niedziela, 23 września 2018

Na szacunek trzeba sobie zasłużyć


Michał, mój kuzyn, ten sam, o którym dawno nie pisałam, zjawił się u mnie późnym popołudniem. Już od progu było widać, że jest mocno poirytowany. Ożywiona gestykulacja, zaciśnięte usta, przez które z trudem wydobywało się coś w rodzaju syczenia, to charakterystyczne oznaki tego, że coś lub ktoś bardzo go zdenerwował. Szybko okazało się, że chodzi o ten drugi przypadek, a dokładniej mówiąc o pewną panią w podeszłym wieku. Owa pani, to nie kto inny, tylko jego ciotka, która jak się nieraz miałam okazję przekonać, swoim zachowaniem potrafi zgniewać prawie każdego w promieniu kilku kilometrów. Gdy więc wymówił jej imię, podniosłam wzrok w kierunku sufitu i westchnęłam:
- Współczuję! Znowu was odwiedziła?
- Nie wiem po co moja matka stale ją zaprasza – usłyszałam w jego głosie rozżalenie.
- Jak to, po co? Przecież to jej bratowa. Chce mieć z nią kontakt. Obie są w podobnym wieku…
Michał nie pozwolił mi skończyć zdania. Na wspomnienie tego ostatniego, niemal wpadł w szał. Nie rozumiałam tego, ale przecież wszystkiego rozumieć nie muszę. Zresztą, z góry wiedziałam, że zaraz i tak mi to wyjaśni.
Wuj, czyli brat jego matki, już od dawna nie żył. Toteż nie dziwiło mnie, że ciotka Marta, samotna wdowa, której dorosłe dzieci mieszkały w odległych miejscowościach, nader często odwiedzała rodzinny dom Michała. Czuła się po prostu samotna.
- Tak! Wszystko to wiem. Rozumiem. Ale czy ona musi być taka paskudna? – Odparł kuzyn, kiedy próbowałam, zresztą nie wiem, który już raz, uświadomić mu jej trudną sytuację.
- Nie wiem, czy musi. Ale na pewno potrzebuje gdzieś rozładować nagromadzony w jej ciele stres. Mogłaby oczywiście robić to w inny sposób i gdzieindziej, ale pewnie się nad tym nawet nie zastanawiała… Trzeba by podsunąć jej jakiś pomysł – zasugerowałam, myśląc o jakichś zajęciach dla seniorów, gdzie mogłaby spożytkować swoje siły i podzielić się z rówieśnikami poglądami na życie. Jak mniemałam, które pokrywałyby się z jej równolatkami.
Kuzyn podzielał moje zdanie w tej kwestii, ale i tak nie przestawał na nią narzekać.
- Problem polega na tym, że jej poglądy nijak nie przystają do współczesnego świata. Po prostu opowiada bzdury! Kto chciałby tego słuchać? W dodatku usiłuje nakłonić wszystkich do przyznania jej racji. Wręcz wymusza to na innych!
Trochę znam ciotkę Michała i osobiście za nią nie przepadam. Ba! Raczej staram się wszelkimi sposobami jej unikać. Ale cóż mogę powiedzieć ponad to, że rodziny się przecież nie wybiera? Ani to odkrywcze, ani pocieszające.
Michała też nie pocieszyło, irytacja nie znikała z jego twarzy. W dodatku okazało się, że jego własna matka udzieliła mu reprymendy, pouczając go, iż starszym się ustępuje.
- Miejsca w autobusie, w tramwaju, to i owszem. Przepuszcza się starszych przodem, szanuje, pod warunkiem, że sobie na ten szacunek zasłużyli – burzył się. – Ale nie wtedy, gdy gadają bzdury! Wtedy trzeba sprowadzić ich na ziemię!
- Zależy w jaki sposób to robisz… - ośmieliłam się wtrącić, co z gruntu mu się nie spodobało.
- Normalnie się nie da – przekonywał mnie. – Nic do tej kobiety nie trafia! Zaprogramowali ją na komunę, którą stale zachwala, bo przecież jej zdaniem w tamtych czasach ludziom żyło się znakomicie!
Doskonale pamiętam czasy peerelu i wiem, że tylko nielicznym żyło się dobrze. Innym jako tako lub zwyczajnie marnie. Ciotka Marta należała do tej pierwszej grupy. Trudno więc się dziwić, że wracała pamięcią do tamtego okresu. Pewnie w głębi duszy marzyła o tym, by te czasy wróciły. Kobieta była nauczycielką podstawówki w niedużym miasteczku, gdzie większość mieszkańców się znała. Pracowała, jak sama wspominała, po 4-5 godzin (lekcyjnych) dziennie. Do tego miała trzy miesiące urlopu (ferie letnie, zimowe i po kilka dni wolnych przed świętami. Płatny roczny urlop na poratowanie zdrowia, dodatek mieszkaniowy i wiele innych korzyści. O łapówkach od rodziców nie wspomniawszy. Ciotka nawet się tego nie wypierała, bo i po co, skoro w tamtych czasach było to normą. Połowa miasteczka kłaniała jej się w pas z wiadomych powodów. I nagle wszystko to się zmieniło. Zmieniły się rządy, reforma goniła reformę, zaczynało brakować pracy. Kobieta miała to szczęście, że była przed emeryturą i nie musiała przystosowywać się do innych, trudnych warunków zawodowych. Niewiele więc doświadczyła „tego złego”, o którym stale mawiała w ten sposób. Po drodze spotkała, albo raczej wpadła w szpony, ojca Rydzyka. I to był przysłowiowy gwóźdź do trumny, bo za jego sprawą coraz bardziej odstawała od normalnego życia, które niosło za sobą wiele nowego, a z którym nie umiała i nie chciała się pogodzić. Toteż, gdy na horyzoncie pojawiła się iskierka nadziei, a potem płomień, że wróci stare, którego tak bardzo pragnęła, z całych sił zaangażowała się w to, by tak się stało.
Co mogła zrobić w tej sprawie stara kobieta, której demencja powoli zaczynała zaglądać w oczy? Ano mogła agitować, wbijać szpilę, tam, gdzie się jej nie spodziewano, doprowadzać do kłótni między najbliższymi, i nie tylko. Mogła też opowiadać różne nieprawdziwe historie, które, kto wie, czy nie powstały tylko i wyłącznie w jej głowie, rozsierdzając tym najbliższych krewnych i znajomych. I to właśnie robiła ciotka Michała.
- Potrafi rozwalić każdą imprezę – żalił się kuzyn, mając na myśli wspólne biesiadowanie rodzinki przy stole przy okazji świąt czy rocznic urodzin.
Ponieważ sama byłam kiedyś tego świadkiem, nie miałam powodu mu nie wierzyć.
- Nikt z nią nie chce dyskutować, więc zwraca się do każdego imiennie, zadając pytania w stylu: - To kto twoim zdaniem powinien teraz rządzić? Albo podawała nazwiska osób z pierwszych stron gazet, których natychmiast należy zamknąć w więzieniu, rozliczyć, zabrać majątki i przekazać na kościół.
Okazywało się zwykle, że gdy wywołana do odpowiedzi osoba podała nazwisko, które jej się nie spodobało, natychmiast wszczynała awanturę. Mieniła się wielką katoliczką, ale w gruncie rzeczy przepełniona była nienawiścią do ludzi innych nacji i religii, nazywając ich niegodnie, słowami, których nie sposób tu przytoczyć. Każdy, kto był bogatszy od  niej samej lub jej synów, w jej mniemaniu był złodziejem. Ile przykrych słów wypowiedziała pod adresem polityków z partii, których nie popierała, nie zliczyłby nawet najwytrawniejszy matematyk. A wydawałoby się, że to przecież osoba wykształcona, która przecież na dodatek kiedyś uczyła nasze dzieci…
- I ja mam mieć dla niej szacunek?! – złościł się kuzyn. – Mam komuś takiemu ustąpić miejsca, jak chce moja matka, czyli jej przytakiwać!
Nie wiedziałam, co powinnam była mu odpowiedzieć. Bo szacunek szacunkiem względem starszych osób, ale nie można dopuścić do tego, by osobniki podobne ciotce Marcie sterowały życiem innych. Życiem, o którym mają mgliste lub wypaczone pojęcie.
Nie dziwi mnie więc, że młodsi ludzie nie chcą dyskutować ze starszymi i odżegnują się od nich jak diabeł od święconej wody. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, bo znam wiele bardzo miłych, starszych osób, w towarzystwie których chętnie przebywam. Problem polega na tym, że obie strony muszą wzajemnie chociaż próbować zrozumieć swoje światy. Gdy jedna ze stron nie wyraża w tym kierunku najmniejszej chęci, nigdy nie osiągnie się ładu ani porozumienia.
Kiedyś ktoś powiedział mi, że przeszłość należy odkreślić grubą kreską. Co najwyżej wyciągnąć wnioski, ale przestać do niej wracać. To, co było, już się nie powtórzy. Należy żyć dniem dzisiejszym. Na tym skupić swoją największą uwagę. Nie ukrywam, była to mądra rada.
Co zaś się tyczy szacunku do starszych osób, uważam, że należy on się każdemu. Nie tylko starszym, ale młodszym także. Przede wszystkim zaś trzeba sobie na niego zasłużyć. Może więc to Michał powinien uświadomić swojej matce?

sobota, 22 września 2018

SMUTNEJ PANI DLA KAPRYSU


Ujmujące w swej prostocie
od skwaru słońca piegowate
żółte, niebieskie, fioletowe
przybrane w liście szablowate

wznosiły lica ku słońcu
skupione na miejskiej rabacie
niczym proste i dumne dziewki
wokół stołu w wiejskiej chacie

wśród kamienic szarych cieni
bezdusznych bruków i betonów
wyrosły nagle jak spod ziemi
niczym bociany wśród zagonów

otępione gwarem miasta
milczące, nie dostrzegły zrazu
przygodnej, niemłodej kobiety
z twarzą raczej bez wyrazu

w piękno kwiatów zapatrzona
przystanęła z zaciekawieniem
rozkoszując się widokiem
uraczyła je westchnieniem

z pewnością to dla niej…

z dobroci serca Bóg łaskawy
rzucił do stóp przepiękne kwiaty 
i tak to smutną twarz rozjaśnił
kawałek zwykłej, miejskiej rabaty





wtorek, 11 września 2018

BESKIDY WIDZIANE PREZ SZYBĘ SAMOCHODU


Zamajaczyły na horyzoncie
przez małą chwilkę
jak oka mgnienie
w pożodze słońca całe tonące
jak gdyby chyłkiem
kradły promienie
sycąc się ciepłem z niebios zesłanym
lśniły jak zbroja
straży, co strzeże
wrót gdzieś do krain zaczarowanych
gotowych w bojach
polec w ofierze

przez małą chwilkę, moment zaledwie
przez szybę auta
mknącego w dal
patrząc na boki jakby bezwiednie
dostrzegłam piękno
beskidzkich hal
niebo, co pieści swoim błękitem
łagodne szczyty
i zieleń drzew
urok Beskidów owiany mitem
i w pamięć wryty
górali śpiew