Sąsiad nie kosi trawy w swoim ogrodzie, przez co latem czujesz się, jakbyś
mieszkał/a wśród jakiejś dziczy, o alergii na pyłki, na które jesteś uczulony/a
nie wspomniawszy? Wysokie chwasty z jego ogrodu przez siatkę w ogrodzeniu
przedostają się na Twój teren? Gałęzie ze starych drzew spadają na Twoją
działkę i po każdym większym wietrze masz pełne ręce roboty, bo trzeba je
uprzątnąć? Przy granicy z twoją działką rośnie las wysokich, starych drzew,
które latem zasłaniają Ci słońce? Jesienią nieustająco grabisz opadające z nich
zeschnięte liście? Nie denerwuj się! Nawet wtedy, gdy zamiast do kubła, sąsiad wyrzuca
popiół z pieca centralnego ogrzewania do niewielkiej rozpadliny przy płocie
graniczącym z Twoją działką i częściowo spada on na Twoją posesję? Jakimś
dziwnym zbiegiem okoliczności zawsze wtedy, gdy umyjesz okna, albo jest
wietrzna pogoda? Też się nie denerwuj!
On wcale nie robi Wam na złość. On tylko wystawia sobie świadectwo braku kultury.
Między innymi oczywiście. W ten sposób informuje wszem i wobec, że nie posiada za grosz zwykłej ludzkiej poczciwości. I choć najczęściej mianuje się wielkim katolikiem, w gruncie rzeczy nie wie, co to sumienie.
On po prostu idzie z duchem czasu. Reklamuje się.
Zła reklama to też reklama. Bywa że odnosi lepszy skutek.
Dawniej zamartwialiśmy się z mężem, denerwowali zachowaniem sąsiadów, ale z czasem przestaliśmy na to zwracać uwagę. Do wszystkiego bowiem można się przyzwyczaić. Można też nieciekawą sytuację przekuć w coś, co zamiast zmartwień dostarczy nieustającej rozrywki.
Jakim cudem? To niemożliwe? Możliwe!
Uświadomili nam to jedni z naszych znajomych, zaproszeni któregoś letniego dnia na ogrodowe party.
- Kto tam mieszka? Co to za ludzie? – Dopytywali się, siedząc przy drewnianej ławie i popijając chłodne drinki pewnego upalnego popołudnia.
Nie mogli nadziwić się, że można do tego stopnia zapuścić ogród.
- Rany gorzkie! Jaki wstyd! Ich ogród wygląda, jakby od wielu lat nikt się nim nie zajmował – skomentowała to znajoma, mając przed oczami wielkie chaszcze, stare, spróchniałe drzewa, z których część leżała pokryta mchem na ziemi. Tu i ówdzie leżały puste puszki po piwie, jakieś kartony po sokach, kawałki metalowych kabli, porozrzucane resztki starych desek.
Gdy w dużym skrócie udzieliliśmy im wyjaśnienia, znajomi jeszcze bardziej nie mogli się nadziwić.
- Nie do wiary! Muszę wszystkim opowiedzieć, co tu zobaczyliśmy – zaaferowany Włodek przypomniał sobie bowiem, iż w przeszłości poznał kiedyś rodziców sąsiadki i kilku jej znajomych.
- I co to da? – powątpiewałam. – Wszyscy ich tu dobrze znają.
- Ale nie znają ich gdzie indziej. Polecam pokazywać ich ogród wszystkim znajomym, którzy was odwiedzają – sugerował wówczas .
Nie rozumiałam wtedy, co niby mielibyśmy przez to osiągnąć. Okazało się jednak, że bardzo wiele.
Jesteśmy ludźmi, którzy nie stronią od towarzystwa. Wielu znajomych odwiedza nasz dom, i latem nasz ogród. Z niedowierzaniem kręcą głowami, gdy widzą sąsiednią działkę. Jak dotąd nie usłyszeliśmy jeszcze, by ktokolwiek z nich wyraził się dobrze o naszych sąsiadach. Nie przytoczę tu epitetów, jakimi ich obdarzali. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że wcale nie za sprawą swojego osobistego wizerunku, o który niezwykle zabiegają, dobrej marki samochodu, modnych kreacji, ale właśnie za sprawą swojego niedbalstwa względem obejścia i zwykłej ludzkiej złośliwości zasłynęli w okolicy.
Coś Wam to przypomina?
Uwierzcie, wcale nawet nie musieliśmy się specjalnie starać, by to, co dotąd spędzało nam sen z powiek, stało się pewnego rodzaju atrakcją dla naszych znajomych. Jest przynajmniej o czym porozprawiać. Pośmiać się albo poubolewać, jak kto woli.
Nie ślijcie więc pod adresem Waszych znienawidzonych sąsiadów niecenzuralnych słów.
Idźcie za naszym przykładem. Może dostrzeżecie u nich coś, co sprawi, że zaczniecie postrzegać wszystko inaczej. Może będzie to powód do śmiechu? Śmiech to zdrowie! A może jeszcze coś innego?
Na szczęście z drugiej strony naszego domu mamy całkiem fajnych sąsiadów. Może dzieje się tak dlatego (cha, cha), że w przyrodzie musi być równowaga?
On wcale nie robi Wam na złość. On tylko wystawia sobie świadectwo braku kultury.
Między innymi oczywiście. W ten sposób informuje wszem i wobec, że nie posiada za grosz zwykłej ludzkiej poczciwości. I choć najczęściej mianuje się wielkim katolikiem, w gruncie rzeczy nie wie, co to sumienie.
On po prostu idzie z duchem czasu. Reklamuje się.
Zła reklama to też reklama. Bywa że odnosi lepszy skutek.
Dawniej zamartwialiśmy się z mężem, denerwowali zachowaniem sąsiadów, ale z czasem przestaliśmy na to zwracać uwagę. Do wszystkiego bowiem można się przyzwyczaić. Można też nieciekawą sytuację przekuć w coś, co zamiast zmartwień dostarczy nieustającej rozrywki.
Jakim cudem? To niemożliwe? Możliwe!
Uświadomili nam to jedni z naszych znajomych, zaproszeni któregoś letniego dnia na ogrodowe party.
- Kto tam mieszka? Co to za ludzie? – Dopytywali się, siedząc przy drewnianej ławie i popijając chłodne drinki pewnego upalnego popołudnia.
Nie mogli nadziwić się, że można do tego stopnia zapuścić ogród.
- Rany gorzkie! Jaki wstyd! Ich ogród wygląda, jakby od wielu lat nikt się nim nie zajmował – skomentowała to znajoma, mając przed oczami wielkie chaszcze, stare, spróchniałe drzewa, z których część leżała pokryta mchem na ziemi. Tu i ówdzie leżały puste puszki po piwie, jakieś kartony po sokach, kawałki metalowych kabli, porozrzucane resztki starych desek.
Gdy w dużym skrócie udzieliliśmy im wyjaśnienia, znajomi jeszcze bardziej nie mogli się nadziwić.
- Nie do wiary! Muszę wszystkim opowiedzieć, co tu zobaczyliśmy – zaaferowany Włodek przypomniał sobie bowiem, iż w przeszłości poznał kiedyś rodziców sąsiadki i kilku jej znajomych.
- I co to da? – powątpiewałam. – Wszyscy ich tu dobrze znają.
- Ale nie znają ich gdzie indziej. Polecam pokazywać ich ogród wszystkim znajomym, którzy was odwiedzają – sugerował wówczas .
Nie rozumiałam wtedy, co niby mielibyśmy przez to osiągnąć. Okazało się jednak, że bardzo wiele.
Jesteśmy ludźmi, którzy nie stronią od towarzystwa. Wielu znajomych odwiedza nasz dom, i latem nasz ogród. Z niedowierzaniem kręcą głowami, gdy widzą sąsiednią działkę. Jak dotąd nie usłyszeliśmy jeszcze, by ktokolwiek z nich wyraził się dobrze o naszych sąsiadach. Nie przytoczę tu epitetów, jakimi ich obdarzali. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że wcale nie za sprawą swojego osobistego wizerunku, o który niezwykle zabiegają, dobrej marki samochodu, modnych kreacji, ale właśnie za sprawą swojego niedbalstwa względem obejścia i zwykłej ludzkiej złośliwości zasłynęli w okolicy.
Coś Wam to przypomina?
Uwierzcie, wcale nawet nie musieliśmy się specjalnie starać, by to, co dotąd spędzało nam sen z powiek, stało się pewnego rodzaju atrakcją dla naszych znajomych. Jest przynajmniej o czym porozprawiać. Pośmiać się albo poubolewać, jak kto woli.
Nie ślijcie więc pod adresem Waszych znienawidzonych sąsiadów niecenzuralnych słów.
Idźcie za naszym przykładem. Może dostrzeżecie u nich coś, co sprawi, że zaczniecie postrzegać wszystko inaczej. Może będzie to powód do śmiechu? Śmiech to zdrowie! A może jeszcze coś innego?
Na szczęście z drugiej strony naszego domu mamy całkiem fajnych sąsiadów. Może dzieje się tak dlatego (cha, cha), że w przyrodzie musi być równowaga?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz