Powinno być poważnie. Tak jak przystało
na Święto Zmarłych. Jesiennie, nostalgicznie, lirycznie. Do pewnego momentu rzeczywiście tak było. Ludzie
stojący nad grobami swoich bliskich wspominali ich w zadumie. I nikt nie przypuszczał,
że wystarczy chwila, by powaga tego święta uleciała gdzieś w zaświaty,
podążając śladem zmarłych przodków.
A wszystko to za sprawą jednej pani, która pojawiła się na naszym parafialnym cmentarzu. Kobieta była przeciętnej urody, ale trzeba przyznać całkiem zgrabna. Na tym jednak kończyły się jej atuty. Pani bowiem była w wieku balzakowskim, czyli pięćdziesiąt plus, i z całą pewnością miała kłopoty z doborem ubioru stosownie do swojego wieku i okoliczności.
Niektórzy w takich sytuacjach mawiają, że chyba, ten ktoś, nie ma lustra w domu.
O gustach podobno się nie dyskutuje, ale czasem bywa tak, że trudno nad tym przejść do porządku dziennego. Tak jak za sprawą owej pani, przez którą na naszym parafialnym cmentarzu zrobiło się wyjątkowo wesoło.
Podobnie jak i ona tego dnia mnóstwo ludzi zjawiło się tu, by wspomnieć swoich bliskich, którzy odeszli w krainę cienia. Na grobach paliły się tysiące zniczy, co rok to większych i wymyślnych. Rodziny zmarłych prześcigały się w kupowaniu i stawianiu na nagrobkowych płytach różnorakich, coraz okazalszych chryzantem i różnych innych dekoracji. Krótko mówiąc, było nie tylko kogo powspominać, ale także co obejrzeć.
Zauważyłam, że w tym roku panowała moda na doniczkowe trzykolorowe, drobne chryznatemki w doniczkach. Gdzie okiem nie sięgnąć, można je było dostrzec.
Swoista moda, swoisty biznes. Dla ogrodników i wytwórców zniczy. No, cóż! Takie mamy czasy. Na wszystkim można zarobić, a my z każdym rokiem coraz bardziej dajemy się w to wkręcić, wydając coraz więcej pieniędzy.
Głupota ludzka nie zna granic. Bo cóż nieboszczykowi, jednemu z drugim, po kwiatach o średnicy pół metra, a nawet większej, bo i takie widziałam, które następnego dnia zmrozi mróz, albo zniszczy wiatr? Albo kilkunastu zniczach wielkości dwulitrowych garnków?
Ale moda to moda. Swoje prawa ma. Obowiązuje nawet na cmentarzu podczas Święta Zmarłych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przy tej okazji odbywa się także inny, swoisty pokaz mody. Panie zakładają na tę okazję swoje najlepsze i najdroższe ubrania. Jeśli ktoś tego jeszcze nie zauważył, proponuję zwrócić na to uwagę o tej samej porze w przyszłym roku.
Owa pani też o tym pamiętała. Coś chyba jednak poszło nie tak, bo wyglądało na to, że nie zapomniała o ubraniu rajstop i kurtki, ale zapomniała o włożeniu spódnicy. Może cel był w gruncie rzeczy zamierzony. Tego nie wiem. Może chodziło tylko o zwrócenie na siebie uwagi. Jeśli tak, w pewnym stopniu jej się to udało. W pewnym, gdyż chyba nie o taki efekt jej chodziło.
Nie było chyba na cmentarzu nikogo, oprócz nieboszczyków oczywiście, kto nie wodziłby za nią wzrokiem. I przy tej okazji nie prezentował swojego uzębienia w przypływie nagłej radości. Widok bowiem był przezabawny.
Część pań obecnych na cmentarzu robiła zakłady, głośno się przy tym zastanawiając, czy nieszczęsna kobieta włożyła na nogi getry, leginsy, czy raczej były to zwykłe rajstopy. Bo choć były czarne, to jednak mocno prześwitujące. Do tego krótka kurteczka ze sztucznego futerka, ledwie zakrywająca tyłek. No i nieodłączne szpilki tu i ówdzie wbijające się w chodniki między grobami.
Ktoś z tłumu osób odważył się na głośny komentarz: „O rany! Jak lalka Barbie mojej córki”. Ktoś inny dodał: „Ale Ken nieco przytył i mocno się postarzał”, mając zapewne na uwadze towarzyszącego jej partnera. Inny dowcipniś pytał swoją współtowarzyszkę: „To są norki czy zające?”. Na tym jednak zabawa się nie kończyła. Gdy kobieta razem ze swoim partnerem stanęli przy grobie swoich bliskich, natychmiast za ich plecami pojawiło się całkiem sporo ludzi. Jak się łatwo domyślić, głównie mężczyzn. Wszyscy wyczekiwali na kulminacyjny moment. I się doczekali. Nastąpił on w chwili, kiedy owa dama schyliła się, by umieścić zapalony znicz na nagrobku. Prześwitujące, umówmy się, legginsy, odsłoniły jej tyłek ubrany pod spodem w stringi.
Jakimś dziwnym jednak zbiegiem okoliczności ani kobieta, ani towarzyszący jej mężczyzna nie zwrócili uwagi na krótkie pokrzykiwania w stylu: Wow! Oh! I tym podobne. I jakby tego było mało, schylona kobieta zapalała kolejny znicz, i kolejny. Poprawiała, albo raczej przestawiała, nie wiedzieć czemu, na płycie grobu doniczki z chryzantemami.
Tymczasem na cmentarzu z udziałem księdza i ministrantów na dobre trwały uroczystości, modlitwy za zmarłych. W naszej parafii jest taki zwyczaj, że wyczytuje się nazwiska zmarłych pochowanych na cmentarzu. Oczywiście za drobną opłatą. Ale tak już się przyjęło, że nikogo nie może zabraknąć. A że z każdym rokiem przybywa tych, którzy rozstali się z tym światem, uroczystość ta z roku na rok trwa coraz dłużej. Gdy więc z upływem czasu pogoda nieco się zmieniła, słońce zaszło za chmury i zrobiło się chłodno, kobieta nagle zaczęła odczuwać pewien dyskomfort. Głównie w okolicy wspomnianego tyłka. Rękami więc usiłowała „ściągnąć” kusą kurteczkę nieco niżej, ale nie było to możliwe. Sztuczne futerko nie chciało się naciągnąć.
Zauważył to jeden z panów stojący przy sąsiednim grobie tuż obok mnie i nie omieszkał półgłosem skomentować:
-Poratowałbym biedaczkę, ale przecież nie oddam jej swoich spodni.
Na to odezwał się jego sąsiad:
- Spoko! Ja mam pod spodem kalesony. Mogę pożyczyć.
Na szczęście żony natychmiast wybiły im to z głowy, głośno przywołując do porządku. Zrobił się niezły kabaret. I tylko starsze panie zgorszone były tym, że sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.
Na szczęście obyło się bez spalenia na stosie żartujących sobie panów i nieszczęsnej kobiety. Chociaż z drugiej strony trochę szkoda, bo jak ktoś zauważył „być może zrobiłoby się trochę cieplej”.
Gdy już ceremonia dobiegła końca, wszyscy powoli opuszczali cmentarz. Tylko owa kobieta z partnerem wciąż jeszcze na nim trzymali wartę. Było to zastanawiające. I pewnie nie dowiedziałabym się, dlaczego stali tam niemal do ostatka, gdyby nie moja wszystkowiedząca sąsiadka. Wpadła do mnie następnego dnia z głośnym:
- Dasz wiarę?!
- Dam – odparłam żartobliwym, ale za to zdecydowanym głosem.
Moja sąsiadka już tak ma, że wszystko wie najlepiej. Zawsze ma najaktualniejsze newsy i w żadnym wypadku nie należy podważać jej prawdomówności. W przeciwnym razie biada nieszczęśnikowi! Toteż czekałam z pokorą, aż usłyszę najnowsze wieści.
- Wyobraź sobie – zaczęła swoje rewelacje – że ta wariatka (w domyśle kobieta w sztucznym, krótkim futerku bez spódnicy) za nic nie chciała opuścić cmentarza, zanim wszyscy odwiedzający groby go przed nią nie opuszczą, bo obawiała się kompromitacji!
- Jak to? – nie mogłam zrozumieć.
Sądziłam, że kompromitację miała już za sobą. Tymczasem okazało się, że nie do końca. Jak zdradziła sąsiadka, jedna ze szpilek owej damulki utknęła w szczelinie pomiędzy złączami chodnikowych płytek i za nic nie można było jej stamtąd wyciągnąć. Z pomocą przyszedł jej partner, ale zabrał się za to zbyt intensywnie, łamiąc przy okazji wspomnianą szpilkę tuż przy samej pięcie.
- W czym problem – nie mogłam się nadziwić. – Trzeba było z drugim butem zrobić to samo i spokojnie wrócić do domu. Pewnie nikt by nawet nie zauważył…
Pani jednak zdecydowała inaczej. Zadzwoniła do kogoś z rodziny i ten ktoś przywiózł jej inną parę butów. Nim jednak to się stało, upłynęło sporo czasu i bidula na dobre przemarzła.
- Dzisiaj spotkałam ją w naszej przychodni zdrowia – relacjonowała sąsiadka, sugerując, że z pewnością rozchorowała się z tego powodu.
Zdaniem sąsiadki, nie to jednak było godne uwagi.
- Niczego ją to nie nauczyło. Wyobraź sobie, że ta wariatka znów była ubrana tak samo! Na dworze zero stopni, a ona lata z gołym tyłkiem!
- Gołym jak gołym – głośno wypowiadałam swoje myśli. - Ale na głowę coś by się przydało… Jakaś czapka może, albo kapelusz. Bo z szarymi komórkami tak już jest, że kiedy się przegrzewają, albo na odmianę przemarzają, nie pracują należycie.
- Co było widać na załączonym obrazku. Wczoraj i dzisiaj – dokończyła myśl sąsiadka.
Na szczęście Święto Zmarłych, a co za tym idzie, kolejny pokaz mody mamy już za sobą. Dodać należy, że przegląd ludzkiej głupoty też. I nie mam tu bynajmniej na uwadze jedynie kobiecych strojów.
Panowie i Panie! Wyluzujcie! Przestańcie prześcigać się w kupowaniu coraz większych zniczy i donic z kwiatami wielkości miednicy. Po co to wszystko! Zmarli i tak tego nie zobaczą, a Wam ubędzie sporo pieniędzy w portfelu. I czy możecie mieć pewność, że ktokolwiek będzie się tym zachwycał? Zawsze przecież na cmentarzu może pojawić się ktoś pokroju naszej pani X i skutecznie odciągnie uwagę od udekorowanych nagrobków, skupiając ją wyłącznie na sobie.
A wszystko to za sprawą jednej pani, która pojawiła się na naszym parafialnym cmentarzu. Kobieta była przeciętnej urody, ale trzeba przyznać całkiem zgrabna. Na tym jednak kończyły się jej atuty. Pani bowiem była w wieku balzakowskim, czyli pięćdziesiąt plus, i z całą pewnością miała kłopoty z doborem ubioru stosownie do swojego wieku i okoliczności.
Niektórzy w takich sytuacjach mawiają, że chyba, ten ktoś, nie ma lustra w domu.
O gustach podobno się nie dyskutuje, ale czasem bywa tak, że trudno nad tym przejść do porządku dziennego. Tak jak za sprawą owej pani, przez którą na naszym parafialnym cmentarzu zrobiło się wyjątkowo wesoło.
Podobnie jak i ona tego dnia mnóstwo ludzi zjawiło się tu, by wspomnieć swoich bliskich, którzy odeszli w krainę cienia. Na grobach paliły się tysiące zniczy, co rok to większych i wymyślnych. Rodziny zmarłych prześcigały się w kupowaniu i stawianiu na nagrobkowych płytach różnorakich, coraz okazalszych chryzantem i różnych innych dekoracji. Krótko mówiąc, było nie tylko kogo powspominać, ale także co obejrzeć.
Zauważyłam, że w tym roku panowała moda na doniczkowe trzykolorowe, drobne chryznatemki w doniczkach. Gdzie okiem nie sięgnąć, można je było dostrzec.
Swoista moda, swoisty biznes. Dla ogrodników i wytwórców zniczy. No, cóż! Takie mamy czasy. Na wszystkim można zarobić, a my z każdym rokiem coraz bardziej dajemy się w to wkręcić, wydając coraz więcej pieniędzy.
Głupota ludzka nie zna granic. Bo cóż nieboszczykowi, jednemu z drugim, po kwiatach o średnicy pół metra, a nawet większej, bo i takie widziałam, które następnego dnia zmrozi mróz, albo zniszczy wiatr? Albo kilkunastu zniczach wielkości dwulitrowych garnków?
Ale moda to moda. Swoje prawa ma. Obowiązuje nawet na cmentarzu podczas Święta Zmarłych. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przy tej okazji odbywa się także inny, swoisty pokaz mody. Panie zakładają na tę okazję swoje najlepsze i najdroższe ubrania. Jeśli ktoś tego jeszcze nie zauważył, proponuję zwrócić na to uwagę o tej samej porze w przyszłym roku.
Owa pani też o tym pamiętała. Coś chyba jednak poszło nie tak, bo wyglądało na to, że nie zapomniała o ubraniu rajstop i kurtki, ale zapomniała o włożeniu spódnicy. Może cel był w gruncie rzeczy zamierzony. Tego nie wiem. Może chodziło tylko o zwrócenie na siebie uwagi. Jeśli tak, w pewnym stopniu jej się to udało. W pewnym, gdyż chyba nie o taki efekt jej chodziło.
Nie było chyba na cmentarzu nikogo, oprócz nieboszczyków oczywiście, kto nie wodziłby za nią wzrokiem. I przy tej okazji nie prezentował swojego uzębienia w przypływie nagłej radości. Widok bowiem był przezabawny.
Część pań obecnych na cmentarzu robiła zakłady, głośno się przy tym zastanawiając, czy nieszczęsna kobieta włożyła na nogi getry, leginsy, czy raczej były to zwykłe rajstopy. Bo choć były czarne, to jednak mocno prześwitujące. Do tego krótka kurteczka ze sztucznego futerka, ledwie zakrywająca tyłek. No i nieodłączne szpilki tu i ówdzie wbijające się w chodniki między grobami.
Ktoś z tłumu osób odważył się na głośny komentarz: „O rany! Jak lalka Barbie mojej córki”. Ktoś inny dodał: „Ale Ken nieco przytył i mocno się postarzał”, mając zapewne na uwadze towarzyszącego jej partnera. Inny dowcipniś pytał swoją współtowarzyszkę: „To są norki czy zające?”. Na tym jednak zabawa się nie kończyła. Gdy kobieta razem ze swoim partnerem stanęli przy grobie swoich bliskich, natychmiast za ich plecami pojawiło się całkiem sporo ludzi. Jak się łatwo domyślić, głównie mężczyzn. Wszyscy wyczekiwali na kulminacyjny moment. I się doczekali. Nastąpił on w chwili, kiedy owa dama schyliła się, by umieścić zapalony znicz na nagrobku. Prześwitujące, umówmy się, legginsy, odsłoniły jej tyłek ubrany pod spodem w stringi.
Jakimś dziwnym jednak zbiegiem okoliczności ani kobieta, ani towarzyszący jej mężczyzna nie zwrócili uwagi na krótkie pokrzykiwania w stylu: Wow! Oh! I tym podobne. I jakby tego było mało, schylona kobieta zapalała kolejny znicz, i kolejny. Poprawiała, albo raczej przestawiała, nie wiedzieć czemu, na płycie grobu doniczki z chryzantemami.
Tymczasem na cmentarzu z udziałem księdza i ministrantów na dobre trwały uroczystości, modlitwy za zmarłych. W naszej parafii jest taki zwyczaj, że wyczytuje się nazwiska zmarłych pochowanych na cmentarzu. Oczywiście za drobną opłatą. Ale tak już się przyjęło, że nikogo nie może zabraknąć. A że z każdym rokiem przybywa tych, którzy rozstali się z tym światem, uroczystość ta z roku na rok trwa coraz dłużej. Gdy więc z upływem czasu pogoda nieco się zmieniła, słońce zaszło za chmury i zrobiło się chłodno, kobieta nagle zaczęła odczuwać pewien dyskomfort. Głównie w okolicy wspomnianego tyłka. Rękami więc usiłowała „ściągnąć” kusą kurteczkę nieco niżej, ale nie było to możliwe. Sztuczne futerko nie chciało się naciągnąć.
Zauważył to jeden z panów stojący przy sąsiednim grobie tuż obok mnie i nie omieszkał półgłosem skomentować:
-Poratowałbym biedaczkę, ale przecież nie oddam jej swoich spodni.
Na to odezwał się jego sąsiad:
- Spoko! Ja mam pod spodem kalesony. Mogę pożyczyć.
Na szczęście żony natychmiast wybiły im to z głowy, głośno przywołując do porządku. Zrobił się niezły kabaret. I tylko starsze panie zgorszone były tym, że sprawy przybrały nieoczekiwany obrót.
Na szczęście obyło się bez spalenia na stosie żartujących sobie panów i nieszczęsnej kobiety. Chociaż z drugiej strony trochę szkoda, bo jak ktoś zauważył „być może zrobiłoby się trochę cieplej”.
Gdy już ceremonia dobiegła końca, wszyscy powoli opuszczali cmentarz. Tylko owa kobieta z partnerem wciąż jeszcze na nim trzymali wartę. Było to zastanawiające. I pewnie nie dowiedziałabym się, dlaczego stali tam niemal do ostatka, gdyby nie moja wszystkowiedząca sąsiadka. Wpadła do mnie następnego dnia z głośnym:
- Dasz wiarę?!
- Dam – odparłam żartobliwym, ale za to zdecydowanym głosem.
Moja sąsiadka już tak ma, że wszystko wie najlepiej. Zawsze ma najaktualniejsze newsy i w żadnym wypadku nie należy podważać jej prawdomówności. W przeciwnym razie biada nieszczęśnikowi! Toteż czekałam z pokorą, aż usłyszę najnowsze wieści.
- Wyobraź sobie – zaczęła swoje rewelacje – że ta wariatka (w domyśle kobieta w sztucznym, krótkim futerku bez spódnicy) za nic nie chciała opuścić cmentarza, zanim wszyscy odwiedzający groby go przed nią nie opuszczą, bo obawiała się kompromitacji!
- Jak to? – nie mogłam zrozumieć.
Sądziłam, że kompromitację miała już za sobą. Tymczasem okazało się, że nie do końca. Jak zdradziła sąsiadka, jedna ze szpilek owej damulki utknęła w szczelinie pomiędzy złączami chodnikowych płytek i za nic nie można było jej stamtąd wyciągnąć. Z pomocą przyszedł jej partner, ale zabrał się za to zbyt intensywnie, łamiąc przy okazji wspomnianą szpilkę tuż przy samej pięcie.
- W czym problem – nie mogłam się nadziwić. – Trzeba było z drugim butem zrobić to samo i spokojnie wrócić do domu. Pewnie nikt by nawet nie zauważył…
Pani jednak zdecydowała inaczej. Zadzwoniła do kogoś z rodziny i ten ktoś przywiózł jej inną parę butów. Nim jednak to się stało, upłynęło sporo czasu i bidula na dobre przemarzła.
- Dzisiaj spotkałam ją w naszej przychodni zdrowia – relacjonowała sąsiadka, sugerując, że z pewnością rozchorowała się z tego powodu.
Zdaniem sąsiadki, nie to jednak było godne uwagi.
- Niczego ją to nie nauczyło. Wyobraź sobie, że ta wariatka znów była ubrana tak samo! Na dworze zero stopni, a ona lata z gołym tyłkiem!
- Gołym jak gołym – głośno wypowiadałam swoje myśli. - Ale na głowę coś by się przydało… Jakaś czapka może, albo kapelusz. Bo z szarymi komórkami tak już jest, że kiedy się przegrzewają, albo na odmianę przemarzają, nie pracują należycie.
- Co było widać na załączonym obrazku. Wczoraj i dzisiaj – dokończyła myśl sąsiadka.
Na szczęście Święto Zmarłych, a co za tym idzie, kolejny pokaz mody mamy już za sobą. Dodać należy, że przegląd ludzkiej głupoty też. I nie mam tu bynajmniej na uwadze jedynie kobiecych strojów.
Panowie i Panie! Wyluzujcie! Przestańcie prześcigać się w kupowaniu coraz większych zniczy i donic z kwiatami wielkości miednicy. Po co to wszystko! Zmarli i tak tego nie zobaczą, a Wam ubędzie sporo pieniędzy w portfelu. I czy możecie mieć pewność, że ktokolwiek będzie się tym zachwycał? Zawsze przecież na cmentarzu może pojawić się ktoś pokroju naszej pani X i skutecznie odciągnie uwagę od udekorowanych nagrobków, skupiając ją wyłącznie na sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz