niedziela, 27 sierpnia 2017

Opowiadania "Osiem grzechów głównych" - 4. Gniew

4. GNIEW
Każdy kij ma dwa końce

Życie Walerii do złudzenia przypominało bajkę. Z tym jednak wyjątkiem, że w bajkach wszystko dobrze się kończy. Niestety, historia Walerii nie znalazła takiego zakończenia jak w bajkach i jak sama tego oczekiwała.
Odnosiło się wrażenie, że z chwilą pojawienia się małej Walerci na tym świecie, niemal natychmiast musiały pojawić się też dobre wróżki, które utartym zwyczajem obdarowały ją różnymi darami. Jedna dała jej w prezencie obszerny dom, druga samochód, kiedy skończyła osiemnaście lat, a trzecia postarała się o męża. Potem za jego sprawą pojawiły się i dzieci.
Przekładając wszystko na życiowe realia, owe wróżki przybrały postacie: mamy, taty, babci, cioci, i rozpostarłszy nad nią przemożną opiekę, pilnowały, by Walerci niczego w życiu nie brakowało.
Tak więc nasza Waleria dostała od losu dokładnie to, o czym marzy każda kobieta i to bez najmniejszego wysiłku. Kolejne wróżki (te z zaświatów) też nie okazały się gorsze, obdarowując ją dobrym zdrowiem, powodzeniem w życiu i licznymi mniejszymi darami o charakterze czysto materialnym.
Od nadmiaru szczęścia i doczesnych uciech nasza Waleria kwitła jak róża w majowym ogrodzie, pozostawiając daleko w tyle swoje rówieśniczki i wszystkich, z którymi w jakiś sposób spotkała się na swojej życiowej drodze. A że Waleria była w dodatku jedynaczką, miała jeszcze jeden powód do radości. Nie musiała nigdy z nikim dzielić się swoimi zdobyczami.
Wydawać by się mogło, że w tej sytuacji życie naszej bohaterki powinno przebiegać sielsko i anielsko. I w rzeczywistości tak było. Aż do momentu, kiedy w jej życiu pojawił się mąż, a co za tym idzie, także teściowa. O ile mąż nie stanowił problemu, o tyle z teściową nie poszło Walerci tak, jak tego oczekiwała. Obie panie nie przypadły sobie do gustu, co sprawiło, że w konsekwencji prysł bajkowy czar.
Mąż naszej bohaterki był człowiekiem uczciwym i zaradnym. Kochał żonę i dzieci, poświęcając każdą minutę swojego życia na to, by zapracować na ich egzystencję. Zdaniem Walerii miał jednak kilka wad. Nie był zbyt przebojowy ani też zbytnio przystojny. Taki przeciętny, małomówny, niezbyt rozrywkowy, ani też światowy. Zwyczajny wiejski chłop o dobrym sercu i spracowanych rękach. Toteż Waleria odczuwała z tego powodu pewne braki, które z czasem przybrały na sile i zaczęły się uzewnętrzniać. Spodziewała się wszakże z jego strony czegoś więcej, niż tylko ślęczenia nad pracą i pokornej służalczości. Marzyła o mężczyźnie, który porwałby ją, niczym książę z bajki i niekoniecznie na białym koniu, pognał z nią w najdalsze zakamarki naszego globu. W dodatku książę obowiązkowo powinien być super przystojnym i niezwykle seksownym mężczyzną. No i koniecznie powinien obsypywać ją, nie tyle złotem, co raczej dolarami, frankami, czy euro.
Z czasem Waleria postanowiła swoje marzenia urzeczywistnić. Zaczęło się banalnie.
Znalazła sobie kogoś, kto miał to, czego z kolei nie miał jej Kazio. I w ten sposób bez szczególnych problemów poradziła sobie z życiowymi brakami. Wprawdzie długo nie nacieszyła się swoim księciem, bo książę szybko zmienił obiekt zainteresowania, ale na jego miejsce natychmiast znalazła kogoś innego. Trochę mniej urodziwego i bez kasy, ale w głębi serca Waleria nie przestawała marzyć, licząc, że z czasem jej los się odmieni i prędzej czy później trafi wreszcie na tego właściwego. Póki co zadowoliła się Waldkiem, kolegą z pracy.
Pewnie cała sprawa długo by się nie wydała, gdyby Waleria nie wpadła w konflikt z szefem firmy, w której pracowała. Uznała bowiem, że za jej pracę należy się większa zapłata, niż jej zaproponowano. Dokładniej mówiąc, poszło o dodatek do pensji w postaci premii, który jej zdaniem słusznie się należał nie tylko jej, ale także innym pracownikom, a którego firma nie zamierzała  wypłacić. Nie zamierzała, gdyż podobno brak było na to funduszy. Słaba kondycja finansowa firmy spowodowana brakiem zamówień na produkowane towary przekładała się bezpośrednio na zarobki i zobowiązania płatnicze wobec zakładu energetycznego, ciepłowniczego itd. A co za tym idzie, pojawiła się potrzeba szukania oszczędności.
Któregoś dnia Waleria pochwaliła się swojej przyjaciółce z sekretariatu.
- Powiem ci w sekrecie, że napisałam do pewnego czasopisma w mojej, - poprawiła się - w naszej sprawie – wyznała Jolce. – Mają tam taki dział interwencji.
- Naprawdę? – dziwiła się Jola. – Jesteś odważna! A co będzie, gdy szef się dowie? – dopytywała się. – Będzie się wściekał.
- A niech się wścieka! Przecież mam rację! – odparła oburzona i zarazem bardzo pewna siebie.
- Zawsze to jednak donos… Bo chyba tak należy to traktować? - Jolka nie była pewna, czy Waleria dobrze zrobiła.
- Te pieniądze słusznie mi się należą. Zresztą nie tylko mnie, innym też. Mamy się zgadzać, żeby zakład robił sobie oszczędności naszym kosztem?
- No nie, ale może lepiej było załatwić to w inny sposób? – powątpiewała sekretarka. – Może być z tego smród…
- I o to chodzi! Jeśli nawet redakcja gazety nie zechce zjawić się w naszym zakładzie, żeby zbadać sytuację u źródła, to mimo wszystko i tak z pewnością coś o tym napiszą. Bardzo na to liczę. Choćby tylko maleńki artykulik. A to już jest coś. Wszyscy się dowiedzą o praktykach naszego prezesa.
Jolka pokręciła głową na wznak tego, że nie do końca podziela jej pogląd na sprawę. Była raczej tym zniesmaczona. I jak na przykładną sekretarkę przystało, próbowała stanąć w obronie swojego szefa.
- Nie zastanawiałaś się nigdy, że może to nie jego wina? Może rzeczywiście nie ma na to pieniędzy? Wiesz, że teraz wszyscy cienko przędą.
- A co mnie to obchodzi – Waleria podsumowała dyskusję krótko i zdecydowanie. – A poza tym, nie podałam swojego nazwiska. Wiesz o tym tylko ty i mam nadzieję, że nikomu nie powiesz.
Jola zapewniała swoją koleżankę, że na dyskrecję może liczyć, ale bynajmniej nie zamierzała wywiązać się z obietnicy. Uznała bowiem, że prędzej czy później i tak się wszystko rozniesie wśród załogi, ale zanim to nastąpi, na swój sposób może przypochlebić się prezesowi i go o tym uprzedzić. Z pewnością będzie jej wdzięczny, mając trochę czasu na zastanowienie się, jak temu zaradzić, bądź przygotować się na ewentualny atak prasy. Język świerzbiał ją niemiłosiernie.
- No to mamy pasztet! – Zdenerwował się prezes, usłyszawszy ową rewelację. – Tylko czekać, jak te pismaki się tu zjawią! Wszędzie ich pełno i potrafią nieźle zaleźć za skórę.
- Obawia się pan, prezesie, że w efekcie tego zamieszania zakład będzie musiał wypłacić pracownikom te nieszczęsne dodatki? – dopytywała się sekretarka.
- Żeby tylko! Oby tylko obeszło się bez kar! To nas może pogrążyć. Już i tak mamy kolosalne długi – zwierzył się swojej zaufanej pracownicy. – Muszę coś zrobić z tą „pindzią”, zanim napyta nam większej biedy.
- E tam! Co ona może zrobić? – wątpiła Jolka.
- Może, może! Przyjadą i będą węszyć. Ona poczuje się pewnie jak bohaterka roku i napomknie im jeszcze to i owo. A jak ktoś chce się do czegoś doczepić, to się zawsze doczepi! – Wściekał się, robiąc się przy tym czerwony na twarzy, zapewne pod wpływem nagłego wzrostu ciśnienia.
Trudno było się dziwić. Na jego miejscu, każdy by się zdenerwował. Nie od dziś wiadomo, że media to państwo w państwie, które rządzi się swoimi prawami. Komu chcą pomóc, pomogą, ale jeśli komuś chcą zaszkodzić, nic ich przed tym nie powstrzyma. Jolka wiedziała o niektórych niedociągnięciach, ba, nawet przekrętach swojego szefa, ale pewne sprawy dotyczące firmy rozgrywały się poza gabinetem prezesa, nad czym bardzo ubolewała. Nie będąc świadkiem, nazwijmy to, przypadkowo zasłyszanych rozmów, i nie mając wglądu do pewnych dokumentów, nie miała pewności, czy oby szef nie ma takich spraw więcej na sumieniu. Zakładała, że w tej sytuacji jego obawy, co do ewentualnej kontroli w zakładzie są z gruntu słuszne i co gorsza, mogą się szybko ziścić. A wtedy, kto wie, być może jego wygodny fotel zamieni się w chwiejny i niepewny zydel.
Nielojalni pracownicy, tacy jak Waleria, nigdzie nie są mile widziani i z gruntu wszyscy pracodawcy szybko ich się pozbywają. Najchętniej prezes natychmiast wyrzuciłby ją na bruk, ale nie było to takie proste. Przynajmniej nie w tym momencie. To podziałałoby na jego niekorzyść i potwierdziło tylko istniejący problem. Musiał koniecznie unieszkodliwić ją w inny sposób.
I wtedy z pomocą przyszła mu właśnie Jolka. Wierna sekretarka, ale też najlepsza przyjaciółka Walerii w jednej osobie. Jolka uznała bowiem, że akurat nadarzył się doskonały moment na to, by zemścić się na swojej przyjaciółce za coś, co od dawna spędzało jej sen z oczu. Wściekłość na przyjaciółkę zrodziła się ze zwykłej zazdrości. Jednak jak dotąd, z trudem, bo z trudem, ale jakoś hamowała swój gniew. Teraz miała doskonałą okazję, żeby wreszcie dać upust swojej złości. W ten sposób mogła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. I nic nie było w stanie powstrzymać ją przed tym, by nie uchylić rąbka tajemnicy przed swoim szefem na temat pewnych życiowych perypetii swojej koleżanki.
- Czy pan prezes wie, że ten nasz Waldek z działu marketingu jest jej kochankiem? – spytała niby całkiem przypadkiem.
- Nie. A jest? – był wyraźnie zaskoczony.
- Oczywiście! Od dawna. Nie zauważył pan prezes, że wyjeżdżają w delegację zawsze razem?
- To jeszcze nic nie znaczy.
- Rzeczywiście nic. Ale to, że wynajmują jeden pokój, zamiast dwóch, to już jest pewien dowód.
- Skąd wiesz? Przecież podpisuję rachunki. Te za noclegi również. Zawsze podpisywałem za dwa pokoje – dziwił się.
- Tak, ale Waldek powiedział mi w tajemnicy, że korzystają tylko z jednego, a kwotą za ten drugi dzielą się po połowie z recepcjonistą. Rozumie pan? Wynajmują go niejako po cichu podwójnie, obaj nieźle na tym zarabiając.
- A to dopiero! O to bym Waldka nie podejrzewał, a tym bardziej Walerii.
- Jaki stąd wniosek? – pytała Jola z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.
- Że mam na nią haka. Mogę zmusić ją do wycofania tego oszczerczego listu? – pytał sam siebie.
- Nie wiem, czy jeszcze jest to możliwe, ale na pewno można się na niej zemścić - podpowiadała mu Jolka. – Ma przecież męża i niekochaną teściową. Nie byliby zadowoleni z takiej rewelacji.
- Słuszna uwaga. Mówiłem ci już, że jesteś niebywale inteligentna? – spytał żartobliwie.
- Tak, ale proszę jeszcze powtórzyć. Lubię tego słuchać – mizdrzyła się do szefa.
- Mogę jeszcze dodać, że wierna i oddana, z czego jestem niezwykle rad. Ale byłbym jeszcze bardziej rad, gdybyś osobiście ich o tym poinformowała. Znasz adres albo telefon teściowej Walerii?
- Nie, ale to żaden problem – zapewniała.
Jolka miała szczególny powód, żeby mu w tym dopomóc. Od dawna była wściekła na Walerię za to, że tamta sprzątnęła jej Waldka. Też miała na niego ochotę. Nie mogła jednak wygarnąć jej tego prosto w twarz, bo podobnie jak jej przyjaciółka, była mężatką. Niepotrzebny był jej taki rozgłos. A teraz los się do niej uśmiechnął. Miała doskonałą okazję, żeby wreszcie wyładować od dawna skrywaną złość.
Tak jak obiecała swojemu szefowi, wkrótce o występkach Walerii dowiedziała się jej teściowa, mąż i przy okazji wszyscy krewni i znajomi. Teściowa jednak nie poinformowała swojej synowej o zasłyszanych rewelacjach. Innymi słowy – nie wygarnęła jej prosto z mostu, tak jak się tego spodziewali. Z trudem, ale udało jej się zatrzymać to tylko dla siebie. Jednak po całej aferze, antypatia do synowej nabrała rozmachu. Objawiała się głównie bojkotowaniem jej imienin, urodzin i nieprzyjmowaniem jakichkolwiek zaproszeń ze strony Walerii. Inaczej mówiąc, postanowiła nigdy więcej nie przekroczyć progu jej domu. Podobnie odnosiła się do swoich wnuków. Jakby ich w ogóle nie było, albo co gorsza, dawała wszystkim do zrozumienia, że dwaj synowie Walerii, to nic nie warci gamonie, choć w rzeczywistości było dokładnie odwrotnie. Prawdziwego powodu nienawiści do synowej jednak nigdy nie wyjawiła.
Rodzinne kłopoty nie zraziły jednak Walerii na tyle, by nie pamiętać o swoim gazetowym sukcesie. W firmie zrobiło się o niej głośno. Obrończyni praw „gnębionej rzeszy pracowników fabryki” chodziła z zadartym nosem, dając tym wszystkim do zrozumienia, że kto jak kto, ale ona wszystko potrafi załatwić, albo raczej wywalczyć. Zwłaszcza, kiedy stało się już to, co dokładnie przewidział prezes. Niebawem ekipa redaktorów pojawiła się w zakładzie, a w ślad za nimi kontrole z Państwowej Inspekcji Pracy, z Państwowej Inspekcji Handlowej, Sanepidu i jeszcze kilku innych. Waleria zaś poczuła się bohaterką. Liczyła, że jej poświęcenie doceni załoga, bo przecież odzyskają swoje pieniądze, a szef zostanie przykładnie ukarany.
Ale tak się nie stało. Mało tego, jej wzajemne stosunki z teściową pogarszały się coraz bardziej, a mąż rogacz nadymał się i złościł na swoją niewierną małżonkę. Co prawda nie pożalił się przed matką swoimi rogami, głównie ze wstydu, ale dla żony nie miał cienia litości. Atmosfera w domu Walerii stawała się nie do zniesienia. I zamiast cieszyć się nadal ze swojego gazetowego sukcesu, coraz częściej przychodziła do pracy zapłakana.
- Zupełnie nie rozumiem, czego ta małpa, teściowa, wciąż ode mnie chce? – poskarżyła się któregoś dnia swojej przyjaciółce Jolce. – Traktuje mnie tak, jakbym była nikim, po prostu nie istniała. Przecież powinna być mi wdzięczna!
- Za co? – dopytywała się Jola.
- Jak to, za co? Za to, że wyszłam za jej syna. Takiego zwykłego robola. W dodatku bez grosza przy duszy! Przecież od swojej rodzinki niczego nie dostał. Niczego! – złościła się. – Przylazł na gotowe. To ja dostałam dom od babci, to moi rodzice kupili nam samochód. To moja ciotka ciągle dokłada nam na utrzymanie moich synów. To dzięki mojej rodzinie możemy zapewnić im normalny byt. A ona śmie mi tu pokazywać swoje fochy! Po rękach powinna mnie całować za to, że wzięłam jej synalka, życiowego niedorajdę.
- Przecież pracuje od świtu do nocy. Co ty jeszcze od niego chcesz? – broniła Kazia Jola.
- Tak! Za grosze! Ale głową to już nie umie pomyśleć! Mógłby wziąć się za jakiś dochodowy interes.
- Sama możesz to zrobić…
- Od utrzymania rodziny jest mąż!
- No i robi to. Przecież nie głodujecie, nie żyjecie w nędzy – dziwiła się przyjaciółka.
- Gdyby moi rodzice nam nie pomagali, a ja nie pracowałabym, to nie wiem, jak by było.
- To się może zmienić. A co będzie, jeśli stracisz pracę? – spytała Jola nieoczekiwanie.
Waleria popatrzyła na nią kątem oka z wyraźnym zaskoczeniem.
- A co? Stary chce mnie zwolnić za ten artykuł? Ty pewnie coś wiesz? – dopytywała się.
- Nic nie mówił o twoim zwolnieniu. Ale po tych wszystkich kontrolach ma tyle kar do zapłacenia…
- No i słusznie! Niech płaci!
- Tylko z czego, kiedy podobno konto firmy jest puste. W dodatku niedawno zaciągnięto kredyt na nowe maszyny. A ten przecież trzeba spłacać. Z czego?
- A co mnie to obchodzi?
- Myślę, że powinno. Szef zdecydował się posłać załogę na przymusowy miesięczny urlop, bo nie ma pieniędzy na wypłaty dla nich. Jest koniec roku. Kto teraz ma jeszcze urlop wypoczynkowy? Wszyscy już wykorzystali i będą musieli wziąć bezpłatny.
- No to wezmą i już.
- A z czego będą żyli przez ten czas? Wiesz, że każdy z nich ledwo wiąże koniec z końcem.
- Przecież wrócą do pracy…
- Nie wiadomo – zastanawiała się głośno sekretarka. – Szef mówił, że z kolei każdy przestój, to brak wpływów do kasy. Rozumiesz? Nie ma produkcji, nie ma pieniędzy. A odsetki od kredytu rosną. Kary też trzeba zapłacić. Nic ci to nie mówi?
- O co ci chodzi? – dziwiła się Waleria.
- Swoim donosem wpakowałaś zakład w niezłe bagno. Przez ciebie niektórzy mogą stracić pracę.
- Nie przesadzaj! Przeze mnie, a właściwie dzięki mnie, co najwyżej odzyskali swoje pieniądze – Waleria była przekonana o swojej niewinności, uważając siebie wciąż za kogoś, przed kim powinno kłaniać się nisko, a jeszcze lepiej, gdyby rozkładano czerwony dywan.
- Przecież chciałam dla nich dobrze…
- Jesteś pewna? Moim zdaniem, byłaś wściekła na szefa i chciałaś się na nim zemścić.
- To też, ale dla nich chciałam dobrze – obstawała przy swoim.
- Tyle że twój gniew przełożył się również na innych, niczego niewinnych ludzi.
- E tam! Tragizujesz. Prezes na pewno wybrnie zwycięsko z tego wszystkiego, a pracownicy jeszcze będą mi dziękować.
- Jakoś do tej pory tego nie zrobili. Nic ci to nie mówi?
Waleria stała na wprost biurka koleżanki i nieco zdezorientowana rozglądała się niepewnie po sekretariacie, chyba nie bardzo rozumiejąc, w co tak naprawdę się wpakowała. Siebie i innych.
- To co? Miałam mu może odpuścić? – pytała Waleria.
- Nie wiem. Ale czasem warto pohamować swój gniew. Widzisz teraz sama, jakie mogą być tego konsekwencje.
- Jeszcze ich nie ma.
- Są, tylko ty wciąż nie chcesz tego dostrzec. A propos prezesa. Przedtem ty byłaś na niego wściekła, a teraz role się odwróciły. Myślisz, że on ci odpuści? Myślisz, że po nim to spłynęło, że się nie gniewa na ciebie? – pytała Jolka.
Waleria patrzyła na nią jak na przysłowiowe malowane ciele. Takie „ani be ani me ani kukuryku”. Zupełnie jakby takiej ewentualności nie brała pod uwagę i dopiero teraz zaczęły docierać do niej pierwsze przesłanki.
- A może spodziewałaś się, że ci za to podziękuje? – drwiła z niej koleżanka.
Powoli i poniewczasie, ale jakby wreszcie dotarło do niej to, co było przecież oczywiste. Bohaterka roku stopniowo traciła swoją dumę, która ją rozpierała. Znikła gdzieś jej buńczuczność i nieodstępująca ją pewność siebie.
- Myślisz, że będzie się mścił? Że mnie wyrzuci? – spytała przyjaciółki.
- Może nie. A może już się zemścił i to mu wystarczy. Nie wiem – odparła Jolka.
- Jak to? – wciąż nie mogła zrozumieć.
- Sama mówiłaś kiedyś, że człowiek nie powinien nosić w sobie złości, że powinien się rozładować.
- No tak, ale co to ma wspólnego z prezesem? – dziwiła się.
- Ma. Przecież to też normalny człowiek. I też pewnie zechce rozładować nagromadzony w sobie gniew. I pewnie już to zrobił.
- Nie rozumiem? Do czego zmierzasz?
- Tylko pomyśl. Kto miał powody, żeby nagłośnić twój romans z Waldkiem? – podpowiadała jej.
- Prezes? – zapytała, nie dowierzając.
- Powiedzmy, że on.
- Zaraz! Dowiedział się od ciebie? Tylko ty o tym wiedziałaś – zdenerwowała się Waleria.
- Tak.
- Dlaczego to zrobiłaś? - nie mogła się nadziwić. – Powiedziałaś mu?!  Ty, moja najlepsza przyjaciółka?
- Może też miałam powód, żeby rozładować swój gniew – teraz z kolei Jola uznała, że najwyższa pora, żeby wreszcie o wszystkim jej powiedzieć.
- Akurat na mnie?
- Tak, bo to na ciebie byłam wściekła – wyjaśniła zwięźle Jolka.
- Na mnie? Za co?
- Za to, że sprzątnęłaś mi Waldka - zdobyła się na szczerość.
Waleria otwarła szeroko usta, wciąż niedowierzając rewelacjom, które właśnie usłyszała.
- No i koło się zamyka – podsumowała Jola. – Inni mówią, że kij ma dwa końce. W zasadzie wszystko jedno. Wychodzi na to samo.
- O czym ty mówisz?
- Poległaś od własnej broni, moja droga. Czyż nie? I co? Może nie przyznasz mi racji, że gniew lepiej jest pohamować? Nadal uważasz, że koniecznie należy go rozładować? – podkreśliła ostatnie słowo.
Jolka nie doczekała się jednak żadnej sensownej odpowiedzi. Waleria wyszła z sekretariatu z podkulonym ogonem, przybita tym, co usłyszała. Późno, ale w końcu zrozumiała, że wiedziona gniewem na swojego szefa, uruchomiła pewien ciąg wydarzeń, niekorzystnych dla niej i dla kolegów z pracy, którego nikt już nie był w stanie powstrzymać. Wydarzenia te sprawiły też, że popadła w jeszcze większą niełaskę teściowej.
Losy pracowników potoczyły się tak, jak przepowiadała Jola. Wkrótce większość z nich wylądowała na bruku, włącznie z Walerią. Z czasem zakład całkiem zbankrutował. Zwolnieni koledzy Walerii pomstowali na nią sromotnie i odwrócili się od niej całkowicie. Dla nich była wredną, czarną owcą, od której należało trzymać się z daleka.
Teściowa coraz bardziej nienawidziła Walerię i na swój sposób postanowiła ją ukarać. Nigdy nie wspomniała przed nią słowem o jej złym prowadzeniu się, ani całej reszcie. Dla Joli był to kolejny policzek i wieczny stan niepewności. Wolałaby, żeby wykrzyczała jej to w twarz. Wtedy przynajmniej miałaby okazję powiedzieć coś na swoją obronę, a tak nie tylko ją tego pozbawiła, kompletnie ignorując, ale też sprawiła, że Jola żyła jak na bombie z opóźnionym zapłonem, czując, że prędzej czy później i tak nastąpi to najgorsze. I tak żyły całymi latami, przepełnione gniewem, nienawidząc się nawzajem.
Tylko Kazio, mąż Walerii, ten jak go nazywała, zwykły robol i życiowy nieudacznik, ciągle tkwił przy niej. I jak dobra wróżka wciąż obdarowywał ją swoim uczuciem i dobrami doczesnymi, na które wcale nie zasłużyła. Z pewnością nie było mu łatwo żyć ze świadomością zdrady popełnionej przez żonę, ale w przeciwieństwie do niej, potrafił poradzić sobie ze swoim gniewem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz