Nadchodzi wieczór, cicho, powoli
noc niemal drepcze mu po piętach
kamienne hole chłoną kroki
gubiąc się rychło w nocy odmętach
pod jej naporem gdzieś skrzypią drzwi
cisza rozmawia ze swoim echem
palą się świece w srebrnych lichtarzach
tłamszone nieco nocy oddechem
w prastarych ramach szepczą przodkowie
panie w jedwabiach i krynolinach
z szablą przy boku zacni panowie
mali szlachcice w miękkich muślinach
do ciemnych komnat, przez szyby w oknach
księżyc się wdziera resztkami sił
na stary zegar spogląda chyłkiem
jakby z przeszłością w myślach się bił
po kątach snuje się biała dama
mrokom oddając się wskroś z lubością
ziewając gasi płomienie świec
znużona chłodem i bezczynnością
co raz zagląda w księgi prastare
wertując karty ich zawzięcie
z zatkniętym w dłoni okularem
przegląda strony z wielkim przejęciem
czyżby szukała nań podpowiedzi
o cennych skarbach ukrytych w lochu?noc niemal drepcze mu po piętach
kamienne hole chłoną kroki
gubiąc się rychło w nocy odmętach
pod jej naporem gdzieś skrzypią drzwi
cisza rozmawia ze swoim echem
palą się świece w srebrnych lichtarzach
tłamszone nieco nocy oddechem
w prastarych ramach szepczą przodkowie
panie w jedwabiach i krynolinach
z szablą przy boku zacni panowie
mali szlachcice w miękkich muślinach
do ciemnych komnat, przez szyby w oknach
księżyc się wdziera resztkami sił
na stary zegar spogląda chyłkiem
jakby z przeszłością w myślach się bił
po kątach snuje się biała dama
mrokom oddając się wskroś z lubością
ziewając gasi płomienie świec
znużona chłodem i bezczynnością
co raz zagląda w księgi prastare
wertując karty ich zawzięcie
z zatkniętym w dłoni okularem
przegląda strony z wielkim przejęciem
czyżby szukała nań podpowiedzi
któż lepiej w końcu miałby to wiedzieć
jeśli nie duch
co bladym świtem znika w popłochu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz