniłem do siostry. Do Macieja
też. Chciałem po prostu spytać, dlaczego tak się zachowali?
- Niech zgadnę! Nie odebrali od ciebie telefonu?
- Dokładnie tak!
- Uciekają i chowają głowy w piasek! Oj, dużo znam takich ludzi – próbowałam
pocieszyć kuzyna. - Udają, że nie
obchodzą ich inni, że nie obchodzi ich sytuacja polityczna w kraju, że nic ich
nie obchodzi…
- Bo może rzeczywiście ich nie obchodzi – Michał widział to inaczej. – Czekają
aż inni wszystko zrobią za nich. Obchodzi ich tylko własny tyłek.
- To ludzie bez serc i bez duszy, czasem chyba też bez mózgu. Za to z wielką
d….
No cóż, ludzie od zawsze pokazywali swoje prawdziwe twarze w obliczu
zagrożenia. Tyle że rządzący tak bardzo namieszali wszystkim w głowach, iż nie
wiadomo już, skąd płynie zagrożenie. W każdym razie nie wszyscy potrafią to rozróżnić.
I chyba tylko to ich jeszcze usprawiedliwia…
zdjęcie: "Pixabaj".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz