W ostatnim czasie, a
szczególnie w okresie Wielkiego Tygodnia w Kościele Katolickim, nachodzą mnie
różne myśli związane z życiem doczesnym i tym pozagrobowym. Jedną z nich
chciałam się dzisiaj z Wami podzielić.
Otóż uważam, że każdy z księży powinien mieć obowiązkowe konto na Facebooku. Cokolwiek by nie mówić o tym portalu społecznościowym, jedno trzeba mu przyznać, doskonale odzwierciedla ludzkie charaktery.
Gdyby tak duszpasterze mieli na nim swoje konta, nie musieliby godzinami sterczeć w konfesjonałach. Za pośrednictwem Facebooka poznaliby większość grzechów i grzeszków swoich owieczek, czy jak niektórzy złośliwie mawiają, baranów. Posty i zdjęcia tam publikowane, pozwalają na dogłębną ocenę tego, co wierni i niewierni sobą reprezentują. Celowo użyłam słowa niewierni, bo wśród całego stadka mianującego się katolikami, lwia część nie uczęszcza do kościoła. Podnosi tylko statystykę, czyli innymi słowy, robi sztuczny tłum.
Różnie można ich nazywać: agnostykami, wyrzutkami, katolami. Jak zwał tak zwał. Nie o to chodzi. Skoro jednak nazywają siebie katolikami, mimo wszystko należy brać ich pod uwagę.
W okresie Wielkiego Tygodnia rzesza katolików, tych stale uczęszczających do kościoła i tych rzadko lub niemal wcale, udaje się do spowiedzi. Przed konfesjonałami tworzą się długie kolejki, przypominające te przed sklepami w czasach peerelu. Tyle że w tych kolejkach nie stoi się po to, żeby coś kupić, ale żeby czegoś się pozbyć. Mianowicie swoich grzechów. Wyznać je kapłanowi i odejść od konfesjonału w przekonaniu, że wszystko znów jest w porządku.
Jaki w gruncie rzeczy jest tego rezultat, to już inna historia. W każdym razie oboje, spowiednik i spowiadający się, mają na to średnio 3 minuty. Tyle bowiem trwa przeciętnie spowiedź jednego grzesznika w okresie przedświątecznym, zakładając przy tym, że większość z nich spowiada się raz lub dwa razy w roku. Ile w tym czasie można wyznać grzechów i jak długiego, a raczej króciutkiego, można wysłuchać kazania, rzecz wielce dyskusyjna. O pokucie, zwykle odmówieniu kilku zdrowasiek, nie wspomnę, bo co to za pokuta. O zadośćuczynieniu też, bo najczęściej jest już za późno na naprawienie szkód, które grzesznik wyrządził. Zostaje więc tylko zwykłe słowo przepraszam, Bogu lub konkretnej osobie, które nawiasem mówiąc, nic nie kosztuje.
Czy tak ma wyglądać spowiedź? Niejednokrotnie zakrawa to na kpinę, i to z obu stron. Nie przykłada się do tego ani grzesznik, ani spowiednik.
Widać to doskonale na wsiach. Tu bowiem z reguły wszyscy się znają. Świetnie wiedzą, kto i jakim jest człowiekiem, i ile jest w stanie popełnić różnych grzechów. Meszkańcy widzą jego dobre i złe zachowania. Te złe, bynajmniej nie zmieniają się pod wpływem trzyminutowej spowiedzi przedświątecznej. Jaki jest więc sens przeprowadzania takich spowiedzi?
Myślę, choć pewnie większość osób nie podziela mojego zdania, że gdyby księża mieli konta na Facebooku, zapewne ułatwiłoby im to sprawę. Poznaliby sympatie, antypatie, nawyki, tudzież dobre i złe myśli, i uczynki swoich owieczek. Reszty pewnie by się domyślili. I gdyby zaszła taka potrzeba, bo na przykład kapłanowi coś by się ewidentnie nie spodobało, zawsze mógłby wezwać delikwenta przed swoje oblicze i przywołać do porządku.Albo przypomnieć mu zapomniany lub zatajony grzech przy okazji spowiedzi.
Domyślam się, co o tym myślicie. Jesteście pewni, że w tym wypadku wierni masowo likwidowaliby swoje konta, albo nie zakładali ich wcale, tłumacząc się, że nie mają lub nie potrafią obsługiwać komputera. Albo publikowaliby tylko same miłe dla oka posty, by przestawić się w dobrym świetle.
Oczywiście macie rację. Tak by się niewątpliwie stało.
Byłby to kolejny dowód na to, że większość z wiernych to tylko zwykli hipokryci. Zweryfikowałoby też prawdziwą liczbę katolików w Polsce. Obnażyło obraz nas samych.
Całkiem niedawno podzieliłam się swoimi przemyśleniami z dwójką moich dobrych znajomych. Nie tylko nie spodobał im się mój pomysł, ale nie wiedzieć czemu uznali za stosowne przede mną się wytłumaczyć, choć tego nie oczekiwałam. I wiecie, co usłyszałam?
W jednym przypadku dowiedziałam się, że kolega ma konto na FB, ale nigdy nic tam nie publikuje. Służy mu jedynie do obserwacji innych. Bardzo ciekawe! Czyli co? Takie CBŚ, FBI, albo w najlepszym razie szpieg z Krainy Deszczowców? Do czego są mu te informacje potrzebne? Zapytany o to przeze mnie odpowiedział, że dobrze jest poznać wroga.
W psychologii jakoś to się nazywa i nawet wiem jak, ale wolę nie przytaczać tego terminu. Ksiądz (zakładając, że miałby konto na FB) też z pewnością potrafiłby odpowiednio to nazwać i wytłumaczyć mu, że to złe zachowanie.
Druga osoba z moich kontaktów na Facebooku zapytana, dlaczego publikuje tylko i wyłącznie zdjęcia przyrody, a nigdy nic nie pisze o sobie ani o swojej rodzinie, ani też nie wypowiada się na podnoszone tam tematy, odpowiedziała w sposób równie zaskakujący: „Bo ją nie interesują inni”.
I znowu ciśnie się na usta kolejny termin z psychologii. Wam zapewne też. Ksiądz nie miałby z tym najmniejszego problemu. Podobnie poradziłby sobie z tymi, którzy opluwają innych, sieją nienawiść, gardzą ludźmi innych ras i wyznań.
Wspomnieć należy tu także o tych osobach, które zalewają wręcz strony Facebooka świętymi obrazkami, różnymi modlitwami i nawoływaniami do różnych dobroczynnych akcji, za którymi nie idą żadne dobre uczynki z ich strony. Są jedynie przejawem ich niezdrowego fanatyzmu.
Może, gdyby księża mieliby tę wiedzę, byliby bardziej wyważeni w swoich kazaniach, bliżsi zwykłym ludziom, a nie jak to często bywa, zupełnie odrealnieni. Większość z kapłanów bowiem nie uczestniczy w życiu swojej rodziny (matki, ojca, rodzeństwa, ani innych bliskich) i nie wie, jak naprawdę wygląda prawdziwe życie. Służba, kucharka i inni parafianie wykonują za nich codzienną pracę. Ich obowiązkiem jest się jedynie modlić. Niewielu z nich doświadcza prawdziwego życia, pomaga w trudnych sytuacjach życiowych rodziny (jak na przykład ksiądz Kamil, którego podziwiam i szanuję, i serdecznie pozdrawiam), znajomych lub całkiem obcych ludzi będących w potrzebie.
Być może będą takie osoby, które oburzą się czytając mój felieton. No cóż, często działają one na zasadzie „Uderz w stół, a nożyce się odezwą”. I tak ma być. Mają za zadanie wzbudzać w Was emocje. Dobrze by było, gdyby to były pozytywne emocje.
W tym Wielkim Tygodniu nie chcę nikogo ganić ani osądzać. Nie mam do tego prawa. Zrobi to Wasz spowiednik.Sama też w paru wypadkach nie jestem bez winy. Chcę tylko dać Wam coś do zrozumienia i życzyć pogodnych Świąt Wielkanocnych w gronie bliskich Wam osób, w zgodzie z Panem Bogiem i Waszym sumieniem.
Otóż uważam, że każdy z księży powinien mieć obowiązkowe konto na Facebooku. Cokolwiek by nie mówić o tym portalu społecznościowym, jedno trzeba mu przyznać, doskonale odzwierciedla ludzkie charaktery.
Gdyby tak duszpasterze mieli na nim swoje konta, nie musieliby godzinami sterczeć w konfesjonałach. Za pośrednictwem Facebooka poznaliby większość grzechów i grzeszków swoich owieczek, czy jak niektórzy złośliwie mawiają, baranów. Posty i zdjęcia tam publikowane, pozwalają na dogłębną ocenę tego, co wierni i niewierni sobą reprezentują. Celowo użyłam słowa niewierni, bo wśród całego stadka mianującego się katolikami, lwia część nie uczęszcza do kościoła. Podnosi tylko statystykę, czyli innymi słowy, robi sztuczny tłum.
Różnie można ich nazywać: agnostykami, wyrzutkami, katolami. Jak zwał tak zwał. Nie o to chodzi. Skoro jednak nazywają siebie katolikami, mimo wszystko należy brać ich pod uwagę.
W okresie Wielkiego Tygodnia rzesza katolików, tych stale uczęszczających do kościoła i tych rzadko lub niemal wcale, udaje się do spowiedzi. Przed konfesjonałami tworzą się długie kolejki, przypominające te przed sklepami w czasach peerelu. Tyle że w tych kolejkach nie stoi się po to, żeby coś kupić, ale żeby czegoś się pozbyć. Mianowicie swoich grzechów. Wyznać je kapłanowi i odejść od konfesjonału w przekonaniu, że wszystko znów jest w porządku.
Jaki w gruncie rzeczy jest tego rezultat, to już inna historia. W każdym razie oboje, spowiednik i spowiadający się, mają na to średnio 3 minuty. Tyle bowiem trwa przeciętnie spowiedź jednego grzesznika w okresie przedświątecznym, zakładając przy tym, że większość z nich spowiada się raz lub dwa razy w roku. Ile w tym czasie można wyznać grzechów i jak długiego, a raczej króciutkiego, można wysłuchać kazania, rzecz wielce dyskusyjna. O pokucie, zwykle odmówieniu kilku zdrowasiek, nie wspomnę, bo co to za pokuta. O zadośćuczynieniu też, bo najczęściej jest już za późno na naprawienie szkód, które grzesznik wyrządził. Zostaje więc tylko zwykłe słowo przepraszam, Bogu lub konkretnej osobie, które nawiasem mówiąc, nic nie kosztuje.
Czy tak ma wyglądać spowiedź? Niejednokrotnie zakrawa to na kpinę, i to z obu stron. Nie przykłada się do tego ani grzesznik, ani spowiednik.
Widać to doskonale na wsiach. Tu bowiem z reguły wszyscy się znają. Świetnie wiedzą, kto i jakim jest człowiekiem, i ile jest w stanie popełnić różnych grzechów. Meszkańcy widzą jego dobre i złe zachowania. Te złe, bynajmniej nie zmieniają się pod wpływem trzyminutowej spowiedzi przedświątecznej. Jaki jest więc sens przeprowadzania takich spowiedzi?
Myślę, choć pewnie większość osób nie podziela mojego zdania, że gdyby księża mieli konta na Facebooku, zapewne ułatwiłoby im to sprawę. Poznaliby sympatie, antypatie, nawyki, tudzież dobre i złe myśli, i uczynki swoich owieczek. Reszty pewnie by się domyślili. I gdyby zaszła taka potrzeba, bo na przykład kapłanowi coś by się ewidentnie nie spodobało, zawsze mógłby wezwać delikwenta przed swoje oblicze i przywołać do porządku.Albo przypomnieć mu zapomniany lub zatajony grzech przy okazji spowiedzi.
Domyślam się, co o tym myślicie. Jesteście pewni, że w tym wypadku wierni masowo likwidowaliby swoje konta, albo nie zakładali ich wcale, tłumacząc się, że nie mają lub nie potrafią obsługiwać komputera. Albo publikowaliby tylko same miłe dla oka posty, by przestawić się w dobrym świetle.
Oczywiście macie rację. Tak by się niewątpliwie stało.
Byłby to kolejny dowód na to, że większość z wiernych to tylko zwykli hipokryci. Zweryfikowałoby też prawdziwą liczbę katolików w Polsce. Obnażyło obraz nas samych.
Całkiem niedawno podzieliłam się swoimi przemyśleniami z dwójką moich dobrych znajomych. Nie tylko nie spodobał im się mój pomysł, ale nie wiedzieć czemu uznali za stosowne przede mną się wytłumaczyć, choć tego nie oczekiwałam. I wiecie, co usłyszałam?
W jednym przypadku dowiedziałam się, że kolega ma konto na FB, ale nigdy nic tam nie publikuje. Służy mu jedynie do obserwacji innych. Bardzo ciekawe! Czyli co? Takie CBŚ, FBI, albo w najlepszym razie szpieg z Krainy Deszczowców? Do czego są mu te informacje potrzebne? Zapytany o to przeze mnie odpowiedział, że dobrze jest poznać wroga.
W psychologii jakoś to się nazywa i nawet wiem jak, ale wolę nie przytaczać tego terminu. Ksiądz (zakładając, że miałby konto na FB) też z pewnością potrafiłby odpowiednio to nazwać i wytłumaczyć mu, że to złe zachowanie.
Druga osoba z moich kontaktów na Facebooku zapytana, dlaczego publikuje tylko i wyłącznie zdjęcia przyrody, a nigdy nic nie pisze o sobie ani o swojej rodzinie, ani też nie wypowiada się na podnoszone tam tematy, odpowiedziała w sposób równie zaskakujący: „Bo ją nie interesują inni”.
I znowu ciśnie się na usta kolejny termin z psychologii. Wam zapewne też. Ksiądz nie miałby z tym najmniejszego problemu. Podobnie poradziłby sobie z tymi, którzy opluwają innych, sieją nienawiść, gardzą ludźmi innych ras i wyznań.
Wspomnieć należy tu także o tych osobach, które zalewają wręcz strony Facebooka świętymi obrazkami, różnymi modlitwami i nawoływaniami do różnych dobroczynnych akcji, za którymi nie idą żadne dobre uczynki z ich strony. Są jedynie przejawem ich niezdrowego fanatyzmu.
Może, gdyby księża mieliby tę wiedzę, byliby bardziej wyważeni w swoich kazaniach, bliżsi zwykłym ludziom, a nie jak to często bywa, zupełnie odrealnieni. Większość z kapłanów bowiem nie uczestniczy w życiu swojej rodziny (matki, ojca, rodzeństwa, ani innych bliskich) i nie wie, jak naprawdę wygląda prawdziwe życie. Służba, kucharka i inni parafianie wykonują za nich codzienną pracę. Ich obowiązkiem jest się jedynie modlić. Niewielu z nich doświadcza prawdziwego życia, pomaga w trudnych sytuacjach życiowych rodziny (jak na przykład ksiądz Kamil, którego podziwiam i szanuję, i serdecznie pozdrawiam), znajomych lub całkiem obcych ludzi będących w potrzebie.
Być może będą takie osoby, które oburzą się czytając mój felieton. No cóż, często działają one na zasadzie „Uderz w stół, a nożyce się odezwą”. I tak ma być. Mają za zadanie wzbudzać w Was emocje. Dobrze by było, gdyby to były pozytywne emocje.
W tym Wielkim Tygodniu nie chcę nikogo ganić ani osądzać. Nie mam do tego prawa. Zrobi to Wasz spowiednik.Sama też w paru wypadkach nie jestem bez winy. Chcę tylko dać Wam coś do zrozumienia i życzyć pogodnych Świąt Wielkanocnych w gronie bliskich Wam osób, w zgodzie z Panem Bogiem i Waszym sumieniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz