Zdjęcie: Pixabay
Wczoraj odwiedziła mnie dawna znajoma. Ledwo co zdążyłam zaparzyć kawę, którą
zamierzałam ją poczęstować, a już się zaczęło.
Narzekanie w wykonaniu koleżanki Lusi.
Mogę to zrozumieć, bo podobno to nasza narodowa cecha, ale dlaczego przez cały
czas jej wizyty? Czy naprawdę nie ma żadnych fajnych tematów do rozmowy?
A tak na marginesie… Odkryłam całkiem niedawno, że na podstawie odwiedzin znajomych
można pokusić się o zrobienie pewnego rodzaju planu, czytaj przebiegu, ich
wizyt.
I tak:
1.Wstęp, czyli pytanie „Jak leci, co tam u was słychać?”, nie zawsze oczekując wzajemnych odpowiedzi, bo przecież
punkt drugi i trzeci depczą już po piętach.
2. Rozmowy o chorobach – porady i sugestie zaczerpnięte na ogół od dr Google.
3. Aktualna polityka, czyli skakanie sobie do oczu lub jak kto woli, do gardeł.
4. Temat zdrowego lub niezdrowego jedzenia. Uff!
5. Wiadomości na temat tego, kto i czemu nas truje, bądź okrada.
6. Ale się zasiedziałam! Tyle mam roboty, a w domu nikt nie chce mi pomóc.
I pomyśleć, że dawniej opowiadało się dowcipy, słuchało przy tym muzyki, jadło
rzekomo niezdrowe sałatki z majonezem, krokiety, golonki itp., i degustowało
tanie winem. O kalorycznych i słodkich ciastach, nie wiem, czy w ogóle wypada
wspominać.
Teraz wszystko przebiega według powyższego planu.
Niekoniecznie może w tej
kolejności, tak jak tego dnia podczas wizyty Lusi. Kobieta bowiem od razu
przeszła do punkty trzeciego.
- Słyszałaś, co ten nasz premier wczoraj wygadywał o przywróceniu Pomorza i
Wybrzeża do Polski? – spytała rozsierdziona.
- Owszem, słyszałam – odparłam, nie szczególnie mając ochotę na kontynuację
tego tematu. – Większej bzdury już dawno nie słyszałam! – dodałam po chwili.
- No właśnie, właśnie! To gdzie ja byłam w ubiegłym tygodniu na wczasach? Za
granicą? – pytała drwiąco sama siebie. – To gdzie ten Kołobrzeg w końcu leży?
Myślałam, że w Polsce.
- Lusiu, daj spokój, czy to pierwszy raz słuchamy paplaniny pana premiera?
Ale znajoma nie odpuszczała. W końcu to temat rzeka.
Po jej wyjściu odetchnęłam z ulgą, jednakże nie do końca. Sama zaczęłam zastanawiać
się, ile Polski jest w Polsce.
Bo jakby na to nie spojrzeć, Śląsk w oczach obecnego rządu jest przecież „be”
(zakamuflowana opcja niemiecka). O tereny na Wschodzie Polski zaczynają
upominać się i Rosjanie, i niektórzy Ukraińcy. Małopolska to zdaniem większości Polaków wielka
niewiadoma. Jedni mówią, że austriacka, inni, że żydowska. A teraz jeszcze
okazuje się, że Wybrzeże i Pomorze też nie jest nasze.
W takim razie, co nam zostało?
Warszawa, Toruń i Łódź wraz z okolicznymi terenami? Trochę mało… Doprawdy
pogubiłam się!
No i ostatecznie rodzi się pytanie: Kim ja jestem? Polką, Niemką czy Austriaczką?
A może jeszcze kimś innym, bo na przykład o czymś nie wiem? Podręczników do
historii ministra Czarnka nie miałam okazji przeczytać…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz