Michał wpadł do mnie
na pogawędkę, ale już od progu widać było, że nie tryska humorem. Trudno było się
dziwić. Wydarzenia ostatnich dni, morderstwo prezydenta Gdańska, Pawła
Adamowicza, wstrząsnęło wieloma rodakami. Mną także.
- Ręce opadają! Co się stało z naszym narodem? Tyle wokół nienawiści –
powiedział, siadając przy stole nad filiżanką aromatycznej kawy, którą go
poczęstowałam.
Było to pytanie czysto retoryczne, na które zapewne nie oczekiwał odpowiedzi.
Mimo to postanowiłam nie pozostawiać go bez niej.
- No cóż, każde uczucie, jakiekolwiek by ono nie było, stale podgrzewane, w
końcu eksploduje. Wszystko jest tylko kwestią czasu.
Nie było to zbytnio odkrywcze, ale trafne i jak najbardziej na czasie. Tak jak
pielęgnować i podgrzewać można miłość, z której zawsze wynika coś dobrego, tak
samo przecież można pielęgnować w sobie nienawiść, która niszczy wszystko na
swej drodze.
Oboje zauważyliśmy, że najlepiej widać to na portalach społecznościowych. Tyle
jadowitych hejtów, które przelały się tam w ciągu ostatnich trzech lat, już
dawno nie było.
- Hejt, wyraz i zarazem narzędzie nienawiści – mówił Michał właściwie sam do
siebie. – Ileż on potrafi wyrządzić zła.
- Taka eplotka – dodałam, próbując mu przypomnieć, że plotka zawsze niosła za
sobą ofiary.
Tyle że niszczyła życie ludzi na małą skalę. Hejt potrafi znacznie więcej,
rozgrzać do czerwoności, pociągnąć za sobą tłumy.
- Nie wiem, czy zwróciłaś uwagę, ale część naszych wspólnych znajomych na
Facebooku w ogóle nie odniosła się do tego, co się wydarzyło – zauważył kuzyn.
Owszem, nie uszło mojej uwadze, że niektóre osoby nawet nie zapaliły
przysłowiowej świeczki, jak to zwykle czynią internauci w obliczu ludzkich
tragedii, w tym wypadku po śmierci zamordowanego polityka.
Nic. Zero współczucia, zero zainteresowania. Jakby w ogóle się to nie
wydarzyło. W dodatku na tej okrutnej śmierci się nie skończyło. Ponieważ
wydarzyło się to w dniu, w którym grała
i kwestowała na rzecz osób potrzebujących Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy,
niejako rykoszetem dostało się także i jej, a zwłaszcza jego pomysłodawcy i
zaangażowanemu twórcy, Jurkowi Owsiakowi.
Echa jednej i drugiej traumy dla narodu polskiego słychać będzie jeszcze bardzo
długo i trudno przewidzieć, jaki będzie efekt końcowy.
Śledziłam tamtego pamiętnego dnia, i śledzę nadal, profile internetowe moich
znajomych, których zaprosiłam, bądź sama przez nich zostałam zaproszona do
grona wspólnych znajomych na Facebooku. I dokonałam przerażającego odkrycia.
Ci, których nie stać było na odrobinę empatii wobec rodziny zamordowanego, ani
traumy Jurka Owsiaka, to w większości ci sami ludzie, którzy mianują się
wielkimi katolikami i patriotami.
Pytam się więc, gdzie, moi drodzy Znajomi, wielcy katolicy i obrońcy praw
jeszcze nienarodzonych, przeciwnicy praw kobiet i ludzi innej wiary oraz nacji,
gdzie Wasze sumienie? Gdzie się podziały Wasze morale, wszczepiane Wam od
dziecka przez rodziców i księży? Gdzie prawdy wiary, które wyznajecie z taką
gorliwością i z wielką pompą reprezentujecie podczas kościelnych świąt?
Odpowiem Wam. Nie ma, bo ich nigdy nie było. W środku Was jest pustka. Jest
puste miejsce. Albo dla odmiany pełne, wypełnione zawiścią i nienawiścią. Ci
drudzy, na wpół już zżarci z nienawiści do innych, chowają się za fasadą
swojego wygenerowanego przez samych siebie, strachu. Strachu, bo ktoś zobaczy,
co tak naprawdę mają w sercu.
Najbezpieczniej przecież nic nie powiedzieć, nic nie napisać. Bo jeszcze ktoś,
nie daj Boże, dowie się, co sobą reprezentujecie.
- To przykre – powiedziałam do Michała. – Mam kilku znajomych pisarzy i poetów.
Dasz wiarę, że w tym trudnym dla nas Polaków czasie, te osoby, o których dotąd
myślałam, że są naprawdę ludźmi w porządku, nie poświęcili w swojej twórczości ani
słowa na temat tego, co się ostatnio wydarzyło?
- Dam – odparł kuzyn. – Bo i ja znam takowych.
Zamiast tego wypisują jakieś dyrdymały o swoich pokrętnych uczuciach do kobiet,
teściowych lub rozwodzą się nad przysłowiowym schabowym, itd. Czasem żartem,
czasem na poważnie. Nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać. Co to w ogóle ma
być? To tak, jakby ubrać się w kolory czerwieni na pogrzeb i zamiast smutnych,
żałobnych pieśni, wyśpiewywać rubaszne piosenki.
A już w ogóle nie mogę pojąć, jak to jest możliwe, żeby znajomy szafarz (na
szczęście nie z mojej miejscowości), ten, który razem z księdzem podaje do ust
wiernym Komunię św., i który ma być wzorem wszelkich cnót człowiekiem, wykazał
się kompletnym brakiem reakcji. Nie potępił nienawiści, nie wyraził odrobiny
żalu wobec tego, co się stało. Nic, zero empatii.
Michał też nie mógł tego zrozumieć, ani nawet nie próbował jakoś wyjaśnić, czy
choćby kogoś z nich usprawiedliwić. Zamiast tego pytał:
- Gdzie my żyjemy? W jakim kraju? Rzekomo jesteśmy prawi i sprawiedliwi, dobrzy
katolicy, hołdujący Bogu, nie mamonie. Czy naprawdę tacy jesteśmy, my Polacy?
Jakaś konkluzja? Nasuwa się sama.
Podobno u nas nie ma terrorystów. Nie musimy obawiać się imigrantów. To prawda,
nie musimy, mamy swoich.
Ani obawiać się, że wyznawcy jakiejś innej religii zechcą zniszczyć naszą. Też
prawda! Nie musimy, część z nas rodaków zrobiła to już dawno, hołdując sekcie
Rydzyka.
Nie musimy obawiać się szatana. Szatan od dawna jest już wśród nas. Zniszczył
nasz kościół i zawładnął sporą częścią dusz w tym kraju.
Nie musimy obawiać się chemii w pożywieniu ani GMO. Większość z nas regularnie
zatruwa swoje umysły i ciało. Głównie nienawiścią, chamskimi słowami,
chciwością i zazdrością.
Nie musimy też być patriotami. Bo po co? Nasz kraj został już sprzedany. Komu?
Wszyscy wiemy. Polski już nie ma. Jest Imperium Rydzyka. Poza tym, asekuracyjnie, duża
część rodaków ma już drugą ojczyznę. Anglię, Norwegię, Niemcy…
Może w ogóle nie musimy się w nic angażować. Może wzorem innych „przykładnych”
katolików wystarczy wstawić na fejsie parę obrazków przedstawiających Jezusa i
Jego Rodzinę, i nawoływać do modlitwy. Albo pójść w innym kierunku. Może
wystarczy umieścić kilka fotek markowych ciuchów, albo pochwalić się zdjęciami
z zagranicznych podróży? Może niektórym to wystarczy… Mnie nie.
- Ani mnie – powiedział Michał. – Będę
dalej napiętnował zło i nawoływał do opamiętania się. Będę dalej walczył z
hipokryzją i nietolerancją. Czy się to komu podoba czy nie, po prostu stanę po
tej dobrej stronie.
- Ja też.
Może to zabrzmi patetycznie, ale przesłanie kuzyna i moje brzmi:
- I Ty stań po dobrej stronie! To Ci się opłaci. Pamiętaj, że karma zawsze
wraca!