poniedziałek, 18 kwietnia 2016

ZAŚPIEWAM CI LOSIE PIOSENKĘ

Pozostało gdzieś w tyle chwil tyle
za nami
przed oczami cień nocy
wspomnienie dnia
myśli schodzą lawiną i giną
po prostu
rozpędzona machina
w nieznane gna
jutro spojrzysz mi w oczy, zaskoczysz
jak zawsze
zmącisz spokój mej duszy
ot, taka gra
wisieć będziesz nade mną, przede mną
codziennie
nie wiadomo jak długo
i co mi dasz
zbierzesz losie jak zwykle pokłosie
swej pracy
możliwie ile się da
i tak to trwa
la, la, la, la
i tak to trwa
la, la, la, la…
Zaśpiewam ci, losie, piosenkę
a ty chwyć mnie do tańca pod rękę
zatańczymy ze sobą walczyka
tylko, losie, mi znowu nie fikaj
la, la, la, la
niech tak to trwa
la, la, la, la
nich tak to trwa

czwartek, 7 kwietnia 2016

Wirtualne ciasteczka - felieton

Za oknem padał deszcz. Kwietniowa aura nie zachęcała do wyjścia z domu. Postanowiłam więc usiąść przed komputerem i trochę pobuszować w Internecie. Powoli trzeba było przymierzyć się do wakacyjnego wyjazdu i poszukać turystycznych ofert. Znalazłam nawet kilka interesujących. W sam raz na naszą kieszeń. Skopiowałam potrzebne linki, by móc skonsultować oferty z mężem po jego powrocie z pracy. Potem sprawdziłam jeszcze to i owo. Na porządku dziennym było też zerknięcie w małe okienka-zdjęcia, pojawiające się po prawej stronie ekranu monitora, bezpośrednio na samej górze, czasem na dole, w zależności od portalu. Tak zwane cookies, czyli ciasteczka. Przedstawiały buty, sukienki, biżuterię i inne precjoza. Pojawiały się i znikały. Z czasem ustępowały miejsca innym przedmiotom, które wzbudziły moje zainteresowanie. Mogłam w wielkim skrócie zobaczyć niemal wszystko to, czego ostatnio szukałam, przeglądając Internet.
Przyznaję, czasem kupuję coś w Internecie, a czasem tylko podglądam, co jest modne w obecnym sezonie. Szukam podpowiedzi, co warto kupić, a czego absolutnie należy unikać. Jak wszyscy użytkownicy Internetu. Ale irytuje mnie, kiedy pozostali użytkownicy komputera poprzez owe ciasteczka natychmiast muszą o tym wiedzieć, znać wszystkie odwiedzane przez mnie „internetowe ścieżki”.
Moje zdanie w pełni podzielała przyjaciółka Baśka. Tego dnia starym zwyczajem wpadła na kawkę.
- Wyobraź sobie, że ostatnio oberwałam za to od szefa w pracy – pożaliła się. – Znalazł w moim komputerze kilka ciasteczek „zdrajców”, które nijak nie można było pokojarzyć z wykonywaną przez mnie pracą.
- No i słusznie, że oberwałaś! – nie żałowałam jej. – W pracy się pracuje, a nie buszuje po Internecie.
- Tyle że akurat z pozostałymi pracownicami szukałyśmy prezentu dla odchodzącej na emeryturę koleżanki…. – tłumaczyła się.
Nie miałam powodu jej nie wierzyć, co nie znaczy, że ją rozgrzeszałam. I niezrozumiałe dla mnie było, dlaczego robiła to w pracy, skoro miała świadomość, że szef czasem zagląda do ich służbowych komputerów. Ale przyjaciółka miała na to swoje wytłumaczenie.
- Chciałyśmy wszystkie wspólnie to skonsultować, więc wysyłałyśmy do siebie linki... No i nie dość, że szef mnie zwymyślał przed wszystkimi, to jeszcze Marysia dowiedziała się, czego dla niej szukamy – biadoliła Baśka.
Rzeczywiście głupio wyszło, ale nie zamierzałam się przejmować narzekaniem Baśki. Zwłaszcza że do drzwi zapukał Michał, mój kuzyn, więc pobiegłam je otworzyć. Przywitał się z nami i dołączył do grona delektujących się kawą i ciasteczkami. Tymi realnymi, kupionymi w pobliskim sklepie.
- Częstujcie się – zachęcałam ich. – Są naprawdę wyśmienite!
- Rzeczywiście, choć tuczące – przyznała Baśka, która nie byłaby sobą, gdyby nie pogrymasiła. I jak zwykle dodała: – Znowu mi przybędzie trochę tłuszczyku po bokach. Ale przynajmniej „nie leżą na wątrobie”, jak te wirtualne.
Michał nie zrozumiał jej komentarza, więc musiałyśmy mu wytłumaczyć, dlaczego ciasteczka stały się solą w oku Baśki, a po trochę i moim.
- Cha, cha! - Roześmiał się nagle. – Ja to mam większy problem!
Potem opowiedział, co odkryła jego żona.
- Dopóki szukałem w Internecie elektroniki, części do samochodów i takich tam drobiazgów, wszystko było w porządku. Ale nie chcecie wiedzieć, jak zareagowała, kiedy zacząłem odwiedzać strony dla dorosłych.
Prawdę mówiąc chciałyśmy wiedzieć. Ale Michał, rozbawiony, nie za bardzo był w stanie mówić. W każdym razie mówił nieskładnie, nadrabiając gestykulacją rąk.
- Nie mów! – Chichotała Baśka, a ja razem z nią. – Na widok takich „ciasteczek” z pewnością wpadła w furię.
Obie doskonale wiedziałyśmy, że kto jak kto, ale żona Michała jest straszną zazdrośnicą. Ale żeby zaraz wściekać się o to, że Michał ogląda w necie pornostrony? Było to dla nas niezrozumiałe. Zrozumiałyśmy, że jej reakcja jednak była adekwatna do sytuacji, kiedy kuzyn uznał za stosowne do czegoś się jeszcze przyznać.
- Pech chciał, że wcześniej szukałem w necie prezerwatyw… Można je tam kupić o wiele taniej.
I wszystko jasne! Naszym śmiechom nie było końca. Kiedy wreszcie emocje opadły, wspólnie uznaliśmy, że wirtualne ciasteczka w niektórych sytuacjach mogą nam bardziej zaszkodzić niż te realne. Michał dodał, że po tym, jak się wszystko wydało, na widok wirtualnych ciasteczek do dziś go mdli. I jest namacalnym dowodem na to, że wtedy nie tylko podskoczył mu cukier, ale też, bez dwóch zdań, wzrósł mu poziom adrenaliny i cholesterolu. No cóż, nie od dziś wiadomo, że stres szkodzi zdrowiu.
Suma summarum: Wszyscy je uwielbiamy, ale jakie by one nie były, zawsze mogą zaszkodzić.


poniedziałek, 4 kwietnia 2016

PRZEZ RÓŻOWE OKULARY

Bywa że mnie wszystko męczy
drażni, nuży, irytuje
stres zatruwa myśli, duszę
siadam wtedy w ciemnym kącie
i jak mantrę wciąż powtarzam
że już pora
coś z tym w końcu zrobić muszę

przez różowe okulary
spojrzeć na świat chciałoby się
on co prawda dalej szary
lecz inaczej widzi go się
wzrok oszukać łatwo da się
lecz nie duszę
ona temu nie da wiary