- Potwornie wkurza mnie ten wystrój świąteczny na prawie dwa
miesiące przed świętami Bożego Narodzenia! – usłyszałam za sobą dobrze znany mi
głos. – Zwłaszcza ta wielka, przystrojona choinka w głównym holu! Dopiero co
obchodziliśmy Święto Zmarłych – żalił się Jerzy, mój znajomy.
- W pewnym sensie dalej je obchodzimy – próbowałam zażartować, widząc poirytowaną minę kolegi. – Tylko teraz inaczej, z akcentem na Jego urodziny.
- Racja! – Przytaknął mi, wkładając do swojego sklepowego wózka mleko i śmietanę, próbując jednocześnie obliczyć, od ilu to już lat nie żyje Główny Bohater tych świąt, Jezus.
Jerzy zaopatrzony w całkiem sporych rozmiarów listę, według spisu której powinien robić zakupy w hipermarkecie, błądził tak jak ja pomiędzy sklepowymi regałami. I podobnie jak ja marudził trochę, że nieco przedwczesny, świąteczny wystrój hipermarketu psuje atmosferę świąt.
- Stanowczo za wcześnie! Przez to święta niejako się „rozmywają”. A kiedy rzeczywiście nadchodzą, już tak nie cieszą – tłumaczył.
W gruncie rzeczy musiałam przyznać mu rację. Ale jego i mojego zdania, jak się okazało, nie podzielała żona Jerzego, Krystyna. Zdradził, że kazała mu rozejrzeć się już za bombkami na choinkę. Uznała bowiem, że te, które dotychczas na niej wieszali nieco się już opatrzyły i najwyższy czas, żeby zaopatrzyć się w nowe. Niestety, Jerzy nie bardzo wiedział, w którym powinien udać się kierunku, by w wielkim jak boisko hipermarkecie znaleźć stoisko ze świątecznymi świecidełkami.
- To chyba tam! – wskazałam ręką w kierunku, skąd rozbrzmiewały dźwięki muzyki. Na szczęście jeszcze nie świątecznej.
- E! – znajomy nieco się skrzywił. – Pewnie obchodzą kolejną rocznicę swojego powstania. Stąd ta muzyka i śpiewy.
Z ciekawości jednak podążyliśmy w tę stronę. W miarę jak przybliżaliśmy się w wiadome miejsce, muzyka stawała się coraz głośniejsza. Także śpiew pewnego znanego piosenkarza – celebryty. Wokół niego zgromadził się całkiem spory tłumek osób. Okazało się, że się nie pomyliłam. Celebryta siedział na wysokim krześle z mikrofonem w ręce na skraju stoiska ze świątecznymi ozdobami i pomiędzy wykonaniem jednej piosenki a drugiej, zachwalał towar pewnej firmy. Oczywiście wykonującej ozdoby świąteczne. Tyle że raczej mało kto interesował się jej produktami. Za to celebrytą, i owszem.
Jerzy nie poszedł w ich ślady. Żona kazała mu rozejrzeć się za bombkami, więc się rozglądał. Z wielkim zaciekawieniem oglądał sterty pudełek. Ozdoby choinkowe przykuły także moją uwagę.
- Jasna cholera! – Krzyknął w pewnym momencie w trakcie ich przeglądania. – Ale to piekielnie drogie!
Spojrzałam na niego, jakby sam urwał się z choinki. Nie rozumiałam, czemu się dziwi. Oczywiście, że drogie. Zawsze tak było i nic się w tym temacie nie zmieniło.
- Teraz już wiem, za co ja płacę tyle kasy! Za tego durnia! Wliczyli go w cenę bombek – pokrzykiwał. Na tyle głośno, że usłyszeli go inni klienci marketu, i zaczęli mu przytakiwać.
Też miałam na to ochotę, ale było mi wstyd. W sumie przecież to nic nowego. Takie teraz mamy czasy. Tymczasem Jerzy rozkręcił się na dobre i sama już nie wiem, kto bardziej przyciągał uwagę, znany piosenkarz, czy mój znajomy. W każdym razie klienci byli wyraźnie podzieleni. Zaś sam Jerzy świecił niczym Gwiazda Betlejemska na tle stoiska ze świątecznymi ozdobami.
- Takiego! – pokrzykiwał, zginając rękę wpół i kładąc na niej drugą. – Nie kupię żadnych bombek ani innych świecidełek! Na choince powieszę… zdjęcia celebrytów! Powycinam z gazet i poprzyklejam do starych bombek!
- Daj spokój! Oni są opatrzeni, przereklamowani! Krystyna nie byłaby zadowolona – usiłowałam go przekonać do zmiany zdania, ale Jerzy nie zamierzał mnie słuchać.
- Z jednej strony na bombkę przykleję twarz Karolaka, z drugiej Kożuchowskiej! Cichopek z Cichopkiem. Mroczka z drugim Mroczkiem. Jacykowa z partnerem. Rusin z Lisem!
- Nie, to nie jest dobry pomysł – próbowałam odwieść go od tego ostatniego, mając na uwadze, że od dawna są po rozwodzie.
- Dobrze! Niech będzie Lis z… Lisowską Eweliną! Pasuje? Pasuje! – sam sobie odpowiadał.
Naokoło nas zaczęło robić się wesoło, bo ten i ów podpowiadał Jerzemu kolejną celebrycką parę. I nawet nie wiem, w którym momencie przestał śpiewać ów piosenkarz. W końcu musieliśmy oboje z Jerzym opuścić „zgromadzenie”. Przywołał nas do tego telefon od jego żony głośnym pytaniem: „Gdzie się znowu podziałeś?”. Trzeba było dokończyć robienia zakupów i powoli wracać do domu. Każdy więc poszedł swoją drogą, albo raczej sklepową alejką. Spotkaliśmy się ponownie przy sąsiednich kasach.
- Kupiłeś w końcu jakieś ozdóbki na choinkę, czy nie? – spytałam nieco przekornie stojącego niemal po sąsiedzku Jerzego.
- Nie – usłyszałam, a potem dodał: - Ale kupię rózgę i osobiście dostarczę kierownictwu hipermarketu.
No cóż! Zawsze to jakiś pomysł, pod którym i ja chętnie się podpiszę. Może trzeba byłoby im w końcu uświadomić, że o świętach zaczynamy myśleć dopiero w grudniu! I tej zasady się trzymajmy!
I nie kupować niczego świątecznego w listopadzie. Może wtedy handlowcom przestałoby się to opłacać i poszliby po rozum do głowy.
- W pewnym sensie dalej je obchodzimy – próbowałam zażartować, widząc poirytowaną minę kolegi. – Tylko teraz inaczej, z akcentem na Jego urodziny.
- Racja! – Przytaknął mi, wkładając do swojego sklepowego wózka mleko i śmietanę, próbując jednocześnie obliczyć, od ilu to już lat nie żyje Główny Bohater tych świąt, Jezus.
Jerzy zaopatrzony w całkiem sporych rozmiarów listę, według spisu której powinien robić zakupy w hipermarkecie, błądził tak jak ja pomiędzy sklepowymi regałami. I podobnie jak ja marudził trochę, że nieco przedwczesny, świąteczny wystrój hipermarketu psuje atmosferę świąt.
- Stanowczo za wcześnie! Przez to święta niejako się „rozmywają”. A kiedy rzeczywiście nadchodzą, już tak nie cieszą – tłumaczył.
W gruncie rzeczy musiałam przyznać mu rację. Ale jego i mojego zdania, jak się okazało, nie podzielała żona Jerzego, Krystyna. Zdradził, że kazała mu rozejrzeć się już za bombkami na choinkę. Uznała bowiem, że te, które dotychczas na niej wieszali nieco się już opatrzyły i najwyższy czas, żeby zaopatrzyć się w nowe. Niestety, Jerzy nie bardzo wiedział, w którym powinien udać się kierunku, by w wielkim jak boisko hipermarkecie znaleźć stoisko ze świątecznymi świecidełkami.
- To chyba tam! – wskazałam ręką w kierunku, skąd rozbrzmiewały dźwięki muzyki. Na szczęście jeszcze nie świątecznej.
- E! – znajomy nieco się skrzywił. – Pewnie obchodzą kolejną rocznicę swojego powstania. Stąd ta muzyka i śpiewy.
Z ciekawości jednak podążyliśmy w tę stronę. W miarę jak przybliżaliśmy się w wiadome miejsce, muzyka stawała się coraz głośniejsza. Także śpiew pewnego znanego piosenkarza – celebryty. Wokół niego zgromadził się całkiem spory tłumek osób. Okazało się, że się nie pomyliłam. Celebryta siedział na wysokim krześle z mikrofonem w ręce na skraju stoiska ze świątecznymi ozdobami i pomiędzy wykonaniem jednej piosenki a drugiej, zachwalał towar pewnej firmy. Oczywiście wykonującej ozdoby świąteczne. Tyle że raczej mało kto interesował się jej produktami. Za to celebrytą, i owszem.
Jerzy nie poszedł w ich ślady. Żona kazała mu rozejrzeć się za bombkami, więc się rozglądał. Z wielkim zaciekawieniem oglądał sterty pudełek. Ozdoby choinkowe przykuły także moją uwagę.
- Jasna cholera! – Krzyknął w pewnym momencie w trakcie ich przeglądania. – Ale to piekielnie drogie!
Spojrzałam na niego, jakby sam urwał się z choinki. Nie rozumiałam, czemu się dziwi. Oczywiście, że drogie. Zawsze tak było i nic się w tym temacie nie zmieniło.
- Teraz już wiem, za co ja płacę tyle kasy! Za tego durnia! Wliczyli go w cenę bombek – pokrzykiwał. Na tyle głośno, że usłyszeli go inni klienci marketu, i zaczęli mu przytakiwać.
Też miałam na to ochotę, ale było mi wstyd. W sumie przecież to nic nowego. Takie teraz mamy czasy. Tymczasem Jerzy rozkręcił się na dobre i sama już nie wiem, kto bardziej przyciągał uwagę, znany piosenkarz, czy mój znajomy. W każdym razie klienci byli wyraźnie podzieleni. Zaś sam Jerzy świecił niczym Gwiazda Betlejemska na tle stoiska ze świątecznymi ozdobami.
- Takiego! – pokrzykiwał, zginając rękę wpół i kładąc na niej drugą. – Nie kupię żadnych bombek ani innych świecidełek! Na choince powieszę… zdjęcia celebrytów! Powycinam z gazet i poprzyklejam do starych bombek!
- Daj spokój! Oni są opatrzeni, przereklamowani! Krystyna nie byłaby zadowolona – usiłowałam go przekonać do zmiany zdania, ale Jerzy nie zamierzał mnie słuchać.
- Z jednej strony na bombkę przykleję twarz Karolaka, z drugiej Kożuchowskiej! Cichopek z Cichopkiem. Mroczka z drugim Mroczkiem. Jacykowa z partnerem. Rusin z Lisem!
- Nie, to nie jest dobry pomysł – próbowałam odwieść go od tego ostatniego, mając na uwadze, że od dawna są po rozwodzie.
- Dobrze! Niech będzie Lis z… Lisowską Eweliną! Pasuje? Pasuje! – sam sobie odpowiadał.
Naokoło nas zaczęło robić się wesoło, bo ten i ów podpowiadał Jerzemu kolejną celebrycką parę. I nawet nie wiem, w którym momencie przestał śpiewać ów piosenkarz. W końcu musieliśmy oboje z Jerzym opuścić „zgromadzenie”. Przywołał nas do tego telefon od jego żony głośnym pytaniem: „Gdzie się znowu podziałeś?”. Trzeba było dokończyć robienia zakupów i powoli wracać do domu. Każdy więc poszedł swoją drogą, albo raczej sklepową alejką. Spotkaliśmy się ponownie przy sąsiednich kasach.
- Kupiłeś w końcu jakieś ozdóbki na choinkę, czy nie? – spytałam nieco przekornie stojącego niemal po sąsiedzku Jerzego.
- Nie – usłyszałam, a potem dodał: - Ale kupię rózgę i osobiście dostarczę kierownictwu hipermarketu.
No cóż! Zawsze to jakiś pomysł, pod którym i ja chętnie się podpiszę. Może trzeba byłoby im w końcu uświadomić, że o świętach zaczynamy myśleć dopiero w grudniu! I tej zasady się trzymajmy!
I nie kupować niczego świątecznego w listopadzie. Może wtedy handlowcom przestałoby się to opłacać i poszliby po rozum do głowy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz