Zdjęcie: Pixabay
Wiosną
kiedy na
świecie mają się maje
i o miłości myśleć
przystaje
spoglądam w niebo rozanielony
ale jak dotąd wciąż
nie mam żony
i chociaż chłopak jestem do wzięcia
czemu
mnie nie chcą, nie mam pojęcia
pewnie to przez te dziury w
kieszeniach
brak fajnej fury, co wszystko zmienia
Latem
wybieram
pole pełne makówek
i odurzony niczym półgłówek
mętnawym
wzrokiem spoglądam wokół
czując gdzieś wewnątrz przedziwny spokój
gdy plus czterdzieści pod kapeluszem
ja daję rady,
wszak stać tu muszę
zrzucam ubranie, w slipach czy bez
na polu
stoję jak wierny pies
Jesienią
kiedy jesienią niebo
wciąż płacze
o swym tu staniu myślę inaczej
ciągle mi
smutno, w depresję wpadam
i sam do siebie stale coś gadam
nawet, gdy jakieś straszne ptaszysko
upstrzy mi ciuchy, w nosie mam wszystko
lecz gdy
wiatr strąci kapelusz z głowy
to go uraczę brzydkimi słowy
Zimą
gdy mróz się wkrada i śniegiem
prószy
stoję zmarznięty, cóż, stać tu muszę
myślami
błądzę gdzieś przy kominku
zanurzam usta w czerwonym
winku
tuli się do mnie gorąca dama
co dotąd stała przy
drodze sama
i choć na żonę się nie nadaje
co tylko zechcę
z siebie mi daje
***
Ciągle zmieniają się pory roku
więc dotrzymywać muszę im kroku
Vivaldi gości wciąż w mojej
głowie
chętnie wypiłbym za jego zdrowie
za zdrowie Wasze i
swoje także
wszelkie rozterki STRACHÓW, a jakże!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz