z pierwszych stron gazet,
na swoją dolę
tyram zawzięcie,
by móc być z tobą
i dziećmi
razem.
Nie mam
magistra,
willi nad
morzem,
bank upomina
się wciąż o raty,
bryka z
odzysku, pożal się Boże,
i tylko czasem
stać mnie na kwiaty.
Lecz nie ma
miła w tym mojej winy,
że tu
dostaję
jedynie baty.
Już w
przedpokoju
stoją bagaże,
bilet lotniczy
do kraju
marzeń,
na wyspach
czeka
kąt u kuzyna,
nie, nie
zostanę,
nie twoja wina.
Szef nie
wypłacił
kolejnej
pensji,
komornik złoży
wizytę z rana,
lecz nie miej o
to do mnie pretensji.
Strach was
zostawiać na pastwę losu,
serce mi pęka z
żalu, kochana,
lecz cóż
poradzić.
żyć tu nie
sposób.
Tam w innym
świecie
czeka nieznane,
nie wiem czy
lepszy,
czy gorszy los,
patrząc na oczy
twe zapłakane,
skacze mi grdyka
dławiąc mój głos.
czy gorszy los,
patrząc na oczy
twe zapłakane,
skacze mi grdyka
dławiąc mój głos.
Szkoda mi życia
trwonić na
mrzonki,
wraz z marnym
groszem złudne nadzieje
składane z
lękiem do mej skarbonki.
Nie
obiecuję, że tutaj wrócę,
niby do czego, no, powiedz sama.
Żegnajcie mili,
Polsko kochana.
Szczęścia poszukam
niby do czego, no, powiedz sama.
Żegnajcie mili,
Polsko kochana.
Szczęścia poszukam
gdzieś
w innym świecie,
sprowadzę
ciebie
i
nasze dzieci.
Ojczyznę
drogą,
cóż,
w Internecie
obejrzeć
w końcu
też
sobie mogą.
Nie miejcie za złe
Nie miejcie za złe
mnie
i nikomu,
nie
miejcie za złe, że dałem nogę,
i
normalnego szukam gdzieś domu.
Tutaj,
niestety, żyć już nie mogę.
Stawka jest duża, to
godne życie,
zwyczajne
ludzkie,
po
prostu, bycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz