piątek, 31 stycznia 2020

Pożyteczny idiota















Zabawna historia? Uśmiech losu? A może wręcz przeciwnie? Nie wiem jak to nazwać, ale zdarzyło się to naprawdę. Właśnie co opowiedziała mi o tym moja znajoma, Zuzanna.
Dzień był ponury i wietrzny. Najrozsądniej byłoby pozostać w domu, ale tego dnia Zuza miała zaplanowaną wizytę w przychodni kardiologicznej, na którą czekała prawie rok. Przesunięcie jej na inny termin graniczyło z cudem, więc chcąc nie chcąc musiała udać się do przychodni.
- Zanim weszłam do poczekalni przez szklane drzwi zobaczyłam tłum ludzi oczekujących na wizytę – relacjonowała znajoma, dodając: – Sporo ponad dwadzieścia osób!
Przerażenie ogarnęło biedną Zuzannę, bo za dwie godziny była umówiona w innym miejscu. I podobnie jak w przypadku tejże wizyty spotkanie musiało się odbyć, i to punktualnie.
- Nawet wypowiedziałam to głośno sama do siebie, dołączając do tego jakieś niezbyt wulgarne, ale jednak przekleństwo – mówiła.
Okazało się, że tuż za nią stanął niewiele od niej starszy mężczyzna, który miał podobny dylemat. Zawtórował jej, słysząc słowa Zuzy.
- Jasna cholera! Ja też nie zdążę!
Znajoma wahała się przez chwilę, czy mimo wszystko nie odpuścić sobie tej wizyty. Druga sprawa, którą musiała załatwić była bowiem bardzo ważna, a przez ową przydługą kolejkę pacjentów nie było możliwości, by tego dokonać. Mężczyzna nieoczekiwanie wykazał się niezwykłym sprytem.
- Pani nie wchodzi! Pani tu zaczeka! Zaraz to załatwię! Proszę usiąść przy drzwiach wejściowych i nie pokazywać się w poczekalni! – Powiedział nieskładnie, a właściwie nakazał rozkazującym głosem, kompletnie ją zaskakując.
Po czym błyskawicznie zniknął, by pojawić się po chwili. Zuzanna myślała, że być może ma w przychodni jakieś znajomości i w ten sposób załatwi szybsze wejście do gabinetu lekarza. Nawet zaczęła zastanawiać się, jak mu się za to odwdzięczyć. Może jakaś tabliczka czekolady kupiona w kiosku gastronomicznym obok? Dla niego albo dla tego kogoś, kto za tym stał?
Jakież było jej zaskoczenie, gdy się pojawił i w jego rękach zobaczyła… dwie maseczki chirurgiczne!
- Pani to włoży! – rozkazywał, kolejny raz nieskładnie formułując zdanie.
Zaskoczona Zuza spojrzała na niego trochę tak, jak patrzy się na kogoś, kto usilnie robi z siebie idiotę. Poza tym nie wyobrażała sobie dotąd, że w czymś takim mogłaby tak po prostu wejść między ludzi. Przecież wszystkie oczy byłyby zaraz zwrócone w jej kierunku…
- Proszę tak na mnie nie patrzyć – mówił mężczyzna. – Chce pani zdążyć na to spotkanie?
- Oczywiście, że chcę.
- Przecież panuje grypa, ludzie kaszlą i kichają, setki milionów bakterii i wirusów w powietrzu, koronawirus się szerzy... Każdy rozsądny człowiek powinien założyć maseczkę wyjaśniał.
Teoretycznie tak, ale praktyka pokazuje inaczej. Zuza też obrała ten tok myślowy.
- Proszę o więcej nie pytać. Mam plan! – usłyszała.
Miała poważne wątpliwości względem owej maseczki, ale coś jednak podpowiadało jej, że powinna ją założyć i ostatecznie tak zrobiła.
Gdy oboje weszli do poczekalni, oczywiście musieli spytać o to, kto ostatni jest w kolejce. Brakowało wolnych krzeseł, więc stanęli pod ścianą na końcu kolejki.
Nie trwało może ze dwie minuty, gdy jeden z oczekujących pacjentów spytał:
- Czy państwo wrócili z zagranicy?
- A co to pana obchodzi! – odparł buńczucznie nieznajomy w maseczce.
Wtedy dotarło do niej, do czego zmierzał mężczyzna.
Niespełna po pięciu minutach zostali w poczekalni sami. Ludzie w popłochu wychodzili na zewnątrz, nie mając na dobre żadnego rozeznania, co do tego, dlaczego Zuza i mężczyzna pojawili się tam w maseczkach.
- Jak nic, zdążymy! – zapewniał ją nieznajomy.
- Numer pięć, proszę wejść! – usłyszeli niebawem głos z gabinetu lekarza.
- Jest tylko dwadzieścia osiem i dwadzieścia dziewięć – powiedział ku zaskoczeniu lekarza, chwilę wcześniej zdejmując maseczkę z twarzy. – Można wejść?
- Proszę… A gdzie się podziali pozostali? – nie mógł nadziwić się kardiolog.
- Proszę, niech pani wchodzi pierwsza! – mężczyzna komenderował, jakby nie było rozradowanej z nagłego obrotu sprawy Zuzie.
Opowiedziawszy mi tę historię, na początku trochę się ubawiłam. Przypomniał mi się stary numer z puszczaniem śmierdzących bąków. Ale to już nie te czasy. Ludzie dzisiaj mają inne, zdecydowanie lepsze maniery. No, może nie wszyscy…
- Mimo dobrej zabawy i szczęśliwego zakończenia, czułam się jednak trochę winna – mówiła Zuzanna. – To było nie fer. Co prawda nie kazałam wychodzić tym ludziom z poczekalni, nikogo nie zmusiłam do rezygnacji z wizyty u lekarza, ale użyłam podstępu, żeby się tam dostać.
- Nie ty, więc weź na siebie tylko połowę winy – żartowałam, bo cóż innego mogłam jej powiedzieć?
Czasem okoliczności zmuszają nas do pójścia na skróty, co nie znaczy, że należy to pochwalać. Gdy zaczęłam się nad tym głębiej zastanawiać, miałam poważne wątpliwości, czy fortel, jakiego użył mężczyzna nie powinien być karany. Albo przynajmniej głośno napiętnowany. W końcu w kolejce do lekarza byli zapewne pacjenci poważnie chorzy…
Patrząc na to z innej perspektywy rodzi się pytanie: Komu z nas nie przychodziły czasem do głowy różne podobne wybiegi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz