niedziela, 20 sierpnia 2017

Opowiadania "Osiem grzechów głównych" - 2. Zazdrość.


Zdecydowałam się opublikować na swoim blogu zbiór opowiadań zatytułowany  „Osiem grzechów głównych”. Opowiadania napisane zostały przeze mnie kilka lat temu, jednakże nic nie straciły na aktualności. Jak do tej pory nie znalazł się wydawca, który skłonny byłby wydać je drukiem. Postanowiłam jednak nie chować ich dłużej w plikach w komputerze. Dlatego udostępniam je dzisiaj Państwu i poddaję pod ocenę.
Opowiadań jest osiem. Dlaczego akurat tyle, a nie siedem,  tak jak siedem grzechów głównych, dowiedzą się Państwo w ostatnim opowiadaniu. Będę je publikowała dwa razy w tygodniu, zwykle w środy i w niedziele.
Życzę przyjemnej lektury.

A oto drugie opowiadanie 

2. Zazdrość
Nie będziesz lepsza ode mnie
  
Małgorzata skakała z radości jak małe dziecko. Już nie pamiętała, kiedy ostatni raz cieszyła się aż tak bardzo. Powodów do radości w jej życiu było sporo. Choćby zdana matura na piątkę, ślub z ukochanym Mikołajem, narodziny wyczekiwanych dzieci, kupno pierwszego samochodu, mieszkania i tak dalej. Ale teraz Małgorzata cieszyła się w szczególny sposób. Głównie dlatego, że od dawna nic nadzwyczajnego nie działo się w jej życiu, a tu niepodziewanie los się do niej uśmiechnął.
Dzieci dorosły i kilka lat temu opuściły dom rodzinny. Nie cierpiała jednak z tego powodu na syndrom opuszczonego gniazda. Przeciwnie, wreszcie mogła odetchnąć pełną piersią. Myśl, że czas najwyższy zająć się przede wszystkim sobą stała się odtąd tą dominującą. A teraz na dodatek wreszcie zaczęły spełniać się jej życiowe marzenia. Te, o których od dawna nie wspominała mężowi i dwóm synom. Zupełnie, jakby były całkiem nieistotne i nierealne. W rzeczywistości czuła dokładnie przeciwnie, ale ze względu, iż zwykle je ignorowali, uważając trochę za przejaw fanaberii, z czasem przestała poruszać ten temat. Obawy, że każda próba znów spotka się z dezaprobatą były całkiem uzasadnione. Mikołaj trwał bowiem w przekonaniu, że dom, mąż i dzieci to wszystko, czego potrzeba do szczęścia kobiecie. Do takiego schematu i zarazem modelu rodziny przyzwyczajał też swoim synów, nie przejmując się zbytnio, kiedy czasami szowinistyczne zapędy całej trójki sprawiały ból ich najbliższym osobom. Zwłaszcza jej, cichej, pokornej i usłużnej. Kobiety o złotym sercu, ale nie radzącej sobie z asertywnością, przez co nieraz odczuwała wielki dyskomfort. Mimo wszystko chciała być i była dla nich kochającą matką i żoną. Ze swoich priorytetów wywiązywała się na szóstkę z plusem, co było dla nich i po części dla samej Małgorzaty powodem do zadowolenia. Po części, gdyż ciągle odczuwała pewnego rodzaju niedosyt.
Poza matką i żoną, była przecież kobietą z krwi i kości. I jak każda kobieta, miała swoje mniejsze i większe potrzeby, swoje małe marzenia i wielkie tęsknoty. Tęsknoty do czegoś, czego dotąd nie zaznała w swoim życiu, a chciałaby jeszcze doświadczyć. Spełniła się jako żona i matka, ale wciąż nie czuła się spełniona jako kobieta. Dopiero teraz dotarło do niej, jak mało czasu poświęciła sobie samej. Zaledwie ułamek swojego życia, a jeszcze mniej na realizację swoich zwykłych, może czasem przyziemnych, ale zawsze to kobiecych marzeń. Gdzieś tam ukryte głęboko w jej świadomości, zepchnięte na margines tego, co szumnie nazywało się życiem, tkwiły przez lata, nie ujawniając się prawie wcale. Właściwie na realizację ich już prawie przestała liczyć. Zawsze coś jej w tym przeszkadzało. A to czas nie ten, a to brak pieniędzy, a to czyjaś choroba, albo inne zmartwienia. Wypełniały skutecznie i niemal bez reszty cały jej czas. I tylko czasem wzdychała po cichu w głębi duszy, przywołując je w swoich myślach.
Generalnie, teraz, kiedy zostali z mężem sami w domu i była w stanie zaplanować swój czas tak, by i inne sprawy na tym nie ucierpiały, mogła wreszcie zająć się realizacją marzeń. W swoim przekonaniu była to sobie winna. Któregoś dnia zaparła się w sobie i postanowiła spróbować.
Zaczęła od znalezienia dla siebie pracy, ale takiej z prawdziwego zdarzenia. Nie dorywczej, nie byle jakiej, tylko takiej, która przede wszystkim by ją satysfakcjonowała, nie pozbawiając przy okazji zdrowia i nerwów. Czas, który dotąd poświęcała dzieciom, teraz w całości chciała przeznaczyć wyłącznie na coś, co lubi i co przynosi zarazem wymierne korzyści materialne.  Coś, co nie byłoby dla niej utrapieniem, a jedynie czystą przyjemnością. Pomyślała, że to dobry pomysł, bo w dodatku byłoby to z korzyścią dla rodzinnego budżetu, który od dawna wymagał podreperowania.
Nie liczyła, że pójdzie jej łatwo. Skończyła pięćdziesiątkę i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest to wiek sprzyjający poszukiwaniom pracy. Była przygotowana na to, że być może upłynie jeszcze sporo przysłowiowej wody w strumieniu, zanim trafi na coś wymarzonego. Postanowiła jednak nie poddawać się tak szybko i nie zrażać niechęcią pracodawców do pań w kwiecie wieku. Sporo wydeptała ścieżek i przemierzyła schodów, zanim szczęście się do niej uśmiechnęło. Potem żartowała, że los był jej to winien. W nagrodę za jej dotychczasowe starania względem rodziny. Nie bez znaczenia był tu zwykły fart, bo tak naprawdę, chyba tylko tak należało o tym rozprawiać.
Po części też zawdzięczała to dawnemu znajomemu, jeszcze z czasów liceum, który pomógł w tym losowi, a dokładniej mówiąc, przekazał jej namiary na nieźle płatną pracę w agencji reklamowej produkującej uliczne reklamy. W agencji potrzebowali kogoś od zaraz i przede wszystkim dyspozycyjnego. To akurat mogła zaoferować. W dodatku miała zmysł plastyczny i dużo zapału, a w takiej pracy jak ta, była to cecha wręcz wymagana.
Niemal natychmiast rzuciła się w wir pracy, stawiając wszystko na jedną kartę. Tak jak kiedyś wszystkie swoje siły skupiła na rodzinie, tak teraz postanowiła spożytkować je prawie wyłącznie w firmie reklamowej. Co ważne, szybko okazało się, że projekty reklam Małgorzaty niemal bezbłędnie trafiały w gusta zamawiających i prawie zawsze okazywały się najlepsze, spośród tych, które przedstawiali pozostali pracownicy. Niektórzy szczerze zazdrościli jej trafnych pomysłów, którymi zadziwiała swojego szefa i zleceniodawców. Inni widzieli groźną dla nich konkurencję i po trochu jej się obawiali.
Na szczęście dla niej, szef potrafił docenić jej talent i polubił zarazem. Pracowita i bezkonfliktowa, stała się cennym nabytkiem w firmie, co przekładało się bezpośrednio na jej pensję i prestiż. Nie minął jeszcze rok, od kiedy zaczęła pracę w agencji, a już świętowała swój drugi awans. I jak to zwykle bywa w takich okolicznościach, szła za tym kolejna podwyżka pensji. Małgorzata triumfowała.
Wreszcie poczuła się dowartościowana i śmiało mogła powiedzieć o sobie, że jest naprawdę szczęśliwa. Swoim sukcesem nie omieszkała pochwalić się przed przyjaciółką Ewą.
- Ewka, czy ty możesz sobie wyobrazić coś takiego? Doścignęłam mojego męża! – Cieszyła się po stokroć, chwaląc się przed swoją najlepszą przyjaciółką i jednocześnie koleżanką z pracy. – Teraz będę zarabiała dokładnie tyle, ile on! – aż zacierała ręce.
- Jeśli będziesz w takim tempie awansować jak dotąd, to niedługo twój własny mąż do pięt nie będzie ci sięgał – wtrąciła swoje Ewka, trochę z niej żartując.
- E tam. To nie o to chodzi. Dla mnie ważne jest, żeby udowodnić mu, że jestem tyle samo warta, co on.
- Jak to? – dziwiła się Ewka. – Przecież to oczywiste.
- Niestety, nie dla niego. W sumie nie jest złym mężem, ale wiesz, jak to jest. Stale gdzieś między wierszami dawał mi do zrozumienia, że skoro nie zarabiam konkretnych pieniędzy, to nie mogę się z nim równać. Niby żartem, niby delikatnie, ale jednak… A to boli. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Ty nie masz męża, więc być może trudno ci to zrozumieć, ale uwierz mi, naprawdę tak jest.
- Rzeczywiście, trudno to zrozumieć. Przecież wartość twojej pracy w domu z pewnością jest równa jego pensji, że nie wspomnę o opiece nad dziećmi przez te wszystkie lata. A gdyby tak dobrze policzyć, to może i więcej? – dziwiła się Ewka.
Małgorzata sama kiedyś się nad tym zastanawiała. Niejeden raz robiła rachunek w swoich myślach, próbując realnie wycenić pracę gospodyni domowej i zarazem opiekunki do dzieci. Bilans tych wyliczeń nie pozostawiał cienia wątpliwości, że jej mąż w tym rankingu wypadał raczej blado, ale nigdy nie odważyła się mu o tym powiedzieć. Przez zwykły szacunek, którego wymagało ich wspólne małżeńskie życie.
- No niby tak – westchnęła w rozmowie z koleżanką. - Mężczyźni zapewne doskonale zdają sobie z tego sprawę, ale na ogół nie przyjmują tego do wiadomości. W większości przypadków mogłoby się wtedy okazać, że określenie, że to oni są głową rodziny i panami tego świata, nijak nie przystoi do rzeczywistości.
Małgorzata nie zamierzała jednak dłużej poświęcać czasu od dawna nękającym ją przeświadczeniu co do tego, że na tym ziemskim padole kobiety więcej muszą pracować i dużo więcej znosić niedogodności. Teraz swoją pracą i kolejnym awansem mogła wreszcie, nie tylko zrealizować swoje marzenia, ale też wiele udowodnić sobie i innym, zwłaszcza Mikołajowi. I to był powód, z którego cieszyła się najbardziej, z szansy, którą dostała, a której nie zmarnowała.
Tego dnia wróciła do domu uszczęśliwiona. Kolejny awans koniecznie musiała uczcić. Pod nieobecność męża, który z pracy wracał nieco później, przygotowała wykwintną kolację z szampanem. Stawiając na stole ulubione potrawy Mikołaja, obmyślała sposób, w jaki mu to zakomunikuje. Miała w sobie teraz tyle zapału i energii. Z pozoru wydawać by się mogło, że niejako przeczy to jej metryce i, że raczej powinno być odwrotnie. Jednakże radość z tego, że coś się w życiu człowiekowi udaje, potrafi sprawić cuda. Tryskała wprost szczęściem i gdyby nie jej pięćdziesiąt parę lat, śmiało można by powiedzieć, że miała w sobie młodzieńczą werwą.
Niecodzienną radość Małgorzaty trochę zakłóciła świadomość, że wskazówki zegara spieszyły się niemiłosiernie, a oczekiwany mąż jakoś nie pojawiał się w domu. Martwić zaczęła ją też kolejny raz odgrzewana pieczeń. Kiedy się wreszcie zjawił, było już bardzo późno. W dodatku nie był w najlepszym humorze. Zauważyła to już od progu, gdy cisnął płaszczem w kąt przedpokoju, zamiast powiesić go na wieszaku.
- Co się stało? Zaczęłam się już denerwować. Długo cię nie było – zagadnęła.
- I co z tego? Myślałem, że ty dzisiaj też wrócisz później – odpowiedział niezbyt miło, co nieco ją zirytowało.
- Dlaczego miałabym wrócić później? – spytała zaskoczona. – Gdyby tak było, nie omieszkałabym cię  o tym uprzedzić.
Na wyjaśnienia ze strony męża nie musiała długo czekać.
- Ewka do mnie telefonowała – usłyszała na wstępie. - Powiedziała mi o twoim awansie. Sugerowała nawet, żebym ci kupił kwiaty z tej okazji.
Kolejny raz zrobiła zdziwioną minę. Nie przypominała sobie, by kogokolwiek o to prosiła, zwłaszcza Ewę. Wspomniała przed nią o niespodziance, jaką chciała zgotować mężowi. W tej sytuacji byłoby to zwykłą nielojalnością z jej strony, na którą dotąd raczej nie miała powodów narzekać. Gotowa była jednak wybaczyć jej dzisiaj niemal wszystko. Taki dzień jak ten nie zdarza się zbyt często, więc postanowiła go sobie nie psuć i nie przejmować się zbyt długim jęzorem koleżanki z pracy. Spojrzała tylko ukradkiem na nieco skwaszoną minę małżonka, sądząc, że jest ona wynikiem zapewne jakichś stresów w jego firmie. Nawet przemknęło jej przez myśl, żeby do niego podbiec i serdecznie przytulić. Być może w ten sposób byłaby w stanie jakoś poprawić mu humor, a jeśli nawet nie, to przynajmniej okazać mu swoje współczucie. Zawahała się jednak na moment. Skoro już wiedział o jej awansie, to czy nie powinien, jak sugerowała Ewka, stać teraz przed nią z wielkim bukietem kwiatów? Małgorzata nie dostrzegła jednak w jego ręku żadnych kwiatów, a tym bardziej zadowolenia na twarzy. Ostentacyjnie zdjął tylko buty i nie pytając o nic więcej, pomaszerował wprost do pokoju. Gdy tylko przekroczył jego próg, niemal natychmiast rozległo się głośne, pełne sarkazmu przekomarzanie
- O, widzę, że przyszedłem za wcześnie! Spodziewasz się gości? – spytał nieco ironicznie, zauważywszy odświętnie nakryty stół.
- No co ty? To dla nas przygotowałam kolację… Uznałam, że jest ku temu okazja.
- Niepotrzebnie, jadłem już na mieście – odburknął i zdejmując krawat, usiadł niedbale na kanapie, po czym uznał za stosowne zrelaksować się na dobre, kładąc się na niej na wznak.
- To zjemy trochę później. Może niedługo zgłodniejesz i…
Starała się być miła, choć przychodziło jej to z trudem. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Jego maniery czasem przedstawiały wiele do życzenia, ale na aż taką ignorancję z jego strony sobie nie zasłużyła.
- Sama zjedz. Nie będę jadł - usłyszała niemal w tej samej minucie.
- Czy coś się stało? Jesteś jakiś nie w sosie. Może źle się czujesz? – dopytywała się Małgorzata, czując instynktownie, że coś jest nie tak.
Nie dowiedziała się jednak niczego konkretnego. Na każde pytanie odburkiwał coś pod nosem, zwykle unikając sensownej odpowiedzi, albo kierując rozmowę na całkiem inne tory. Ostatecznie dał się uprosić i wypił lampkę szampana, ale to było wszystko, na co w tym dniu mogła liczyć. Nawet nie pogratulował jej awansu.
A potem był kolejny dzień i kolejny. Jeden podobny do drugiego. Ale wszystkie charakteryzował wymowny chłód, z jakim odnosił się do swojej żony. W końcu i jej z czasem się udzielił. Zaczęła odpłacać mu tym samym. Oboje późno wracali z pracy, a po powrocie prawie nie zauważali się nawzajem. Sprawiali wrażenie dwojga obcych sobie ludzi, którym z jakichś niezrozumiałych powodów przyszło mieszkać pod jednym dachem, pod którym to było na tyle sporo miejsca, że całymi tygodniami trudno było na siebie wpaść.
Małgorzata nie rozumiała zachowania męża i była na niego zła. On też się złościł, tyle że zły był z innego powodu. Skrzętnie jednak ukrywał powód swojego, takiego, a nie innego zachowania. Przez cały ten czas starał się traktować ją wyłącznie przedmiotowo. Jak coś, co było w tym mieszkaniu od zawsze i z konieczności musi w nim pozostać. Jak kupiony przed laty mebel, albo obraz zawieszony na ścianie, na który kiedyś wydał niemałe pieniądze. Tymczasem Małgorzata nie chcąc go urazić, ani tym bardziej dostarczyć mu powodów do złości, i co gorsza nagłego wybuchu awantury, od której, jak jej się wydawało, dzieliła ich tylko cienka niewidzialna nić, starała się schodzić mu z drogi. Nie było to rozsądne, bo w ten sposób mąż Małgorzaty utwierdzał się w przekonaniu, że nie pełni już w tej rodzinie pierwszoplanowej roli, a ona z każdym dniem nabierała coraz to większej pewności, że nic dla niego nie znaczy.
Nieroztropne zachowanie obojga zaowocowało w końcu tym, że coraz niechętnie wracali do swojego własnego domu. Zwłaszcza Małgorzata pracowała coraz więcej i coraz dłużej. Nie cieszył ją powrót do domu, w którym nie znajdowała zrozumienia, słów zachęty, współczucia, nie wspominając już o podziwie dla odnoszonych sukcesów, który słusznie jej się należał. Wobec męża nabierała coraz to większego dystansu. Odnosiła wrażenie, że stało się coś dziwnego. Przypominał jej teraz zaprogramowanego robota, którego nagle ktoś pozbawił wszelkich ludzkich uczuć. W dodatku stale był jakby nieobecny, myślami daleko stąd. Irytowało ją zachowanie Mikołaja, ale nie mogła nic zrobić.  Mogła tylko przyglądać mu się codziennie, jak wkłada na siebie ubranie, je, myje się, ogląda telewizor, czyta gazetę, kładzie się spać. I tak w koło Macieju. Nie zadała sobie jednak trudu, żeby  nawiązać z nim jakiś sensowny dialog, spróbować wyjaśnić parę spraw. Być może wiele by to zmieniło, ale skupiona na własnych odczuciach, rozżaleniu i rozczarowaniu, które skutecznie przesłoniło jej wszystko inne, nie próbowała nawet cokolwiek zrobić w tej sprawie. Jedyne nieodparte wyjaśnienie tej całej sytuacji, jakie podsuwały jej własne rozmyślania, sprowadzały się do odkrycia, że Mikołaj ma do niej jakiś ukryty żal. Swoją ignorancją, jakby chciał ją za coś ukarać. Wciąż tylko nie rozumiała, a może nie chciała zrozumieć, czemu to zawdzięcza. Czasem, w chwili gorszego samopoczucia, albo wtedy, kiedy nie mogła opędzić się przed natrętnymi myślami, żaliła się przed Ewką.
- Przecież staram się jak mogę. Odkąd pracuję, żyje nam się nieźle. Na wszystko teraz nas stać. Chcę mu pomóc w utrzymaniu domu. Dlaczego on tego nie rozumie? – pytała nieraz przyjaciółkę.
- Może jest zazdrosny o twoją pracę? O to, że zarabiasz więcej od niego? – sugerowała Ewka niemal od początku.
Małgorzata nie dopuszczała jednak do siebie takich myśli. Bywało, że zastanawiała się i nad taką ewentualnością, ale wydawało jej się to niedorzeczne.
- Daj spokój! Jak można być zazdrosnym o to, że żona przynosi do domu pieniądze? Powinien się z tego cieszyć, a nie odwrotnie. – Zdenerwowała się Małgorzata, kiedy przyjaciółka zdobyła się na odwagę nazwać jasno po imieniu to, czego za nic nie chciała przyjąć do wiadomości.
- Może i powinien, ale myślę, że jemu właśnie o to chodzi – obstawała przy swoim Ewa.
Argumenty przyjaciółki jednak do niej nie przemawiały. Przecież niczego im nie brakowało. Wreszcie osiągnęła pełnię szczęścia, a jej własny mąż zamiast cieszyć się razem z nią, był po prostu zły. To trochę tak, jakby był złościł się za to, że jej się poszczęściło.   
- Cieszyłam się zawsze każdym jego najmniejszym sukcesem. A on tak mi się odpłaca? - słowa Małgorzaty przepełniała gorycz.
- Na twoim miejscu porozmawiałabym z nim szczerze i powiedziała mu, co ci leży na sercu. To jedyne rozsądne wyjście. Nie możecie tkwić w tym w nieskończoność, bo tak nie rozwiążecie swoich problemów.
- Był taki czas, że próbowałam, ale z marszu zbył mnie. Odpuściłam więc, a kiedy ponownie chciałam do tego wrócić odpowiadał półsłówkami, zwykle w stylu: Nie teraz, nie mam czasu, wrócimy do tego kiedy indziej. No, a potem przeszła mi na to ochota.

Sytuacja Małgorzaty nie przedstawiała się różowo, a Ewa bynajmniej nie była w stanie lub być może nie chciała jej pomóc. Sama musiała rozwiązać swój problem, choć wydawało jej się, że wyczerpała już swoje możliwości. Nie mniej jednak, jak zasugerowała przyjaciółka, trzeba było próbować do skutku. A nuż kiedyś, w przypływie lepszego humoru mąż zechce jednak, nie tylko z nią porozmawiać, ale może spróbuje coś z tym zrobić i zmieni swoje zachowanie.
W końcu postanowiła spróbować kolejny raz. Niestety, trochę niefortunnie wybrała moment, bo Mikołaj tego dnia był podwójnie zły, a właściwie można powiedzieć wściekły, o czym niestety nie wiedziała. Zauważyła to dopiero, kiedy już padły pierwsze słowa, zwłaszcza te z ust Małgorzaty. Ofuknął ją, zanim na dobre wypowiedziała do końca pierwsze zdanie.
- Coś się stało? Zupełnie cię nie poznaję – dopytywała się Małgorzata, kiedy rozzłościł się z byle powodu. A takim powodem była filiżanka z kawą, którą postawił na stole, a która zostawiła na obrusie ślad po kawie. Zwykle mu to nie przeszkadzało. A potem upadająca łyżeczka na podłogę. Pod adresem nieszczęsnej łyżeczki poleciało tyle przekleństw, że omal nie zwiędły jej uszy. Dotąd tak się nie zachowywał. Trochę ją to przeraziło.
- Stało, nie stało – odburknął. – Też byś się wściekała.
- Ale, o co chodzi? – dopytywała się.
- W firmie będą zwolnienia. Jak myślisz, od kogo zaczną? – Wypalił prosto z mostu, kompletnie ignorując prośbę małżonki, by porozmawiać na wiadomy temat i wyjaśnić nieporozumienia.
- Nie wiem, ale ty pracujesz tam już tyle lat. Niewiele zostało ci do emerytury… - odparła.
- No właśnie! Ty też uważasz, że jestem już stary dziad i najlepiej byłoby, gdybym zszedł wreszcie z tego świata i zrobił miejsce innym?
- Co ty pleciesz? Wcale tak nie powiedziałam. Nie przyszłoby mi to nawet na myśl…
- Akurat! Wszyscy jesteście tacy sami! – grzmiał na żonę zupełnie bez powodu.
- Jeszcze nic nie jest przesądzone. Nie powinieneś martwić się na zapas. A gdyby nawet, to nie jesteśmy w najgorszej sytuacji. Bez problemu wyżyjemy z mojej pensji - próbowała go pocieszyć, tyle że mąż akurat całkiem opatcznie zrozumiał jej słowa.
Nieopatrzne napomknienie o swojej pensji, ugodziło go jeszcze bardziej. Męskie ego, które teraz odezwało się ze zdwojoną siłą, wydawać by się mogło, niemal rozpętało burzę.
- Twojej! Twojej! Stale tylko ta twoja praca i twoja pensja! – ciskał się, choć Małgorzata pierwszy raz o tym wspomniała.
- Myślisz, że ja nie wiem, dlaczego tak szybko awansowałaś? A co? Może nie przespałaś się ze swoim szefem? Żadna kobieta tak szybko nie awansuje! Zwłaszcza w twoim wieku! Już ja wiem, jak kobiety to załatwiają! – Krzyczał donośnym głosem, posądzając ją o najgorsze rzeczy, czego kompletnie się nie spodziewała.
Przez myśl jej nie przeszło, że może w ogóle tak myśleć, a co gorsza stawiać bezpodstawne zarzuty. Zrobiło jej się niewymownie przykro. Wieczorem wylała w poduszkę morze łez, w którym chciała utopić swój żal, ale to nie ukoiło nerwów, choć zwykle w jakimś tam stopniu rozładowywało stres. Teraz tylko go spotęgowało. Po awanturze, która wreszcie uzewnętrzniła to, co od dawna leżało mu na sercu, była już niemal pewna, że zmianę w zachowaniu męża należy przypisać wyłącznie zazdrości, która nim powodowała. Miała jasność, że nijak nie potrafił pogodzić się z tym, że to nie jemu, a właśnie jej lepiej się wiedzie w pracy zawodowej. Nadal jednak nie mogła tego pojąć. Zazdrościł jej kolejnych sukcesów i awansów, zupełnie, jakby te rzeczy były zarezerwowane wyłącznie dla niego. W dodatku nie zrobiła przecież niczego złego. Nic, o co ją podejrzewał. Na wszystko zapracowała sobie wyłącznie swoimi rękami i wysiłkiem umysłu. Mogła pogodzić się na dobrą sprawę z tym, że nie doczeka się słowa uznania z jego strony, ale za nic nie mogła pozwolić sobie na tak okrutne posądzenia.

Mijały kolejne tygodnie i miesiące. Ostatecznie Mikołaj nie utracił swojego zajęcia. Małgorzata nadal cieszyła się uznaniem w pracy i święciła kolejne sukcesy. Nie zamierzała z niczego rezygnować, tylko dlatego, żeby jej zazdrosny mąż mógł spać spokojnie. Uważała, że skoro jest zazdrosny, to jego problem i powinien coś z tym zrobić. Niestety, jego chorobliwa zazdrość o sukcesy żony zaczęła przybierać na sile. Na tyle mocno, że wyzwoliła w nim uczucie zemsty za to, że to ona teraz okazała się lepsza od niego i zarabiała więcej pieniędzy. Małgorzata długo nie wiedziała, co się święci. Aż nadszedł wreszcie ten dzień, kiedy po nitce do kłębka dotarła do czegoś, co zmieniło jej życie w koszmar.
Któregoś dnia nieoczekiwanie szef firmy, w której pracowała, wezwał ją do siebie.
- Moja droga, mam dla ciebie pewną propozycję – oznajmił Małgorzacie. – Muszę wyjechać z kraju na jakiś czas. Moje zdrowie wymaga podreperowania. Zresztą, nie będę owijał w bawełnę – zdecydował się powiedzieć jej wszystko wprost. - Będę miał operację za granicą. To nie jest jakaś bardzo poważna choroba, ale wiesz, tam mają lepszy sprzęt i opieka medyczna nie umywa się do naszej – tłumaczył. – Jestem bardzo zadowolony z twojej pracy i chciałbym, żebyś na ten czas mnie zastąpiła. Potraktuj to jako awans. Jeśli poradzisz sobie jak trzeba, obiecuję ci na stałe etat mojego zastępcy. Wybrałem właśnie ciebie, głównie ze względu na twoje umiejętności, ale nie ukrywam, że twój wiek też nie jest tu bez znaczenia. Co prawda kobietom nie liczy się lat i proszę cię, nie gniewaj się za to na mnie. Chcę jedynie dać ci do zrozumienia, że z kimś młodszym to całe niesforne towarzystwo nie będzie się liczyć. A zauważyłem, że przed tobą wszyscy w firmie mają respekt – przedstawił jej wszystko na tyle jasno, że nie mogło być cienia wątpliwości.
Miała jasność, znów awansowała. Niemal w tym samym momencie przyszło jej na myśl, że to będzie kolejny gwóźdź do trumny w jej stosunkach z mężem. W tej sytuacji zdecydowała się nic mu o tym nie mówić, przynajmniej nie od razu. Niestety, nie wiedziała, że on i tak był zawsze na bieżąco. Nie wiedziała też, kto jest jego wiernym informatorem, aż do czasu, kiedy pewnego dnia zdążając na pocztę, zupełnie przypadkowo zobaczyła na mieście Mikołaja razem z Ewką.
Postanowiła dyskretnie pójść za nimi. I wtedy odkryła coś, co wstrząsnęło nią do głębi. Mikołaj i Ewka mieli romans. Przyuważyła, jak znikli za drzwiami jednego z hoteli, a potem opuścili go po dwóch godzinach.  Wróciła do pracy i choć jej serce przepełnione było bólem, postanowiła nie zdradzać się od razu ze swoim odkryciem. Nie wytrzymała jednak długo. Następnego dnia spytała o to Ewkę wprost.
- Mówiłaś, że nie interesują cię łysi i otyli mężczyźni w wieku twojego ojca?
- Bo nie interesują – odparła Ewka nie rozumiejąc, do czego zmierza.
- Poza moim mężem?
- Twój mąż tym bardziej mnie nie interesuje – skłamała.
- Widziałam was wczoraj przed hotelem. I nie mów mi, że byliście na kawie w hotelowej restauracji, bo was tam nie było. Sprawdziłam. Pokój numer 12, tak? – wypaliła nie oszczędzając jej.
Ewka z trudem przełknęła ślinę w gardle i popatrzyła na nią osłupiałymi ze zdziwienia oczami. Ale nie zamierzała się przed nią kajać. Przeciwnie, jej buńczuczna postawa zadziwiła Małgorzatę.
- Przecież i tak nie masz dla niego czasu. Dla ciebie liczy się tylko praca i kolejne awanse – odparła drwiąc z niej.
- Wiesz, że to nieprawda! A gdyby nawet, to musiałaś dobrać się akurat do mojego męża? Młodszych i przystojniejszych nie ma? A może na ciebie nie lecą?
- Daj spokój! Zrobiłam to wyłącznie ze złości na ciebie! – Ewka zaczęła coraz bardziej podnosić głos. - A co ty myślisz, że tylko ty dobrze pracujesz w tej firmie? Tylko tobie należą się stale podwyżki i awanse? – złościła się Ewa.
Małgorzata słuchała jej w kompletnym zaskoczeniu. Nie dowierzała, że jej przyjaciółka mówi prawdę. Oznaczałoby to tylko jedno. Ona, podobnie jak jej mąż, też była zazdrosna o jej sukcesy w firmie. Tylko, dlaczego zabrała jej męża? Prościej było przecież podłożyć jej nogę w pracy. Nie przeczuwała jeszcze wtedy, że i o tym pomyślała. Małgorzata długo była nieświadoma, zanim odkryła, że oboje połączyli swoje siły. Tak naprawdę zrobili to wyłącznie z chęci zemsty na niej.
- I co, zwolnisz mnie teraz z pracy? – spytała kolejnego dnia Ewka, kiedy tylko Małgorzata przekroczyła próg biura.
- Nie ja jestem tu szefem, tylko go zastępuję. Nikogo nie będę zwalniać. Wróci Antoni, to sam zdecyduje. Oceni twoją pracę i twoje morale. Dowiesz się wtedy, ile jesteś warta - odparła szczerze Małgorzata. - Jeszcze tylko miesiąc został do jego powrotu – dodała.
Okazało się jednak, że miesiąc nagle skrócił się do dwóch dni. Jakież było zdziwienie, kiedy po dwóch dniach od rozmowy z Ewką, w drzwiach gabinetu ujrzała Antoniego.
- Już wróciłeś? A to niespodzianka! Cieszę się. Wydobrzałeś już? – Zasypywała go pytaniami na przywitanie, zaskoczona, podobnie jak cała reszta personelu.
- Jeszcze nie, ale doszły do mnie niepokojące wieści i postanowiłem skrócić swój pobyt za granicą.
- Jakie wieści? – dziwiła się Małgorzata.
- No, nie udawaj. Chodzi mi o twój proces w sądzie.
- Jaki proces? – wciąż nie mogła się nadziwić.
- Jak to? To ty jeszcze nic nie wiesz? Nie wiesz, że pracownicy firmy złożyli na ciebie skargę?
- Nie… - Małgorzata nie mogła przyjść do siebie po usłyszanej rewelacji.
- Skargę o mobbing, jakiego dopuszczasz się w firmie i działanie na szkodę firmy. Podobno zrezygnowałaś ostatnio z dwóch intratnych zleceń?
- Z niczego nie zrezygnowałam. Oni sami zrezygnowali… To znaczy wycofali się…
- Sprawdziłem to. Potwierdzili mi, że telefonowałaś do nich, informując ich, że nasza firma nie jest w stanie przyjąć tego zlecenia.
- To nieprawda!
- Ktoś jednak do nich zadzwonił – Antoni był oburzony.
- Ale nie ja! Uwierz mi! – niemal błagała.
Małgorzata bez trudu domyśliła się, kto za tym wszystkim stał. Jednak Antoni nie dał wiary jej tłumaczeniom. Widać Ewka była bardziej przekonywująca.
W kilka dni straciła jego zaufanie, intratną pracę i możliwość jakiejkolwiek perspektywy na przyszłość. Przyjaciele się od niej odwrócili. Nie dali wiary Małgorzacie, usiłującej oczyścić się od pomówień. Jej szybkie awanse były im solą w oku. Podejrzewali, że coś za tym musi się kryć. Że nie zawdzięcza je wyłącznie swoim zdolnościom i morderczej pracy. Zwykła ludzka zazdrość zataczała wokół niej coraz to większy krąg.
Nie potrafiła wybaczyć zdrady ani mężowi, ani Ewce, zwłaszcza, kiedy dowiedziała się, że to Mikołaj wpadł na pomysł z rzekomym mobbingiem i oddaniem sprawy do sądu. Zwyczajnie chciał jej dokopać. I udało mu się. A teraz nie miała pracy, a i dach nad głową też był niepewny. Wkrótce mogła i jego stracić. Jak nigdy dotąd mąż znów dawał jej do zrozumienia, że jest nikim, przez co sytuacja stawała się nie do wytrzymania. Bała się, że posunie się o wiele dalej i z czasem pokaże jej drzwi. Zdesperowana, nie czekając aż to nastąpi, sama postanowiła odejść. Któregoś dnia zabrała małą, czarną torebkę, dokumenty i trochę pieniędzy, które jeszcze dawniej schowała na czarną godzinę i postanowiła opuścić wspólny dom. Dom, w którym razem z mężem przeżyli tyle lat i wychowali dzieci. Włożyła na siebie ciepły płaszcz i buty, i nie oglądając się za siebie, bez słowa wyjaśnienia złapała za klamkę w drzwiach.
- Dokąd się wybierasz? – Spytał Mikołaj, który wiedziony jakimś dziwnym przeczuciem, pierwszy raz od wielu dni odezwał się do niej. Dotąd milczał jak zaklęty, przepojony nienawiścią do własnej żony.
Na chwilę przystanęła w na wpół otwartych drzwiach.
- Jeszcze nie wiem – odparła przybita do granic możliwości.
Jej smutek na twarzy był przerażający, podobnie jak to, czym niedawno uraczył ją własny mąż.
- Nie zabierasz bagaży? – pytał ironicznie.
- Tam, gdzie idę, nie będą mi potrzebne – odparła bez cienia wątpliwości.
- Pewnie! Wystarczy, że sczyściłaś nasze konto. Kupisz sobie nowe rzeczy.
- Nie wzięłam ani grosza. Udław się swoimi pieniędzmi! Swoją dumą i swoją chorą zazdrością też! – wykrzyczała mu na pożegnanie.
Po czym zamknęła za sobą drzwi. Szła wolno, nie zauważając niczego po drodze. Choć wiele w życiu przeszła, wciąż nie mogła nadziwić się, do czego potrafi pchnąć ludzi zwykła ludzka zazdrość.

Po kilku miesiącach przysłała mu widokówkę z krótką notką:
„Mieszkam pod mostem wśród bezdomnych, czasem na dworcach albo w parku. Nie jest to szczyt moich marzeń, ale panuje tu szczególna solidarność. Tu nikt nikomu niczego nie zazdrości, bo nie ma czego zazdrościć. Ale przynajmniej na nich zawsze mogę liczyć. Ty udowodniłeś mi, że na ciebie nie mogę. Nie szukaj mnie. I tak nie jesteś w stanie przeszukać wszystkich mostów i dworców w kraju. Zresztą, po co? A poza tym wcale się tego nie spodziewam. Tu mi jest lepiej niż jeszcze niedawno było z tobą”.  Małgorzata







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz