Zdjęcie: Pixabay
Właściwie to
przedświątecznym, bowiem do świąt wielkanocnych zostało jeszcze trochę czasu.
Niemniej jednak odliczanie czas zacząć.
Wczoraj zadzwonił do mnie kuzyn Michał. Ten sam, o którym już wiele razy
pisałam, chociaż ostatnio jakoś tak rzadziej. I w pewnym sensie swoim pytaniem
przyprawił mnie o zawrót głowy.
- Czy ty w tym roku kupujesz świąteczne pisanki w sklepie, czy ozdabiasz jajka
własnoręcznie? – spytał. I nie czekając na moją odpowiedź drążył temat.
- A może tak jak większość z nas, po prostu totalnie wszystko olewasz?
Pytanie mnie zaskoczyło, choć z założenia było bardzo proste.
- Nie, nie olewam. Skąd taki pomysł? – Odparłam szczerze, nie bardzo rozumiejąc,
do czego zmierza.
- No bo widzisz… przy tej ciągle rosnącej inflacji cześć moich znajomych
stwierdziła, że ma to wszystko gdzieś, nie powiem gdzie. Krótko mówiąc,
odwołali święta.
Po chwili dodał:
- Moja żona też się zawzięła. Zapowiedziała, że upiecze tylko jedno ciasto i
baranka. A z wykwintnym pieczystym na obiad możemy się pożegnać. Żurek będziemy
jeść przez całe dwa dni. Na śniadania, obiady i kolacje. Jajka oczywiście będą
tylko w żurku.
- O, to robi się ciekawie – wtrąciłam się w rozmowę.
- Poza tym, nie ma zamiaru wydawać pieniędzy na zbędne czekoladki w sreberkach
ani plastikową chińszczyznę. W ogóle jajka podrożały, więc nie widzi powodu,
żeby je kupować w nadmiarze i przyozdabiać samemu. Nawet w łuskach cebuli,
szpinaku, czy wywarze z buraków. Po co
to komu?
Nie zapomniał wspomnieć o tym, że warzywa, to dopiero podrożały! A stare
dekoracje z poprzednich lat po prostu się odkurzy, albo nie będzie wyjmowała
ich z szuflad wcale.
Potem poinformował mnie, że o wiosennych porządkach też ma zamiar zapomnieć.
Szkoda pieniędzy na te wszystkie detergenty…
- Hm… można i tak – odparłam z przekąsem. – Ale święta to święta. Muszą się
czymś wyróżnić. To może chociaż jakaś naleweczka? – Spytałam Michała, wiedząc,
że na samo jej wspomnienie pewnie pociekła mu ślinka. Michał co prawda do osób
lubujących się w alkoholu nie należy, ale to przecież mężczyzna. Piwka by nie
odmówił, a skoro tak…
- Nie ma takiej opcji – mówił nieco zawiedzionym tonem.
A potem opowiedział, że nosił się z zamiarem przyrządzeniem nalewki na
szczególne okoliczności, ale żonka zamyka przed nim cukier na siedem spustów.
- Nie wiem, czy ci współczuć, czy zazdrościć – wyraziłam swoją opinię,
tłumacząc to tym, że sama poszłabym w ślady żony Michała. Za wyjątkiem może
tego żurku. No i trochę mi żal tej całej oprawy świątecznej… Mimo wszystko to
jednak fajny klimat. Zasugerowałam, że może więc chociaż do kościoła na
święconkę by pójść, jeśli już na nic więcej. Michał jednak stanowczo
zaprzeczył.
- Na rezurekcję pewnie też się nie wybierasz? – Spytałam przekornie, znając
kuzyna na tyle dobrze, iż z góry znałam odpowiedź.
- Do kościoła?! – Oburzył się, przypominając mi ostatnie afery. – Tam to
dopiero są niezłe jaja!
- Mój drogi, a tam na górze to niby nie? – Kontynuowałam temat, nie mając
bynajmniej na myśli niebieskiego błękitu, chmur i obłoków.
I jakby na to nie spojrzeć, pomyślałam sobie, że świąteczna atmosfera z jajami
w tle już zaczęła się jakiś czas temu. Tyle że nie bardzo już stać nas na te
jaja, które z roku na rok są coraz większe i coraz więcej nas kosztują.
A jaja jak to jaja, mają kruchą skorupkę. No i trzeba pamiętać o tym, że czasem
może wykluć się z nich coś zgoła nieoczekiwanego.
I do końca nie wiem, czy dzielić się z Wami tym jajeczkiem, czy też sobie
odpuścić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz