czwartek, 22 listopada 2018

Nie mów mi o tym, co widzisz za oknem


Podziel się radościami i kłopotami. Powiedz, co ci w duszy gra. Co powiesz na propozycję spotkania, odwiedzin? Przecież po to dzwonię…
- Jest potwornie zimno! Szaro, buro, beznadziejnie. Zaczął padać śnieg. Nosa nie chce mi się wyściubić z domu – usłyszałam w słuchawce telefonu, gdy zadzwoniłam do przyjaciółki Kasi. – Nudy okropne! – dodała.
Jeszcze nie zdążyłam zadać dyżurnego pytania „Co u ciebie? Czy wszystko w porządku”, a już miałam pełny obraz pogody dzisiejszego dnia. Przyznam, wcale tego nie potrzebowałam, bo Kasia mieszka w sąsiedniej wiosce i wątpiłam w to, by pogoda u nich znacząco różniła się od naszej. Niemniej jednak słuchałam cierpliwie, usiłując przerwać ten przydługawy monolog na temat otaczającej nas aury. Było to trudne, ale w końcu się udało.
- Trzeba powoli zacząć przyzwyczajać się do zimy – wtrąciłam.
- Brr! – usłyszałam w odpowiedzi.
- Masz chociaż jakąś fajną książkę do czytania, albo ciekawy film do oglądnięcia? – spytałam, próbowałam uświadomić koleżance, że szkoda czasu na przesiadywanie przy oknie i psioczenie na kiepska pogodę. – A może byśmy się spotkały przy herbatce z sokiem malinowym i trochę poplotkowały?
W słuchawce zapanowała cisza. Pomyślałam, że widocznie Kasia potrzebuje trochę czasu do namysłu. Nie chciałam na nią naciskać. Po krótkiej chwili odezwała się.
- No nie wiem… Mam tyle pracy. Jest brzydka pogoda, więc zabrałam się za sprzątanie piwnicy – odparła, zapewne kłamiąc jak z nut.
Było to wyczuwalne w jej głosie aż nadto. Poza tym, jeszcze chwilę temu narzekała na nudę. Zrozumiałam, że ewidentnie nie ma ochoty na spotkanie ze mną. Cóż, czasem tak bywa, i ja to rozumiem. Postanowiłam więc nie drążyć tematu i zakończyć rozmowę.
Szkoda mi jednak było tracić czas na bezsensowne plątanie się po domu. Uznałam w końcu, że wykorzystam go na rozmowy telefoniczne, które z różnych powodów odkładałam od jakiegoś czasu. Lista znajomych i krewnych nie była długa, ale też nie krótka. Na pierwszy ogień poszła Karolina, kuzynka mieszkająca kilka kilometrów od mojej miejscowości.
- Wiem, że pogoda u was taka sama jak u nas, więc może darujmy sobie ten temat i przejdźmy od razu do konkretów – powiedziałam na przywitanie. – Jak tam wasze zdrówko i czy wszystko dobrze się układa?
-  Nic się nie układa – jęknęła Karolina. – Powinnam wybrać się na zakupy, ale pogoda do kitu. Wiatr, zimno, pada śnieg. Przemarznę i się rozchoruję! Nie wiem, jakie powinnam ubrać buty. Bo chyba na kozaki jeszcze nie pora? Trochę za mało tego śniegu. Tak tylko poprószyło, więc może półbuty? Ale ziąb okropny! Gdyby nie wiało, jakoś dałoby się wytrzymać.
- A oprócz złej pogody, coś ciekawego się u was wydarzyło? A może u znajomych? – spytałam, wzdychając w głębi duszy, trochę zła, że zignorowała moją prośbę.
Okazało się, że nic i nasza rozmowa szybko się zakończyła. Kolejne dwa telefony wykonane do znajomych przebiegały w podobnym tonie. Rozmowa o pogodzie. W końcu zdecydowałam, że zadzwonię do Krystiana, mojego kuzyna. Przed tygodniem złamał nogę, a ja jeszcze do niego nie zatelefonowałam i nie spytałam o okoliczności wypadku, ani o to, jak przebiega rekonwalescencja. Byłam niemal pewna, że Krystian o pogodzie nie będzie ze mną rozmawiał, bo przecież tyle się ostatnio wydarzyło… Niestety, myliłam się.
- Nawet nie pytaj, jak się czuję, bo gdy patrzę na pogodę za oknem, to aż mnie skręca ze złości.  Nie dość, że zalegam bezużytecznie w łóżku, to nawet okna nie można otworzyć, żeby pooddychać świeżym powietrzem – kuzyn był wyraźnie rozżalony. – Spadło chyba z pół centymetra śniegu, ale wiatr wszystko rozwiewa, więc chyba teraz jest już go mniej.
Zaśmiałam się w duszy, ale nie dałam tego po sobie poznać. Doprawdy nie wiem, jak Krystian był w stanie wyliczyć grubość warstwy śnieżnej przez okno, której było tyle, co kot napłakał.
- A jak noga? Mocno boli? – dopytywałam się.
- Nawet nie. Znajomy przywiózł mi takie ziółka z Czech, dzięki którym nie wiem, co to ból…
- Ejże! Czy to jest to, o czym myślę? – spytałam podejrzliwie.
Kuzyn nic więcej nie chciał zdradzić i szybko zmienił temat, wracając do pogody.
- Uff! – Jęknęłam kolejny raz, tym razem bardzo głośno. – Czy wyście się wszyscy zmówili? Nie macie ciekawszych tematów niż pogoda za oknem?
Ostatecznie mogłam wybaczyć kontuzjowanemu Krystianowi, bo rzeczywiście jego pole widzenia było bardzo zawężone i ograniczało się do okna. Niestety, moim kolejnym dwóm rozmówczyniom już nie. Trochę rozeźlona zdecydowałam się zadzwonić do ojca. On na pewno nie będzie chciał rozmawiać o pogodzie, myślałam w duchu. Schorowany, od lat zmagający się z rakiem, myśli miał zaprzątnięte zgoła czym innym, a i życiowe priorytety przez ten czas bardzo mu się pozmieniały.
- Witaj! Jak się czujesz, tato? – spytałam. – Może mogłabym cię jutro odwiedzić? A może masz jakieś kontrolne wizyty u lekarzy? – zasypałam go pytaniami. – Może trzeba cię gdzieś podwieźć?
- Nie, nie mam żadnych wizyt w najbliższym czasie, ale może lepiej będzie, jeśli zostaniesz w domu…
Zdziwiona maksymalnie jego odpowiedzią, wcześniej nigdy tak ze mną nie rozmawiał, wręcz cieszył się z każdej wizyty, przestraszyłam się, iż może pogorszył się jego stan zdrowia i chce to przede mną ukryć. Spytany o to jednak stanowczo zaprzeczył.
- Nie, czuję się jak zwykle, ale przecież pogoda taka okropna!
- Tato! Proszę cię, nie mów mi o pogodzie! Wiem, jaka jest pogoda za oknem. Mnie to nie zraża.
- Przemokniesz, przeziębisz się – próbował mnie zniechęcić. – Przecież wieje okropnie…
- Nawet jeśli nie chcesz, i tak jutro przyjadę – powiedziałam zdecydowanie.
Wieczorem zadzwoniła Maria. To jedna z moich dalszych kuzynek, z którą jednak jestem w bliskich kontaktach. Ucieszyłam się słysząc jej głos. Już chciałam się z nią tym podzielić, gdy nieoczekiwanie usłyszałam:
- Tylko mi nie mów o tym, co się dzieje za oknem!
Roześmiałam się głośno i serdecznie. Zdezorientowana Maria na chwilę zamilkła.
- Chciałam cię prosić o to samo, ale mnie uprzedziłaś – wyjaśniłam wesołkowatym głosem, podśmiewując się właściwie sama z siebie.
W skrócie opowiedziałam jej o wykonanych przez mnie tego dnia telefonach do znajomych, sugerując, że okropna jest nie tyle aura, co raczej my sami. Maria przyznała mi rację.
- Dawniej kiepska pogoda nam nie przeszkadzała. Odwiedzaliśmy się jak tylko było to możliwe. Ale teraz są te nieszczęsne telefony. Doskonała wymówka i info w jednym. Zależy, kto czego potrzebuje – podsumowała. – Tylko kontaktów w realu coraz mniej potrzebujemy…
A może jednak nie? Może po prostu słabo o nie zabiegamy?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz