środa, 3 lutego 2016

Jest jak jest - felieton

- A niech to wszyscy diabli! – tymi słowami przywitał mnie mój kuzyn, Michał, składając mi wizytę.
- Aha… - zaczęłam rozmowę nieco podejrzliwie, od razu domyślając się, że coś go gnębi.
- No, mów, co cię trapi – zachęcałam go do zwierzeń, sadzając przy stole i częstując kawą.
Michał rozejrzał się wokół, jakby czegoś szukał, wykrzywił usta i pokręcił nosem.
- W zasadzie nic konkretnego, ale czasy teraz takie…
- A! Czyli to, co wszystkich! – błysnęłam swoją elokwencją.
- Ty też masz wrażenie, że stale ktoś cię śledzi i podsłuchuje? – spytał dziwnie tajemniczo.
- Nie… Ale chyba wiem, do czego zmierzasz. To się podobno nazywa schizofrenia – odparłam żartobliwym tonem.
- Żartuj sobie, żartuj! A ja całkiem poważnie. No, bo jak wytłumaczyć to, że jeśli do kogo telefonuję, to ten ktoś błyskawicznie kończy rozmowę, tłumacząc się, że ma coś ważnego do załatwienia. W słuchawce zaś słychać jakieś podejrzane echo. Albo inny przykład. Wokół mnie ciągle jest mnóstwo ludzi. Snują się bez celu. Ale, gdy próbuję z kimś wdać się w rozmowę, to niemal zawsze jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności nagle okazuje się, że mu się spieszy i nie ma czasu na pogawędkę?
- Czasy teraz takie. Wszyscy stale się gdzieś spieszą. Albo po prostu unikają z tobą kontaktu, bo jesteś nudziarzem – dokuczałam Michałowi bynajmniej nie złośliwie.
My już tak mamy. Ilekroć się spotykamy, nasza rozmowa przebiega mniej więcej podobnie. Trochę w niej żartów, trochę ironii, wzajemnego prześmiewania się. Ale nikt się nigdy nie obraża. Bo i po co? A poza tym, takie mamy geny. Dzisiaj też było podobnie. Szydziliśmy z siebie nawzajem.
- Nie masz czegoś rozgrzewającego do tej kawy? – spytał po chwili, zmieniając temat, tłumacząc, że na zewnątrz strasznie zimno.
- Tylko imbir i cynamon. Może być? – odparłam robiąc przy tym jak najbardziej poważną minę.
Okazało się, że jednak nie o to mu chodziło. Zdradził, że przez mróz samochód nie chciał rano mu odpalić i zmuszony był pojechać do miasta autobusem. Nie to jednak było najstraszniejsze. Na przystanku spotkał, także oczekującą na przyjazd autobusu, naszą wspólną znajomą. Awersję do owej pani przejawiał od dawna, ale tego dnia dla odmiany rozbawiła go na dobre.
- Wyobraź sobie – zaczął swoją opowieść kuzyn – Bentlejka siedziała na ławce i na głos odmawiała modlitwę różańcową. Niby nic w tym złego, ale na przystanku było jeszcze kilku podróżnych. Chciałabyś widzieć ich miny? – spytał.
- Niekoniecznie – odpowiedziałam, domyślając się ich reakcji. – Pewnie modliła się, żeby autobus szybciej przyjechał – żartowałam. – Ale zaraz, jak ty ją nazwałeś? – spytałam z zaciekawieniem.
Od razu domyśliłam się o kogo chodzi.
- Bentlejka?
- No tak. Wszyscy tak na nią mówią. Nie słyszałaś?
- Jakoś nie, ale zapamiętam – roześmiałam się.
- Bentley to samochód Ojca Dyrektora – tłumaczył z namaszczeniem, gdy ja pokładałam się ze śmiechu. - Nie wiesz, że teraz trzeba mówić szyfrem i każdy powinien mieć swój pseudonim, który utożsamiałby go z tym, czym się zajmuje i interesuje? – spytał rozbrajająco.
- Po linii partii, czy według rozdzielnika? – naśmiewałam się. – Jakiego?
Tak postawione pytanie rozbawiło mnie jeszcze bardziej.
Michał jednak nie podzielał mojej wesołości. Powiedziałabym, że wręcz zachowywał się jak małe, przestraszone dziecko i wszędzie wietrzył inwigilację.
Przyznam, że docierają do mnie wiadomości z kraju i ze świata, ze wsi oczywiście też. Pilnie śledzę Internet i telewizję oraz słucham wiejskich plotek, ale widocznie coś mnie ominęło, bo nie rozumiałam nagłej zmiany w jego zachowaniu.
- Mój drogi! Czy ty nie za bardzo przejąłeś się zmianą władzy w naszym kraju? – spytałam czysto retorycznie. - Bo jeśli tak, to pozwól, że ci przypomnę, iż nie masz na to najmniejszego wpływu.
Przypomnienie mu o tym zaowocowało wielkim obruszeniem się. Zauważyłam, że podobnie reaguje niemal każdy mężczyzna, który choć trochę interesuje się polityką. Wielu wydaje się, że najlepiej się na niej znają i od ręki znaleźliby lekarstwo na każdą bolączkę tego świata, gdyby tylko dopuścić ich do władzy. Ponadto jeden z drugim bez końca przeżywa niekończącą się traumę właśnie w związku z tym, że go do niej nie dopuszczono. Usiłowałam nawet pociągnąć ten temat, ale kuzyn nie chciał mnie słuchać. A na dowód tego, że jest tak jak jemu się zdaje, czyli wróciły dawne czasy, w zanadrzu miał kolejny przykład, a raczej pytanie.
- O naszym znajomym Zoologu, znawcy lemingów, też pewnie nie słyszałaś?
- Nie – przyznałam szczerze coraz bardziej rozbawiona.
Szybko jednak domyśliłam się, o kogo może chodzić. Był we wsi taki ktoś, kto miał niezwykły dar rozpisywania się na Facebooku na temat byłej władzy, nieustająco nazywając ich członków lemingami. Nie miałam jednak pojęcia, że w związku z tym nadano mu taki przydomek. On sam pewnie też nie był tego świadom.
To, co ja uznawałam za zabawny przydomek, Michał i jemu podobni nazywali pseudonimami, wietrząc w tym czasem niepotrzebną sensację. Nie mniej jednak zaciekawiło mnie, czy i komu nadano jeszcze jakieś mniej lub bardziej zabawne przezwisko. Michał nie dał się prosić. Sypał przykładami jak z rękawa. Okazało się, że w naszej wsi jest pani Rechotka, słynąca z głośnego mówienia i ciętego języka. Jest też Filozof, oczywiście bez pracy. Działkowiec, który nie posiadał własnej działki, ale za to interesowały go wszystkie grunty, które są we wsi do przekwalifikowania i sprzedaży. Jest pan ORMO Czuwa i pan Badyszach. Pani Coco Chanel, która pomimo swojego nieco leciwego wieku często paraduje w mini i w czerwonych szpilkach. Są oczywiście Pijusy, i to aż trzech, których głównie spotkać można w okolicach sklepów. Jest też pani Derektorka, z akcentem na pierwsze e, która zawsze marzyła, by nią zostać, ale jak dotąd się jej nie udało.
Lista była długa. Wszystkiego nie zapamiętałam, ale i tak uśmiałam się jak nigdy. Ciekawiło mnie, jaki przydomek nadano mnie. Niestety Michał nie chciał mi zdradzić. Podejrzewam więc, że nie jest zbyt miły, stąd ta konspiracja.
- A ciebie jak nazywają? Przyznaj się! – wymuszałam na Michale.
- Nie wiem. Ale jak się dowiem, dam ci znać – usłyszałam.
W gruncie rzeczy nie musi. Biorąc pod uwagę obecną sytuację w naszym kochanym kraju i śledcze zakusy kuzyna, nazwałam go Radiem Wolna Europa.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz