Współcześni
Kain i Abel to potomkowie biblijnych Ewy i Adama w którymś z kolei pokoleniu. Są
wykształceni, dobrze ubrani, dbają o swój rozwój umysłowy i wygląd osobisty. Wydawać
by się mogło, że zasadniczo różnią się od swoich prabraci.
Nic bardziej mylnego. To tylko otoczka. W rzeczywistości, pomimo wielu zmian, które zaszły na świecie i
wokół nich samych od czasu naszych praprzodków, obecni potomkowie niesławnych
rodziców nie stracili nic z cech charakterów Kaina i Abla.
Współczesny Abel dba o swoje dobre imię, rodzinę i pracę. Kainem dalej rządzi zazdrość
i nienawiść do swoich pobratymców, którzy są lepiej od niego sytuowani lub odnoszą
w życiu większe sukcesy. Omotany zawiścią nijak nie jest w stanie pogodzić się
z faktem, iż brat ma nad nim w czymkolwiek przewagę. Stara się więc zmienić ten
stan rzeczy, by samemu wysunąć się na pierwszy plan. Aby jednak tak się stało,
musi w skuteczny sposób unieszkodliwić brata.
Tyle że współczesny Kain najczęściej zabija słowem. Mówionym i pisanym. Właściwie
powinnam napisać w odwrotnej kolejności, bo też i słowo pisane wyrządza
znacznie większą krzywdę. Ślad po nim pozostaje na dłużej. Niekiedy na zawsze.
Krzywdzące słowa wypowiedziane komuś prosto w twarz bardzo ranią. I choć nie
przychodzi to z łatwością, to jednak z czasem chowa się je gdzieś głęboko na
dnie duszy lub po prostu o nich zapomina.
Gorzej, gdy ktoś wyrządził nam krzywdę, pisząc o nas obraźliwe i
przekłamane teksty w prasie, albo na
forach internetowych. Tam zostają na zawsze. W każdej chwili można do nich
powrócić i znów je przeczytać. Nigdy nie wiadomo, kiedy ten sam lub jakiś inny zawistny
Kain może ponownie wykorzystać je przeciwko nam. Kain jest w stanie czekać na
dogodną okazję nieraz całymi latami.
Abel tymczasem nieustannie zmaga się z poczuciem, iż słowa, wprawdzie skryte
gdzieś głęboko, wciąż jednak tam są. I w momencie, gdy najmniej się tego będzie
spodziewał, ponownie mogą ujrzeć światło dzienne. Tym samym powstała w wyniku
tego rana w sercu i na duszy nie ma prawa się zabliźnić. Ciągle jątrzy.
Współczesny Kain jest przebiegły i perfidny. Podpisuje się nickiem, czyli
pseudonimem, albo zmyślonym nazwiskiem.
Znajomy urzędnik, pracujący w jednym z urzędów skarbowych w średniej wielkości
mieście, zdradził mi kiedyś, iż jego urząd co roku dostaje około stu anonimów.
Co gorsza, urząd musi na nie zareagować. Sprawdzić, czy opisana sytuacja
rzeczywiście ma miejsce. Kain najczęściej wysyła anonimy listem poleconym. Oczywiście
nie podając swojego nazwiska, tylko cudze. Na donosach do urzędów skarbowych
się nie kończy. Jest jeszcze Policja, Sanepid, ZUS i wiele innych instytucji.
Zawiść ludzka różne ma oblicza. Najprościej zniszczyć kogoś w Internecie. Co
prawda poszkodowany ma prawo wstąpić na drogę sądową, a policja zmuszona jest w
tym wypadku do udostępnienia IP komputera, z którego został wysłany post szargający
nasze dobre imię, ale co z tego, skoro to musztarda po obiedzie. Fałszywa
informacja poszła już w świat, a hejterzy mają używanie. Nawet jeśli wygra się
sprawę w sądzie, sąd zasądza niewielką, wręcz żenująco niską karę. Sprostowania
zaś, zakładając, że takowe się pojawi, i tak już nikt nie czyta. Poszkodowany
zostaje „zaszufladkowany” lub jak kto woli, pozostaje z piętnem na czole. I z
tym idzie dalej przez życie. Odbija się to na jego pracy, rodzinnych i
sąsiedzkich stosunkach, o które, by uczynić je jak najlepszymi, zabiegał latami.
Po rzuconych oszczerstwach najczęściej nasz bohater stacza się po równi
pochyłej. Nie każdy bowiem potrafi sobie z tym poradzić. Bywa że na skutek
pomówień targa się na swoje życie.
Chamskie słowa zabijają. Czasem skuteczniej niż broń palna. Kain wyznaje
zasadę, że cel uświęca środki. Usuwając w ten sposób swojego brata, ma
przetartą drogę do kariery, pieniędzy i sławy. Zaciera ręce. Rzadko dopuszcza
do głosu swoje sumienie. A jeśli nawet miewa wyrzuty, zwykle okazuje się, że jest
już za późno, by cokolwiek w tym temacie naprawić.
Życie już nieraz dostarczało nam dowodów na to, że zawistny Kain to najczęściej
osoba z naszego najbliższego otoczenia. Często ktoś, po którym najmniej
spodziewalibyśmy się podłości.
A jak to się ma do nas samych? Różnie. Wielu wśród nas jest Kainów. Niektórzy
nawet nie zdają sobie z tego sprawy, że słowami wyrządzają komuś wielką
krzywdę.
Pamiętajmy więc o tym, kiedy siadamy przed komputerem, albo przy biurku przed
kartką papieru. Pamiętajmy, kiedy siadamy z przyjaciółmi przy stoliku, by
wspólnie wypić kawę i pogawędzić. Nie powtarzajmy niesprawdzonych informacji.
Nie twórzmy fikcyjnych, złych wiadomości. Zwłaszcza w Internecie. Nie chcemy
przecież być jak ten Kain…