wiatr wtargnął nimi chyłkiem,
złotawy księżyc w pełni
zerknął przez małą chwilkę.
Rozwarte nocy wrota
piszczały przenikliwie,
otchłani duch mamrotał,
to znów zawodził ckliwie.
Złowrogo ćwierkał kuwik
w krzakach ciernistych róż,
rosnących przy opłotkach,
w zasięgu ręki tuż.
W podmuchu wiatru jęknął
drewniany, stary płot,
cichaczem przez próg przemknął
zgłodniały, czarny kot.
Rozbłysły oczy sowie
na jednym z wielkich drzew,
strach zrodził się w mej głowie,
gdy zaszeleścił krzew.
Oczyma wyobraźni
dostrzegłam kilka zjaw,
miotały się w mej jaźni,
skrzeczały niczym paw.
To mroczny oddech nocy
cisnął się do mych drzwi,
lęk budząc ze wszech mocy.
Nie! Już nie otworzę ci!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz