Zdecydowałam
się opublikować na swoim blogu zbiór opowiadań zatytułowany „Osiem grzechów
głównych”. Opowiadania napisane zostały przeze mnie kilka lat temu,
jednakże nic nie straciły na aktualności. Jak do tej pory nie znalazł się
wydawca, który skłonny byłby wydać je drukiem. Postanowiłam jednak nie chować
ich dłużej w plikach w komputerze. Dlatego udostępniam je dzisiaj Państwu i
poddaję pod ocenę.
Opowiadań jest osiem. Dlaczego akurat tyle, a nie siedem, tak jak siedem grzechów głównych, dowiedzą się Państwo w ostatnim opowiadaniu. Będę je publikowała dwa razy w tygodniu, zwykle w środy i w niedziele.
Życzę przyjemnej lektury.
Opowiadań jest osiem. Dlaczego akurat tyle, a nie siedem, tak jak siedem grzechów głównych, dowiedzą się Państwo w ostatnim opowiadaniu. Będę je publikowała dwa razy w tygodniu, zwykle w środy i w niedziele.
Życzę przyjemnej lektury.
A oto drugie opowiadanie
2. Zazdrość
Nie będziesz
lepsza ode mnie
Małgorzata skakała z radości jak małe dziecko. Już nie pamiętała, kiedy
ostatni raz cieszyła się aż tak bardzo. Powodów do radości w jej życiu było
sporo. Choćby zdana matura na piątkę, ślub z ukochanym Mikołajem, narodziny
wyczekiwanych dzieci, kupno pierwszego samochodu, mieszkania i tak dalej. Ale
teraz Małgorzata cieszyła się w szczególny sposób. Głównie dlatego, że od dawna
nic nadzwyczajnego nie działo się w jej życiu, a tu niepodziewanie los się do
niej uśmiechnął.
Dzieci dorosły i kilka lat temu opuściły dom rodzinny. Nie cierpiała jednak z tego powodu na syndrom opuszczonego gniazda. Przeciwnie, wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią. Myśl, że czas najwyższy zająć się przede wszystkim sobą stała się odtąd tą dominującą. A teraz na dodatek wreszcie zaczęły spełniać się jej życiowe marzenia. Te, o których od dawna nie wspominała mężowi i dwóm synom. Zupełnie, jakby były całkiem nieistotne i nierealne. W rzeczywistości czuła dokładnie przeciwnie, ale ze względu, iż zwykle je ignorowali, uważając trochę za przejaw fanaberii, z czasem przestała poruszać ten temat. Obawy, że każda próba znów spotka się z dezaprobatą były całkiem uzasadnione. Mikołaj trwał bowiem w przekonaniu, że dom, mąż i dzieci to wszystko, czego potrzeba do szczęścia kobiecie. Do takiego schematu i zarazem modelu rodziny przyzwyczajał też swoim synów, nie przejmując się zbytnio, kiedy czasami szowinistyczne zapędy całej trójki sprawiały ból ich najbliższym osobom. Zwłaszcza jej, cichej, pokornej i usłużnej. Kobiety o złotym sercu, ale nie radzącej sobie z asertywnością, przez co nieraz odczuwała wielki dyskomfort. Mimo wszystko chciała być i była dla nich kochającą matką i żoną. Ze swoich priorytetów wywiązywała się na szóstkę z plusem, co było dla nich i po części dla samej Małgorzaty powodem do zadowolenia. Po części, gdyż ciągle odczuwała pewnego rodzaju niedosyt.
Dzieci dorosły i kilka lat temu opuściły dom rodzinny. Nie cierpiała jednak z tego powodu na syndrom opuszczonego gniazda. Przeciwnie, wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią. Myśl, że czas najwyższy zająć się przede wszystkim sobą stała się odtąd tą dominującą. A teraz na dodatek wreszcie zaczęły spełniać się jej życiowe marzenia. Te, o których od dawna nie wspominała mężowi i dwóm synom. Zupełnie, jakby były całkiem nieistotne i nierealne. W rzeczywistości czuła dokładnie przeciwnie, ale ze względu, iż zwykle je ignorowali, uważając trochę za przejaw fanaberii, z czasem przestała poruszać ten temat. Obawy, że każda próba znów spotka się z dezaprobatą były całkiem uzasadnione. Mikołaj trwał bowiem w przekonaniu, że dom, mąż i dzieci to wszystko, czego potrzeba do szczęścia kobiecie. Do takiego schematu i zarazem modelu rodziny przyzwyczajał też swoim synów, nie przejmując się zbytnio, kiedy czasami szowinistyczne zapędy całej trójki sprawiały ból ich najbliższym osobom. Zwłaszcza jej, cichej, pokornej i usłużnej. Kobiety o złotym sercu, ale nie radzącej sobie z asertywnością, przez co nieraz odczuwała wielki dyskomfort. Mimo wszystko chciała być i była dla nich kochającą matką i żoną. Ze swoich priorytetów wywiązywała się na szóstkę z plusem, co było dla nich i po części dla samej Małgorzaty powodem do zadowolenia. Po części, gdyż ciągle odczuwała pewnego rodzaju niedosyt.
Poza matką i żoną, była przecież kobietą z krwi i kości. I jak każda
kobieta, miała swoje mniejsze i większe potrzeby, swoje małe marzenia i wielkie
tęsknoty. Tęsknoty do czegoś, czego dotąd nie zaznała w swoim życiu, a
chciałaby jeszcze doświadczyć. Spełniła się jako żona i matka, ale wciąż nie
czuła się spełniona jako kobieta. Dopiero teraz dotarło do niej, jak mało czasu
poświęciła sobie samej. Zaledwie ułamek swojego życia, a jeszcze mniej na
realizację swoich zwykłych, może czasem przyziemnych, ale zawsze to kobiecych
marzeń. Gdzieś tam ukryte głęboko w jej świadomości, zepchnięte na margines
tego, co szumnie nazywało się życiem, tkwiły przez lata, nie ujawniając się
prawie wcale. Właściwie na realizację ich już prawie przestała liczyć. Zawsze
coś jej w tym przeszkadzało. A to czas nie ten, a to brak pieniędzy, a to
czyjaś choroba, albo inne zmartwienia. Wypełniały skutecznie i niemal bez
reszty cały jej czas. I tylko czasem wzdychała po cichu w głębi duszy,
przywołując je w swoich myślach.
Generalnie, teraz, kiedy zostali z mężem sami w domu i była w stanie
zaplanować swój czas tak, by i inne sprawy na tym nie ucierpiały, mogła
wreszcie zająć się realizacją marzeń. W swoim przekonaniu była to sobie winna. Któregoś
dnia zaparła się w sobie i postanowiła spróbować.
Zaczęła od znalezienia dla siebie pracy, ale takiej z prawdziwego
zdarzenia. Nie dorywczej, nie byle jakiej, tylko takiej, która przede wszystkim
by ją satysfakcjonowała, nie pozbawiając przy okazji zdrowia i nerwów. Czas,
który dotąd poświęcała dzieciom, teraz w całości chciała przeznaczyć wyłącznie
na coś, co lubi i co przynosi zarazem wymierne korzyści materialne. Coś, co nie byłoby dla niej utrapieniem, a
jedynie czystą przyjemnością. Pomyślała, że to dobry pomysł, bo w dodatku
byłoby to z korzyścią dla rodzinnego budżetu, który od dawna wymagał
podreperowania.
Nie liczyła, że pójdzie jej łatwo. Skończyła pięćdziesiątkę i doskonale
zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest to wiek sprzyjający poszukiwaniom
pracy. Była przygotowana na to, że być może upłynie jeszcze sporo przysłowiowej
wody w strumieniu, zanim trafi na coś wymarzonego. Postanowiła jednak nie
poddawać się tak szybko i nie zrażać niechęcią pracodawców do pań w kwiecie
wieku. Sporo wydeptała ścieżek i przemierzyła schodów, zanim szczęście się do
niej uśmiechnęło. Potem żartowała, że los był jej to winien. W nagrodę za jej
dotychczasowe starania względem rodziny. Nie bez znaczenia był tu zwykły fart,
bo tak naprawdę, chyba tylko tak należało o tym rozprawiać.
Po części też zawdzięczała to dawnemu znajomemu, jeszcze z czasów
liceum, który pomógł w tym losowi, a dokładniej mówiąc, przekazał jej namiary
na nieźle płatną pracę w agencji reklamowej produkującej uliczne reklamy. W
agencji potrzebowali kogoś od zaraz i przede wszystkim dyspozycyjnego. To
akurat mogła zaoferować. W dodatku miała zmysł plastyczny i dużo zapału, a w
takiej pracy jak ta, była to cecha wręcz wymagana.
Niemal natychmiast rzuciła się w wir pracy, stawiając wszystko na jedną
kartę. Tak jak kiedyś wszystkie swoje siły skupiła na rodzinie, tak teraz
postanowiła spożytkować je prawie wyłącznie w firmie reklamowej. Co ważne, szybko
okazało się, że projekty reklam Małgorzaty niemal bezbłędnie trafiały w gusta
zamawiających i prawie zawsze okazywały się najlepsze, spośród tych, które
przedstawiali pozostali pracownicy. Niektórzy szczerze zazdrościli jej trafnych
pomysłów, którymi zadziwiała swojego szefa i zleceniodawców. Inni widzieli
groźną dla nich konkurencję i po trochu jej się obawiali.
Na szczęście dla niej, szef potrafił docenić jej talent i polubił
zarazem. Pracowita i bezkonfliktowa, stała się cennym nabytkiem w firmie, co
przekładało się bezpośrednio na jej pensję i prestiż. Nie minął jeszcze rok, od
kiedy zaczęła pracę w agencji, a już świętowała swój drugi awans. I jak to
zwykle bywa w takich okolicznościach, szła za tym kolejna podwyżka pensji.
Małgorzata triumfowała.
Wreszcie poczuła się dowartościowana i śmiało mogła powiedzieć o sobie,
że jest naprawdę szczęśliwa. Swoim sukcesem nie omieszkała pochwalić się przed
przyjaciółką Ewą.
- Ewka, czy ty możesz sobie wyobrazić coś takiego? Doścignęłam mojego
męża! – Cieszyła się po stokroć, chwaląc się przed swoją najlepszą przyjaciółką
i jednocześnie koleżanką z pracy. – Teraz będę zarabiała dokładnie tyle, ile
on! – aż zacierała ręce.
- Jeśli będziesz w takim tempie awansować jak dotąd, to niedługo twój
własny mąż do pięt nie będzie ci sięgał – wtrąciła swoje Ewka, trochę z niej
żartując.
- E tam. To nie o to chodzi. Dla mnie ważne jest, żeby udowodnić mu, że
jestem tyle samo warta, co on.
- Jak to? – dziwiła się Ewka. – Przecież to oczywiste.
- Niestety, nie dla niego. W sumie nie jest złym mężem, ale wiesz, jak
to jest. Stale gdzieś między wierszami dawał mi do zrozumienia, że skoro nie
zarabiam konkretnych pieniędzy, to nie mogę się z nim równać. Niby żartem, niby
delikatnie, ale jednak… A to boli. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Ty nie masz
męża, więc być może trudno ci to zrozumieć, ale uwierz mi, naprawdę tak jest.
- Rzeczywiście, trudno to zrozumieć. Przecież wartość twojej pracy w
domu z pewnością jest równa jego pensji, że nie wspomnę o opiece nad dziećmi
przez te wszystkie lata. A gdyby tak dobrze policzyć, to może i więcej? –
dziwiła się Ewka.
Małgorzata sama kiedyś się nad tym zastanawiała. Niejeden raz robiła
rachunek w swoich myślach, próbując realnie wycenić pracę gospodyni domowej i
zarazem opiekunki do dzieci. Bilans tych wyliczeń nie pozostawiał cienia
wątpliwości, że jej mąż w tym rankingu wypadał raczej blado, ale nigdy nie
odważyła się mu o tym powiedzieć. Przez zwykły szacunek, którego wymagało ich wspólne
małżeńskie życie.
- No niby tak – westchnęła w rozmowie z koleżanką. - Mężczyźni zapewne
doskonale zdają sobie z tego sprawę, ale na ogół nie przyjmują tego do
wiadomości. W większości przypadków mogłoby się wtedy okazać, że określenie, że
to oni są głową rodziny i panami tego świata, nijak nie przystoi do
rzeczywistości.
Małgorzata nie zamierzała jednak dłużej poświęcać czasu od dawna
nękającym ją przeświadczeniu co do tego, że na tym ziemskim padole kobiety
więcej muszą pracować i dużo więcej znosić niedogodności. Teraz swoją pracą i
kolejnym awansem mogła wreszcie, nie tylko zrealizować swoje marzenia, ale też
wiele udowodnić sobie i innym, zwłaszcza Mikołajowi. I to był powód, z którego
cieszyła się najbardziej, z szansy, którą dostała, a której nie zmarnowała.
Tego dnia wróciła do domu uszczęśliwiona. Kolejny awans koniecznie
musiała uczcić. Pod nieobecność męża, który z pracy wracał nieco później,
przygotowała wykwintną kolację z szampanem. Stawiając na stole ulubione potrawy
Mikołaja, obmyślała sposób, w jaki mu to zakomunikuje. Miała w sobie teraz tyle
zapału i energii. Z pozoru wydawać by się mogło, że niejako przeczy to jej
metryce i, że raczej powinno być odwrotnie. Jednakże radość z tego, że coś się
w życiu człowiekowi udaje, potrafi sprawić cuda. Tryskała wprost szczęściem i
gdyby nie jej pięćdziesiąt parę lat, śmiało można by powiedzieć, że miała w
sobie młodzieńczą werwą.
Niecodzienną radość Małgorzaty trochę zakłóciła świadomość, że wskazówki
zegara spieszyły się niemiłosiernie, a oczekiwany mąż jakoś nie pojawiał się w
domu. Martwić zaczęła ją też kolejny raz odgrzewana pieczeń. Kiedy się wreszcie
zjawił, było już bardzo późno. W dodatku nie był w najlepszym humorze. Zauważyła
to już od progu, gdy cisnął płaszczem w kąt przedpokoju, zamiast powiesić go na
wieszaku.
- Co się stało? Zaczęłam się już denerwować. Długo cię nie było –
zagadnęła.
- I co z tego? Myślałem, że ty dzisiaj też wrócisz później –
odpowiedział niezbyt miło, co nieco ją zirytowało.
- Dlaczego miałabym wrócić później? – spytała zaskoczona. – Gdyby tak
było, nie omieszkałabym cię o tym
uprzedzić.
Na wyjaśnienia ze strony męża nie musiała długo czekać.
- Ewka do mnie telefonowała – usłyszała na wstępie. - Powiedziała mi o
twoim awansie. Sugerowała nawet, żebym ci kupił kwiaty z tej okazji.
Kolejny raz zrobiła zdziwioną minę. Nie przypominała sobie, by
kogokolwiek o to prosiła, zwłaszcza Ewę. Wspomniała przed nią o niespodziance,
jaką chciała zgotować mężowi. W tej sytuacji byłoby to zwykłą nielojalnością z
jej strony, na którą dotąd raczej nie miała powodów narzekać. Gotowa była
jednak wybaczyć jej dzisiaj niemal wszystko. Taki dzień jak ten nie zdarza się
zbyt często, więc postanowiła go sobie nie psuć i nie przejmować się zbyt
długim jęzorem koleżanki z pracy. Spojrzała tylko ukradkiem na nieco skwaszoną
minę małżonka, sądząc, że jest ona wynikiem zapewne jakichś stresów w jego
firmie. Nawet przemknęło jej przez myśl, żeby do niego podbiec i serdecznie przytulić.
Być może w ten sposób byłaby w stanie jakoś poprawić mu humor, a jeśli nawet
nie, to przynajmniej okazać mu swoje współczucie. Zawahała się jednak na
moment. Skoro już wiedział o jej awansie, to czy nie powinien, jak sugerowała
Ewka, stać teraz przed nią z wielkim bukietem kwiatów? Małgorzata nie
dostrzegła jednak w jego ręku żadnych kwiatów, a tym bardziej zadowolenia na
twarzy. Ostentacyjnie zdjął tylko buty i nie pytając o nic więcej, pomaszerował
wprost do pokoju. Gdy tylko przekroczył jego próg, niemal natychmiast rozległo
się głośne, pełne sarkazmu przekomarzanie
- O, widzę, że przyszedłem za wcześnie! Spodziewasz się gości? – spytał
nieco ironicznie, zauważywszy odświętnie nakryty stół.
- No co ty? To dla nas przygotowałam kolację… Uznałam, że jest ku temu
okazja.
- Niepotrzebnie, jadłem już na mieście – odburknął i zdejmując krawat,
usiadł niedbale na kanapie, po czym uznał za stosowne zrelaksować się na dobre,
kładąc się na niej na wznak.
- To zjemy trochę później. Może niedługo zgłodniejesz i…
Starała się być miła, choć przychodziło jej to z trudem. Nie spodziewała
się takiego obrotu sprawy. Jego maniery czasem przedstawiały wiele do życzenia,
ale na aż taką ignorancję z jego strony sobie nie zasłużyła.
- Sama zjedz. Nie będę jadł - usłyszała niemal w tej samej minucie.
- Czy coś się stało? Jesteś jakiś nie w sosie. Może źle się czujesz? –
dopytywała się Małgorzata, czując instynktownie, że coś jest nie tak.
Nie dowiedziała się jednak niczego konkretnego. Na każde pytanie
odburkiwał coś pod nosem, zwykle unikając sensownej odpowiedzi, albo kierując
rozmowę na całkiem inne tory. Ostatecznie dał się uprosić i wypił lampkę
szampana, ale to było wszystko, na co w tym dniu mogła liczyć. Nawet nie
pogratulował jej awansu.
A potem był kolejny dzień i kolejny. Jeden podobny do drugiego. Ale
wszystkie charakteryzował wymowny chłód, z jakim odnosił się do swojej żony. W
końcu i jej z czasem się udzielił. Zaczęła odpłacać mu tym samym. Oboje późno
wracali z pracy, a po powrocie prawie nie zauważali się nawzajem. Sprawiali
wrażenie dwojga obcych sobie ludzi, którym z jakichś niezrozumiałych powodów
przyszło mieszkać pod jednym dachem, pod którym to było na tyle sporo miejsca,
że całymi tygodniami trudno było na siebie wpaść.
Małgorzata nie rozumiała zachowania męża i była na niego zła. On też się
złościł, tyle że zły był z innego powodu. Skrzętnie jednak ukrywał powód
swojego, takiego, a nie innego zachowania. Przez cały ten czas starał się
traktować ją wyłącznie przedmiotowo. Jak coś, co było w tym mieszkaniu od
zawsze i z konieczności musi w nim pozostać. Jak kupiony przed laty mebel, albo
obraz zawieszony na ścianie, na który kiedyś wydał niemałe pieniądze. Tymczasem
Małgorzata nie chcąc go urazić, ani tym bardziej dostarczyć mu powodów do
złości, i co gorsza nagłego wybuchu awantury, od której, jak jej się wydawało,
dzieliła ich tylko cienka niewidzialna nić, starała się schodzić mu z drogi. Nie
było to rozsądne, bo w ten sposób mąż Małgorzaty utwierdzał się w przekonaniu,
że nie pełni już w tej rodzinie pierwszoplanowej roli, a ona z każdym dniem
nabierała coraz to większej pewności, że nic dla niego nie znaczy.
Nieroztropne zachowanie obojga zaowocowało w końcu tym, że coraz
niechętnie wracali do swojego własnego domu. Zwłaszcza Małgorzata pracowała
coraz więcej i coraz dłużej. Nie cieszył ją powrót do domu, w którym nie
znajdowała zrozumienia, słów zachęty, współczucia, nie wspominając już o
podziwie dla odnoszonych sukcesów, który słusznie jej się należał. Wobec męża
nabierała coraz to większego dystansu. Odnosiła wrażenie, że stało się coś
dziwnego. Przypominał jej teraz zaprogramowanego robota, którego nagle ktoś
pozbawił wszelkich ludzkich uczuć. W dodatku stale był jakby nieobecny, myślami
daleko stąd. Irytowało ją zachowanie Mikołaja, ale nie mogła nic zrobić. Mogła tylko przyglądać mu się codziennie, jak
wkłada na siebie ubranie, je, myje się, ogląda telewizor, czyta gazetę, kładzie
się spać. I tak w koło Macieju. Nie zadała sobie jednak trudu, żeby nawiązać z nim jakiś sensowny dialog,
spróbować wyjaśnić parę spraw. Być może wiele by to zmieniło, ale skupiona na
własnych odczuciach, rozżaleniu i rozczarowaniu, które skutecznie przesłoniło
jej wszystko inne, nie próbowała nawet cokolwiek zrobić w tej sprawie. Jedyne
nieodparte wyjaśnienie tej całej sytuacji, jakie podsuwały jej własne
rozmyślania, sprowadzały się do odkrycia, że Mikołaj ma do niej jakiś ukryty
żal. Swoją ignorancją, jakby chciał ją za coś ukarać. Wciąż tylko nie
rozumiała, a może nie chciała zrozumieć, czemu to zawdzięcza. Czasem, w chwili
gorszego samopoczucia, albo wtedy, kiedy nie mogła opędzić się przed natrętnymi
myślami, żaliła się przed Ewką.
- Przecież staram się jak mogę. Odkąd pracuję, żyje nam się nieźle. Na
wszystko teraz nas stać. Chcę mu pomóc w utrzymaniu domu. Dlaczego on tego nie
rozumie? – pytała nieraz przyjaciółkę.
- Może jest zazdrosny o twoją pracę? O to, że zarabiasz więcej od niego?
– sugerowała Ewka niemal od początku.
Małgorzata nie dopuszczała jednak do siebie takich myśli. Bywało, że
zastanawiała się i nad taką ewentualnością, ale wydawało jej się to
niedorzeczne.
- Daj spokój! Jak można być zazdrosnym o to, że żona przynosi do domu
pieniądze? Powinien się z tego cieszyć, a nie odwrotnie. – Zdenerwowała się
Małgorzata, kiedy przyjaciółka zdobyła się na odwagę nazwać jasno po imieniu
to, czego za nic nie chciała przyjąć do wiadomości.
- Może i powinien, ale myślę, że jemu właśnie o to chodzi – obstawała
przy swoim Ewa.
Argumenty przyjaciółki jednak do niej nie przemawiały. Przecież niczego
im nie brakowało. Wreszcie osiągnęła pełnię szczęścia, a jej własny mąż zamiast
cieszyć się razem z nią, był po prostu zły. To trochę tak, jakby był złościł
się za to, że jej się poszczęściło.
- Cieszyłam się zawsze każdym jego najmniejszym sukcesem. A on tak mi
się odpłaca? - słowa Małgorzaty przepełniała gorycz.
- Na twoim miejscu porozmawiałabym z nim szczerze i powiedziała mu, co
ci leży na sercu. To jedyne rozsądne wyjście. Nie możecie tkwić w tym w
nieskończoność, bo tak nie rozwiążecie swoich problemów.
- Był taki czas, że próbowałam, ale z marszu zbył mnie. Odpuściłam więc,
a kiedy ponownie chciałam do tego wrócić odpowiadał półsłówkami, zwykle w
stylu: Nie teraz, nie mam czasu, wrócimy do tego kiedy indziej. No, a potem
przeszła mi na to ochota.
Sytuacja Małgorzaty nie przedstawiała się różowo, a Ewa bynajmniej nie
była w stanie lub być może nie chciała jej pomóc. Sama musiała rozwiązać swój
problem, choć wydawało jej się, że wyczerpała już swoje możliwości. Nie mniej
jednak, jak zasugerowała przyjaciółka, trzeba było próbować do skutku. A nuż
kiedyś, w przypływie lepszego humoru mąż zechce jednak, nie tylko z nią
porozmawiać, ale może spróbuje coś z tym zrobić i zmieni swoje zachowanie.
W końcu postanowiła spróbować kolejny raz. Niestety, trochę niefortunnie
wybrała moment, bo Mikołaj tego dnia był podwójnie zły, a właściwie można
powiedzieć wściekły, o czym niestety nie wiedziała. Zauważyła to dopiero, kiedy
już padły pierwsze słowa, zwłaszcza te z ust Małgorzaty. Ofuknął ją, zanim na
dobre wypowiedziała do końca pierwsze zdanie.
- Coś się stało? Zupełnie cię nie poznaję – dopytywała się Małgorzata,
kiedy rozzłościł się z byle powodu. A takim powodem była filiżanka z kawą,
którą postawił na stole, a która zostawiła na obrusie ślad po kawie. Zwykle mu
to nie przeszkadzało. A potem upadająca łyżeczka na podłogę. Pod adresem
nieszczęsnej łyżeczki poleciało tyle przekleństw, że omal nie zwiędły jej uszy.
Dotąd tak się nie zachowywał. Trochę ją to przeraziło.
- Stało, nie stało – odburknął. – Też byś się wściekała.
- Ale, o co chodzi? – dopytywała się.
- W firmie będą zwolnienia. Jak myślisz, od kogo zaczną? – Wypalił
prosto z mostu, kompletnie ignorując prośbę małżonki, by porozmawiać na wiadomy
temat i wyjaśnić nieporozumienia.
- Nie wiem, ale ty pracujesz tam już tyle lat. Niewiele zostało ci do
emerytury… - odparła.
- No właśnie! Ty też uważasz, że jestem już stary dziad i najlepiej
byłoby, gdybym zszedł wreszcie z tego świata i zrobił miejsce innym?
- Co ty pleciesz? Wcale tak nie powiedziałam. Nie przyszłoby mi to nawet
na myśl…
- Akurat! Wszyscy jesteście tacy sami! – grzmiał na żonę zupełnie bez
powodu.
- Jeszcze nic nie jest przesądzone. Nie powinieneś martwić się na zapas.
A gdyby nawet, to nie jesteśmy w najgorszej sytuacji. Bez problemu wyżyjemy z
mojej pensji - próbowała go pocieszyć, tyle że mąż akurat całkiem opatcznie
zrozumiał jej słowa.
Nieopatrzne napomknienie o swojej pensji, ugodziło go jeszcze bardziej.
Męskie ego, które teraz odezwało się ze zdwojoną siłą, wydawać by się mogło, niemal
rozpętało burzę.
- Twojej! Twojej! Stale tylko ta twoja praca i twoja pensja! – ciskał
się, choć Małgorzata pierwszy raz o tym wspomniała.
- Myślisz, że ja nie wiem, dlaczego tak szybko awansowałaś? A co? Może
nie przespałaś się ze swoim szefem? Żadna kobieta tak szybko nie awansuje!
Zwłaszcza w twoim wieku! Już ja wiem, jak kobiety to załatwiają! – Krzyczał
donośnym głosem, posądzając ją o najgorsze rzeczy, czego kompletnie się nie
spodziewała.
Przez myśl jej nie przeszło, że może w ogóle tak myśleć, a co gorsza
stawiać bezpodstawne zarzuty. Zrobiło jej się niewymownie przykro. Wieczorem
wylała w poduszkę morze łez, w którym chciała utopić swój żal, ale to nie
ukoiło nerwów, choć zwykle w jakimś tam stopniu rozładowywało stres. Teraz
tylko go spotęgowało. Po awanturze, która wreszcie uzewnętrzniła to, co od
dawna leżało mu na sercu, była już niemal pewna, że zmianę w zachowaniu męża
należy przypisać wyłącznie zazdrości, która nim powodowała. Miała jasność, że
nijak nie potrafił pogodzić się z tym, że to nie jemu, a właśnie jej lepiej się
wiedzie w pracy zawodowej. Nadal jednak nie mogła tego pojąć. Zazdrościł jej
kolejnych sukcesów i awansów, zupełnie, jakby te rzeczy były zarezerwowane
wyłącznie dla niego. W dodatku nie zrobiła przecież niczego złego. Nic, o co ją
podejrzewał. Na wszystko zapracowała sobie wyłącznie swoimi rękami i wysiłkiem
umysłu. Mogła pogodzić się na dobrą sprawę z tym, że nie doczeka się słowa
uznania z jego strony, ale za nic nie mogła pozwolić sobie na tak okrutne
posądzenia.
Mijały kolejne tygodnie i miesiące. Ostatecznie Mikołaj nie utracił
swojego zajęcia. Małgorzata nadal cieszyła się uznaniem w pracy i święciła
kolejne sukcesy. Nie zamierzała z niczego rezygnować, tylko dlatego, żeby jej
zazdrosny mąż mógł spać spokojnie. Uważała, że skoro jest zazdrosny, to jego
problem i powinien coś z tym zrobić. Niestety, jego chorobliwa zazdrość o
sukcesy żony zaczęła przybierać na sile. Na tyle mocno, że wyzwoliła w nim
uczucie zemsty za to, że to ona teraz okazała się lepsza od niego i zarabiała
więcej pieniędzy. Małgorzata długo nie wiedziała, co się święci. Aż nadszedł
wreszcie ten dzień, kiedy po nitce do kłębka dotarła do czegoś, co zmieniło jej
życie w koszmar.
Któregoś dnia nieoczekiwanie szef firmy, w której pracowała, wezwał ją
do siebie.
- Moja droga, mam dla ciebie pewną propozycję – oznajmił Małgorzacie. –
Muszę wyjechać z kraju na jakiś czas. Moje zdrowie wymaga podreperowania.
Zresztą, nie będę owijał w bawełnę – zdecydował się powiedzieć jej wszystko
wprost. - Będę miał operację za granicą. To nie jest jakaś bardzo poważna
choroba, ale wiesz, tam mają lepszy sprzęt i opieka medyczna nie umywa się do
naszej – tłumaczył. – Jestem bardzo zadowolony z twojej pracy i chciałbym,
żebyś na ten czas mnie zastąpiła. Potraktuj to jako awans. Jeśli poradzisz
sobie jak trzeba, obiecuję ci na stałe etat mojego zastępcy. Wybrałem właśnie
ciebie, głównie ze względu na twoje umiejętności, ale nie ukrywam, że twój wiek
też nie jest tu bez znaczenia. Co prawda kobietom nie liczy się lat i proszę
cię, nie gniewaj się za to na mnie. Chcę jedynie dać ci do zrozumienia, że z
kimś młodszym to całe niesforne towarzystwo nie będzie się liczyć. A
zauważyłem, że przed tobą wszyscy w firmie mają respekt – przedstawił jej
wszystko na tyle jasno, że nie mogło być cienia wątpliwości.
Miała jasność, znów awansowała. Niemal w tym samym momencie przyszło jej
na myśl, że to będzie kolejny gwóźdź do trumny w jej stosunkach z mężem. W tej
sytuacji zdecydowała się nic mu o tym nie mówić, przynajmniej nie od razu.
Niestety, nie wiedziała, że on i tak był zawsze na bieżąco. Nie wiedziała też,
kto jest jego wiernym informatorem, aż do czasu, kiedy pewnego dnia zdążając na
pocztę, zupełnie przypadkowo zobaczyła na mieście Mikołaja razem z Ewką.
Postanowiła dyskretnie pójść za nimi. I wtedy odkryła coś, co
wstrząsnęło nią do głębi. Mikołaj i Ewka mieli romans. Przyuważyła, jak znikli
za drzwiami jednego z hoteli, a potem opuścili go po dwóch godzinach. Wróciła do pracy i choć jej serce przepełnione
było bólem, postanowiła nie zdradzać się od razu ze swoim odkryciem. Nie
wytrzymała jednak długo. Następnego dnia spytała o to Ewkę wprost.
- Mówiłaś, że nie interesują cię łysi i otyli mężczyźni w wieku twojego
ojca?
- Bo nie interesują – odparła Ewka nie rozumiejąc, do czego zmierza.
- Poza moim mężem?
- Twój mąż tym bardziej mnie nie interesuje – skłamała.
- Widziałam was wczoraj przed hotelem. I nie mów mi, że byliście na
kawie w hotelowej restauracji, bo was tam nie było. Sprawdziłam. Pokój numer 12,
tak? – wypaliła nie oszczędzając jej.
Ewka z trudem przełknęła ślinę w gardle i popatrzyła na nią osłupiałymi
ze zdziwienia oczami. Ale nie zamierzała się przed nią kajać. Przeciwnie, jej
buńczuczna postawa zadziwiła Małgorzatę.
- Przecież i tak nie masz dla niego czasu. Dla ciebie liczy się tylko praca
i kolejne awanse – odparła drwiąc z niej.
- Wiesz, że to nieprawda! A gdyby nawet, to musiałaś dobrać się akurat
do mojego męża? Młodszych i przystojniejszych nie ma? A może na ciebie nie
lecą?
- Daj spokój! Zrobiłam to wyłącznie ze złości na ciebie! – Ewka zaczęła
coraz bardziej podnosić głos. - A co ty myślisz, że tylko ty dobrze pracujesz w
tej firmie? Tylko tobie należą się stale podwyżki i awanse? – złościła się Ewa.
Małgorzata słuchała jej w kompletnym zaskoczeniu. Nie dowierzała, że jej
przyjaciółka mówi prawdę. Oznaczałoby to tylko jedno. Ona, podobnie jak jej mąż,
też była zazdrosna o jej sukcesy w firmie. Tylko, dlaczego zabrała jej męża?
Prościej było przecież podłożyć jej nogę w pracy. Nie przeczuwała jeszcze
wtedy, że i o tym pomyślała. Małgorzata długo była nieświadoma, zanim odkryła,
że oboje połączyli swoje siły. Tak naprawdę zrobili to wyłącznie z chęci zemsty
na niej.
- I co, zwolnisz mnie teraz z pracy? – spytała kolejnego dnia Ewka,
kiedy tylko Małgorzata przekroczyła próg biura.
- Nie ja jestem tu szefem, tylko go zastępuję. Nikogo nie będę zwalniać.
Wróci Antoni, to sam zdecyduje. Oceni twoją pracę i twoje morale. Dowiesz się
wtedy, ile jesteś warta - odparła szczerze Małgorzata. - Jeszcze tylko miesiąc
został do jego powrotu – dodała.
Okazało się jednak, że miesiąc nagle skrócił się do dwóch dni. Jakież
było zdziwienie, kiedy po dwóch dniach od rozmowy z Ewką, w drzwiach gabinetu
ujrzała Antoniego.
- Już wróciłeś? A to niespodzianka! Cieszę się. Wydobrzałeś już? – Zasypywała
go pytaniami na przywitanie, zaskoczona, podobnie jak cała reszta personelu.
- Jeszcze nie, ale doszły do mnie niepokojące wieści i postanowiłem
skrócić swój pobyt za granicą.
- Jakie wieści? – dziwiła się Małgorzata.
- No, nie udawaj. Chodzi mi o twój proces w sądzie.
- Jaki proces? – wciąż nie mogła się nadziwić.
- Jak to? To ty jeszcze nic nie wiesz? Nie wiesz, że pracownicy firmy
złożyli na ciebie skargę?
- Nie… - Małgorzata nie mogła przyjść do siebie po usłyszanej rewelacji.
- Skargę o mobbing, jakiego dopuszczasz się w firmie i działanie na
szkodę firmy. Podobno zrezygnowałaś ostatnio z dwóch intratnych zleceń?
- Z niczego nie zrezygnowałam. Oni sami zrezygnowali… To znaczy wycofali
się…
- Sprawdziłem to. Potwierdzili mi, że telefonowałaś do nich, informując
ich, że nasza firma nie jest w stanie przyjąć tego zlecenia.
- To nieprawda!
- Ktoś jednak do nich zadzwonił – Antoni był oburzony.
- Ale nie ja! Uwierz mi! – niemal błagała.
Małgorzata bez trudu domyśliła się, kto za tym wszystkim stał. Jednak
Antoni nie dał wiary jej tłumaczeniom. Widać Ewka była bardziej przekonywująca.
W kilka dni straciła jego zaufanie, intratną pracę i możliwość
jakiejkolwiek perspektywy na przyszłość. Przyjaciele się od niej odwrócili. Nie
dali wiary Małgorzacie, usiłującej oczyścić się od pomówień. Jej szybkie awanse
były im solą w oku. Podejrzewali, że coś za tym musi się kryć. Że nie
zawdzięcza je wyłącznie swoim zdolnościom i morderczej pracy. Zwykła ludzka
zazdrość zataczała wokół niej coraz to większy krąg.
Nie potrafiła wybaczyć zdrady ani mężowi, ani Ewce, zwłaszcza, kiedy
dowiedziała się, że to Mikołaj wpadł na pomysł z rzekomym mobbingiem i oddaniem
sprawy do sądu. Zwyczajnie chciał jej dokopać. I udało mu się. A teraz nie
miała pracy, a i dach nad głową też był niepewny. Wkrótce mogła i jego stracić.
Jak nigdy dotąd mąż znów dawał jej do zrozumienia, że jest nikim, przez co
sytuacja stawała się nie do wytrzymania. Bała się, że posunie się o wiele dalej
i z czasem pokaże jej drzwi. Zdesperowana, nie czekając aż to nastąpi, sama
postanowiła odejść. Któregoś dnia zabrała małą, czarną torebkę, dokumenty i
trochę pieniędzy, które jeszcze dawniej schowała na czarną godzinę i postanowiła
opuścić wspólny dom. Dom, w którym razem z mężem przeżyli tyle lat i wychowali
dzieci. Włożyła na siebie ciepły płaszcz i buty, i nie oglądając się za siebie,
bez słowa wyjaśnienia złapała za klamkę w drzwiach.
- Dokąd się wybierasz? – Spytał Mikołaj, który wiedziony jakimś dziwnym
przeczuciem, pierwszy raz od wielu dni odezwał się do niej. Dotąd milczał jak
zaklęty, przepojony nienawiścią do własnej żony.
Na chwilę przystanęła w na wpół otwartych drzwiach.
- Jeszcze nie wiem – odparła przybita do granic możliwości.
Jej smutek na twarzy był przerażający, podobnie jak to, czym niedawno
uraczył ją własny mąż.
- Nie zabierasz bagaży? – pytał ironicznie.
- Tam, gdzie idę, nie będą mi potrzebne – odparła bez cienia
wątpliwości.
- Pewnie! Wystarczy, że sczyściłaś nasze konto. Kupisz sobie nowe
rzeczy.
- Nie wzięłam ani grosza. Udław się swoimi pieniędzmi! Swoją dumą i
swoją chorą zazdrością też! – wykrzyczała mu na pożegnanie.
Po czym zamknęła za sobą drzwi. Szła wolno, nie zauważając niczego po
drodze. Choć wiele w życiu przeszła, wciąż nie mogła nadziwić się, do czego
potrafi pchnąć ludzi zwykła ludzka zazdrość.
Po kilku miesiącach przysłała mu widokówkę z krótką notką:
„Mieszkam
pod mostem wśród bezdomnych, czasem na dworcach albo w parku. Nie jest to
szczyt moich marzeń, ale panuje tu szczególna solidarność. Tu nikt nikomu
niczego nie zazdrości, bo nie ma czego zazdrościć. Ale przynajmniej na nich
zawsze mogę liczyć. Ty udowodniłeś mi, że na ciebie nie mogę. Nie szukaj mnie.
I tak nie jesteś w stanie przeszukać wszystkich mostów i dworców w kraju.
Zresztą, po co? A poza tym wcale się tego nie spodziewam. Tu mi jest lepiej niż
jeszcze niedawno było z tobą”.
Małgorzata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz